Reklama

Skandal w PISF-ie?

Wykończenie mieszkania szefowej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszki Odorowicz mogło być przykrywką dla wyprowadzenia ponad 100 tys. zł z założonego przez nią stowarzyszenia - wynika z ustaleń "Rzeczpospolitej".

Agnieszka Odorowicz od kilku lat robi błyskotliwą karierę - teraz jako dyrektor PISF wydaje rocznie 100 mln zł publicznych pieniędzy. Publicznymi pieniędzmi, i to idącymi w miliony złotych, obraca również Stowarzyszenie Kultury Akademickiej "Instytut Sztuki", które przed laty założyła Odorowicz.

Z ustaleń gazety wynika, że stowarzyszenie zainwestowało ponad 200 tys. zł w remont należącego do niej 80-metrowego mieszkania. W efekcie powstał świetnie wyposażony luksusowy apartament.

Mieszkanie miało być przeznaczone na pokoje gościnne i dlatego przeprowadzony został remont. Odorowicz tłumaczyła, że okazało się, iż nie mogła go sprzedać stowarzyszeniu, ponieważ długo ciągnęła się sprawa założenia księgi wieczystej. Wówczas szefowa stowarzyszenia zwróciła pieniądze, ale tylko 100 tys. zł.

Reklama

"Rzeczpospolita" pisze, że władze stowarzyszenia nie mają żadnych dokumentów potwierdzających koszty remontu. Nie ma protokołów odbioru poszczególnych etapów robót ani opinii rzeczoznawców, nie ma też na ich temat żadnych wzmianek w sprawozdaniach z działalności zarządu. Okazuje się też, że wbrew słowom Odorowicz, księga wieczysta została szybko założona i że nic nie stało na przeszkodzie, aby zrealizować umowę i sprzedać mieszkanie stowarzyszeniu.

Szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej

(PISF), Agnieszka Odorowicz, zapewniła w poniedziałek na konferencji prasowej, że zwróciła wszystkie pieniądze, jakie Stowarzyszenie Kultury Akademickiej "Instytut Sztuki" zainwestowało w adaptację jej krakowskiego mieszkania.

Zdaniem Odorowicz artykuł w "Rzeczpospolitej", "jest po prostu obrzydliwy", zawiera nieprawdę i 

insynuacje.

"Do korupcji w Stowarzyszeniu nie doszło" - powiedziała Odorowicz.

Odorowicz zapewniła, że na podstawie faktur wystawionych za ten remont przez Stowarzyszenie, zwróciła "wszelkie kwoty, wraz z odsetkami".

Jak poinformowała, było to w sumie niecałe 97 tys. złotych, czyli ponad dwa razy mniej, niż podała "Rzeczpospolita".

"W 2004 roku podpisałam umowę przedwstępną na kupno-sprzedaż mieszkania, które Stowarzyszenie chciało zaadaptować na pokoje gościnne. Do podpisania umowy właściwej nie doszło z przyczyn ekonomicznych - ceny mieszkań w Krakowie znacznie wzrosły i byłoby z mojej strony głupotą pozbywanie się takiego mieszkania. Zgodnie z umową zwróciłam więc Stowarzyszeniu wszelkie koszty, jakie poniosło" - powiedziała Odorowicz.

Według Odorowicz, artykuł w "Rzeczpospolitej" mógł być zabiegiem, mającym ją skompromitować. "W środowisku filmowym od dawna krążyły pogłoski, że szykowane są materiały na Instytut, żeby mnie skompromitować" - powiedziała szefowa PISF.

Odorowicz uważa, że powodem ataków na jej osobę może być Ustawa o kinematografii, która zobowiązuje nadawców prywatnych do płacenia podatku w wysokości 1,5 proc. przychodów z reklam oraz operatorów telewizji kablowych do płacenia 1,5 proc. przychodu uzyskanego z opłat za dostęp do reemitowanych programów telewizyjnych. Pieniądze te mają służyć finansowaniu produkcji polskich filmów przez PISF.

"Ustawa o kinematografii nie wzbudza zachwytu płatników tej ustawy. Nic od czasu tej ustawy nie robię, tylko odpowiadam na różne donosy" - powiedziała dyrektor PISF

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy