Stanisław Mikulski znalazł szczęście u boku trzeciej żony. Wcześniej los go nie oszczędzał
Stanisław Mikulski to jeden z najbardziej lubianych przez widzów aktorów w historii polskiego kina. Jego najsłynniejsza rola, w której wcielił się w agenta J-23, przyniosła mu status supergwiazdy i ogromną popularność. Podczas, gdy życie zawodowe układało mu się po jego myśli, w życiu prywatnym nie było kolorowo. Szczęście znalazł dopiero u boku trzeciej żony.
Rola kapitana Klossa przyniosła Stanisławowi Mikulskiemu także uwielbienie kobiet. Był przystojny, świetnie wyglądał w mundurze i przypominał Jamesa Bonda. Wokół Mikulskiego kręciło się mnóstwo pięknych kobiet, najpopularniejszych aktorek tamtego czasu: Iga Cembrzyńska, Irena Karel, Barbara Brylska, Ewa Wiśniewska, Anna Zawieruszanka, Beata Tyszkiewicz.
Jeszcze na początku kariery, w Lublinie, aktor poznał swoją pierwszą żonę Wandę, primadonnę operetki. Szybko się w sobie zakochali. W dniu ślubu on miał 25 lat, a ona 19. Szybko doczekali się syna, Piotra. Po kilku latach jednak ich związek się rozpadł, a aktor przeniósł się do Warszawy. Po latach wspominał swoje pierwsze małżeństwo: "Nie wiem, czy to była wina Wandy, czy moja. Nie chcę w to wnikać, tak potoczyły się nasze losy".
Jeszcze na planie "Stawki większej niż życie", aktor poznał swoją drugą żonę, Jadwigę Rutkiewicz - kostiumografkę. Jak wspomina aktor, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Doskonale się rozumieli, oboje byli po przejściach. Ona również miała dziecko z poprzedniego związku. Jadwiga szybko zaszła w ciążę i para była przeszczęśliwa. Wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku, jednak na rogu czaiła się już tragedia...
W 1972 roku aktor był w Jugosławii, gdzie promował serial, kiedy z Polski napłynęły wiadomości o tym, że został ojcem. Szczęście bardzo szybko zamieniło się jednak w ogromny dramat. Na świat przyszedł syn małżeństwa - Bartłomiej. Chłopiec zmarł jednak po kilku godzinach.
Para, choć przeżyła wielką tragedię, bardzo szybko rozpoczęła starania o drugie dziecko. W listopadzie 1973 roku, urodził się im drugi synek - Grzegorz. Jednak podobnie, jak w przypadku pierwszego dziecka pary, i tego chłopca nie udało się uratować. Zmarł po kilku godzinach od narodzenia. Aktor swoją tragedię ukrywał przez lata, nie chciał opowiadać o tych bolesnych wydarzeniach, znajomych prosił o dyskrecję.
Po śmierci dwójki dzieci, los zgotował Mikulskiemu kolejną tragedię. W połowie lat 70. jego ukochana żona Jadwiga zaczęła poważnie chorować. Nie mogła urodzić zdrowych dzieci. Okazało się, że u Jadwigi z opóźnieniem zdiagnozowano ziarnicę - ciężką chorobę układu limfatycznego. Diagnoza była wówczas wyrokiem, kobiecie dawano zaledwie 3 lata życia.
Później okazało się, że żyła dłużej, ale choroba przysporzyła cierpienia zarówno jej, jak i mężowi. Miała niedowład nóg, przestała chodzić. Mikulski sam zapewniał żonie opiekę. Jadwiga zmarła w 1985 roku, w wieku zaledwie 47 lat. Życie aktora się zawaliło. Z relacji jego znajomych wynika, że całe dnie spędzał na cmentarzu i sprzedał dom, który tak bardzo przypominał mu ukochaną. Aktor na lata pogrążył się w żałobie.
Na szczęście po tych wszystkich tragediach czekało go lepsze życie. Aktor w Instytucie Polskiej Kultury, przy ambasadzie w Moskwie, poznał dużo młodszą muzykolożkę Małgorzatę Błoch-Wiśniewską, z którą stworzył szczęśliwą rodzinę.
Kobieta była o 23 lata młodsza od aktora, miała córkę z poprzedniego związku. Mieszkali razem w Warszawie.
"Jest to dla mnie nagroda za wszystko co mnie złego w życiu spotkało. Jeśli były w moim życiu momenty nieprzyjemne, to mój ostatni związek jest nagrodą za to wszystko. Wspaniała, cudowna, kochana dziewczyna" - powiedział w programie "Pytania na śniadanie".
Na emeryturze z chęcią wypoczywał z rodziną na Mazurach.
Czytaj więcej: Stanisław Mikulski: Stracił żonę, a śmierć jego syna ukrywano