Reklama

Stanisław Janicki: Wciąż mam energię

Jego program "W starym kinie" był telewizyjnym fenomenem. Od kilku lat w "Kalejdoskopie Polskiego Filmu" ujawnia kulisy powojennej kinematografii. Pisze autobiografię i planuje wyprawę z kamerą.

Jego program "W starym kinie" był telewizyjnym fenomenem. Od kilku lat w "Kalejdoskopie Polskiego Filmu" ujawnia kulisy powojennej kinematografii. Pisze autobiografię i planuje wyprawę z kamerą.
Stanisław Janicki wciąż w formie /M. Lasyk /Reporter

Praca zawsze dawała mu dużo satysfakcji. Niezależnie od tego, czy zarabiał na życie jako dziennikarz i pisarz, dramaturg, scenarzysta i reżyser filmów dokumentalnych, czy pracował ze studentami jako wykładowca scenopisarstwa i realizacji filmów krótkometrażowych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.

- Nigdy nie robiłem tego, czego nie chciałem, co mi nie odpowiadało. Nie usiedziałbym w jednym miejscu. Lubię ruch, kiedy coś się dzieje - mówi Stanisław Janicki.

Przez ponad 30 lat prowadził słynny cykl "W starym kinie", najdłużej nadawany program w historii polskiej telewizji. Od daty ostatniej emisji minęło 16 lat, lecz większość widzów nadal pamięta barwne opowieści Stanisława Janickiego i jego anegdoty o przedwojennych, zapomnianych produkcjach.

- Kojarzono mnie ze "Starego kina" jako prezentera w ciemnych okularach. Mówiono, że naśladuję Zbyszka Cybulskiego, później - Augusto Pinocheta, a nawet Wojciecha Jaruzelskiego. To jednak wynikało ze względów praktycznych. Ówczesne telewizyjne lampy miały bardzo ostre światło - wyjaśnia. 

Reklama



W listopadzie będzie obchodził 82. urodziny, ale młodzieńczą werwę i poczucie humoru zachował do dziś. Mimo że od kilku lat jest na zasłużonej emeryturze, nie zwalnia tempa, wolny czas to dla niego rzadkość. W stacji Kino Polska, w "Kalejdoskopie Polskiego Filmu", z wrodzonym wdziękiem opowiada widzom o kinie powojennym, a w radiu w RMF Classic w "Odeonie Stanisława Janickiego" przypomina największych bohaterów dawnego, jak i współczesnego kina.

Obecnie przygotowuje do druku autobiografię. Książka ukaże się na wiosnę przyszłego roku. - Opowiadam w niej o wielu sprawach, nie będzie to jednak wywiad-rzeka, raczej opowieść o historycznych faktach i wydarzeniach. Nie zabraknie w niej wątków osobistych. W planach mam również realizację filmu dokumentalnego o małym miasteczku w powiecie jędrzejowskim. Ten projekt traktuję nieco sentymentalnie, gdyż swój pierwszy film "Krzyż i topór" zrealizowałem na Kielecczyźnie. Można powiedzieć, że wrosłem w tę ziemię, bo przez 12 lat razem z żoną prowadziliśmy ponad czterohektarowe gospodarstwo. Do dziś mam tam przyjaciół i znajomych - zdradza pan Stanisław, który mordercze tempo życia przypłacił 9 lat temu zawałem.

- Znałem wszystkie jego objawy, ale wtedy chorowałem na ostre wirusowe zapalenie krtani. To uśpiło moją czujność i dopiero rutynowe badania kardiologiczne potwierdziły najgorsze. Kiedy powiedziałem lekarzowi, że zamelduję się w szpitalu za kilka dni, bo teraz czekają mnie obowiązki, ten złapał się za głowę - wspomina i dodaje, że zawsze pracował w terenie, rzadko kiedy siedział za biurkiem.

- Zjeździłem całą Polskę, kręcąc filmy dokumentalne i krótkometrażowe oraz jako juror na festiwalach filmowych. Miałem to szczęście, że kilka razy byłem w Japonii. To fantastyczny kraj, bardzo bliska jest mi jego duchowość. Fascynacja językiem japońskim jest tylko częścią mojego oczarowania Krajem Kwitnącej Wiśni, jego kulturą i sztuką, historią oraz religią - wyjaśnia ten znakomity znawca, miłośnik i propagator starego kina, który pierwsze dziennikarskie szlify zdobywał w redakcji "Żołnierza Wolności".

Pisał w nim przez pięć lat, do 1959 roku. - Po skończeniu studiów dziennikarskich chciałem pracować w swoim zawodzie, być w centrum najważniejszych wydarzeń, w stolicy skupiało się wszystko to, co najlepsze. Jednak aby zostać w Warszawie, należało mieć pracę i zameldowanie. Udało mi się trafić do świetnego zespołu, złożonego w większości z przedwojennych inteligentów. To była doskonała szkoła, a kiedy dostałem upragniony meldunek, zmieniłem redakcję - opowiada Pan Stanisław, ujawniając przy okazji jeszcze jeden sekret.

- W czasach szkolnych marzyłem, aby zostać reżyserem albo dyrygentem orkiestry symfonicznej. Muzyka zawsze odgrywała istotną rolę w moim życiu. Los chciał inaczej, ale muzykologię i historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim ukończył mój syn. Dziś pracuje w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina. Z Maćkiem nieźle się rozumiemy i wiem, że zawsze możemy na siebie liczyć.

Artur Krasicki


Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Stanisław Janicki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy