"Smętarz dla zwierzaków": Przeraził Stephena Kinga
"To straszny film. Bądźcie ostrożni" - napisał na Twitterze Stephen King. To chyba najlepsza recenzja dla filmu "Smętarz dla zwierzaków", który powstał na motywach jego powieści. W polskich kinach obraz będzie miał premierę 3 maja.
Po pierwszych recenzjach filmu "Smętarz dla zwierzaków" można przypuszczać, że druga filmowa adaptacja powieści Stephena Kinga - pierwszą w 1989 roku wyreżyserowała Mary Lambert - okaże się dużym sukcesem. Sam King, za pośrednictwem Twittera, przyznał, że to: "straszny film".
Reżyserzy Kevin Koelsch i Dennis Widmyer podjęli się wyzwania przeniesienia na ekran grozy, którą na kartach swojej książki stworzył King, jednocześnie przekształcając ją w coś nowoczesnego, ale nie mniej przerażającego.
Sam King przyznał kiedyś, że to jego jedyna, która go przeraziła na tyle, że nie chciał jej wydawać. Okazuje się jednak, że fundamentem tej historii jest wiele wydarzeń z jego życia.
Wszystko zaczęło się od przeprowadzki. W latach 70. King został poproszony o wykładanie na swojej macierzystej uczelni, University of Maine w Orono. Postanowił, że na ten czas przeniesie się z całą rodziną do domu w Orrington w stanie Maine. Kolejnym elementem scalającym powieść z prawdziwym życiem była droga biegnąca obok domu, na której ginęło wiele zwierząt. Zatem książkowy cmentarz założony w lesie przez miejscowe dzieci również istniał. I - jak podkreśla King - naprawdę widniał tam znak "Smętarz'.
Kolejne wydarzenia, które powoli zaczęły składać się w jedną z najbardziej poczytnych książek, to śmierć kota córki Kinga, a także zdarzenie z udziałem jego syna. W trakcie puszczania latawców, niespełna dwuletni syn pisarza pobiegł w stronę ulicy. Kingowi udało się zatrzymać go na czas, ale ten obraz niemal wżarł się w jego pamięć.
"Część mojego umysłu nigdy nie uciekła od tego makabrycznego: 'Co jeśli?'. Przypuśćmy, że nigdy go nie złapałem" - pisał King. Ta dręcząca wizja, w połączeniu z koszmarami, stała się zalążkiem powieści, która przeraziła samego mistrza horroru.
"Smętarz dla zwierzaków" - choć przeraża, przede wszystkim jest historią rodziny, która traci dziecko i pogrąża się w bólu, rozpaczy i szaleństwie. Sam autor przyznał, że jest to książka, w której "poszedł za daleko".
"Książka stała sięmakabryczna i okropna. Na jej końcu nie ma nadziei dla nikogo" - przyznał w 2006 roku w rozmowie z "The Paris Review". "Zazwyczaj oddaję szkice mojej żonie Tabby, by je przeczytała, ale tego jej nie dałem. Kiedy skończyłem, położyłem go na biurku i po prostu zostawiłem" - wspomina.
Chociaż książka została ostatecznie opublikowana w 1983 r. i okazała się sukcesem, King wciąż uważa ją za bardzo niepokojącą. "Mówiąc wprost, byłem przerażony tym, co napisałem, i wnioskami, które wyciągnąłem" - przyznał później King. "Gdybym miał wybór, nadal nie opublikowałbym 'Smętarza dla zwierzaków'. To straszna książka - choć nie w kategoriach pisania, po prostu pogrąża w ciemności. Wydaje się mówić, że nic nie ma sensu, a ja naprawdę w to nie wierzę" - podkreślił.
Innym elementem fabuły, który King zapożyczył z prawdziwego życia, jest obecność życzliwego sąsiada. To on pomógł Kingowi skomponować książkę. Julio DeSanctis, który był właścicielem sklepu naprzeciwko domu Kinga, zapewnił mu wygodną przestrzeń do napisania nowej przerażającej historii. "W domu Orrington nie było miejsca do pisania, ale w sklepie Julio znajdował się pusty pokój i tam pisałem" - wspomniał King.
Polscy widzowie będą mogli przeżyć ten dreszcz grozy 3 maja. Choć miłośnicy pióra Kinga mogą być zaskoczeni pewnymi drobnymi zmianami, jakie zostały wprowadzone w scenariuszu. "Wróciliśmy do książki i opracowaliśmy nowe, przerażające elementy tej historii" - powiedział Koelsch. - "Strach wynikający z myśli o czyjejś śmierci, utracie kogoś, kogo kochamy. To temat, z którym każdy się utożsamia, jest on bardzo uniwersalny. Ponieważ z Dennisem uwielbiamy horrory, posłużyliśmy się tym gatunkiem, aby ukazać przez co przechodzą bohaterowie, stał się on metaforą ich przeżyć. "Horror nosisz w sobie, to coś, co tkwi w tobie" - dodał Dennis Widmyer.