"Selma": Bohater? Prawdziwy człowiek
Jeden z najgłośniejszych amerykańskich filmów roku, nagrodzony Złotym Globem i Oscarem (za najlepszą piosenkę - "Glory") i nominowany do blisko siedemdziesięciu prestiżowych nagród. "Selma" to oparta na prawdziwych wydarzeniach, poruszająca historia laureata pokojowej Nagrody Nobla - Martina Luthera Kinga.
Wiosną 1965 roku, w Stanach Zjednoczonych miała miejsce seria dramatycznych wydarzeń, które zmieniły na zawsze bieg amerykańskiej historii i dały początek nowej koncepcji praw obywatelskich. Protestanci, na czele z doktorem Martinem Lutherem Kingiem, trzykrotnie podejmowali próbę przeprowadzenia pokojowego marszu z Selmy do Montgomery. Marszu na rzecz podstawowych praw obywatelskich - praw wyborczych.
Wstrząsająca konfrontacja nieuzbrojonych protestantów z brutalnością policji, triumfalny finał trzeciego marszu i wreszcie wprowadzenie Ustawy o prawach do głosowania z 1965 roku, to wydarzenia, które są obecnie nieodłączną częścią historii Ameryki. Jednak niezwykła opowieść o ludziach z Selmy i wydarzenia, które zmieniły historię - począwszy od salonowych potyczek na najwyższych szczeblach władzy, poprzez niezłomną walkę zwyczajnych ludzi na ulicach, aż po osobiste zmagania doktora Kinga - nigdy dotąd nie zostały przedstawione w filmie.
"Selma" Avy DuVernay pokazuje z bezkompromisową bezpośredniością zbiorową potęgę ludzi, którzy wywalczyli sobie długo wyczekiwaną sprawiedliwość. Film jest kroniką wszystkich wydarzeń, które do tego doprowadziły. Skrupulatnie odnotowuje zarówno wszystkie ważne fakty, jak i drobniejsze wydarzenia: skomplikowany charakter stosunków doktora Kinga z prezydentem Lyndonem B. Johnsonem, haniebne zaangażowanie FBI oraz niezłomną postawę zwykłych obywateli, którzy poświęcili się walce o prawa wyborcze.Zza surowych faktów historycznych wyłania się żywotny obraz Ameryki, która znalazła się w punkcie zwrotnym swoich dziejów oraz opowieść o człowieku, który mimo wielu wątpliwości i obiekcji odnalazł sposób na to, by zmienić świat - jako lider silnej i zintegrowanej wspólnoty.
Pochodząca z Alabamy Ava DuVernay, reżyserka kina niezależnego, mówi o swoim filmie tak: "'Selma' to opowieść o sile głosu - głosu wspaniałego lidera, głosu społeczności, która odnosi zwycięstwo, mimo wielu przeciwności oraz głosu narodu, który stara się rozwijać w dojrzałe, nowoczesne społeczeństwo. Mam nadzieję, że mój film przypomni ludziom, że każdy głos jest cenny i wart tego, by go wysłuchać".
DuVernay, zdumiona tym, że do tej pory nikt nie pokusił się o sfilmowanie tego fragmentu amerykańskiej historii, uznała, że najwyższy czas na to, żeby wreszcie powstał film w całości poświęcony ruchowi na rzecz praw obywatelskich i Martinowi Lutherowi Kingowi. Zdecydowała jednocześnie, że postać doktora Kinga wymaga odbrązowienia - postanowiła w swoim filmie pokazać człowieka z krwi i kości, z wadami i słabościami, który osiągnął swój cel nie tylko dzięki odwadze i sile ducha, ale także dzięki ludziom, którzy go wspierali.
"Gdy odkryłam, że w ciągu pięćdziesięciu lat, które minęły od śmierci doktora Kinga, nie powstał ani jeden film, który koncentrowałby się właśnie na nim, po prostu szczęka mi opadła" - mówi reżyserka. - "To nie tylko zaskakujący fakt, ale także wstyd dla nas. Mimo tego bardzo się cieszę, że to mi przypadł w udziale ten zaszczyt".
Choć centralną postacią "Selmy" jest doktor King, film opowiada nie tylko o nim, ale także o mężczyznach i kobietach, którzy odegrali kluczową rolę w budowie i działalności ruchu na rzecz praw obywatelskich. DuVernay chciała pokazać nie tylko historię przemian, ale także ludzi, którzy za nimi stali - ich energię, motywacje, marzenia.
"Przyzwyczailiśmy się myśleć o Kingu jak o bohaterze, pomniku, symbolu, ale to był człowiek - ludzki, dzięki swoim wadom, pozostający w złożonych relacjach z innymi ludźmi" - mówi DuVernay. - "I umarł w wieku 39 lat walcząc o wolność, z której możemy teraz korzystać. Sądzę, że jeśli pokusimy się o zdekonstruowanie mitu, który go otacza, odkryjemy człowieka, którego siła niczym się nie różni od siły, którą posiada każdy z nas. Taka konstatacja może dać początek wspaniałym rzeczom".
Martin Luther King, którego zobaczymy w "Selmie" to człowiek, który ma właśnie stoczyć największą i najbardziej niebezpieczną walkę polityczną w swoim życiu, zmagając się jednocześnie z prywatnymi problemami. Widzimy nie bohatera, ale prawdziwego człowieka, który popełnia błędy, czuje zmęczenie i wie, że jego rodzina od dawna cierpi z powodu jego walki. Ta świadomość bardzo mu ciąży, a jednak, gdy w Alabamie dochodzi do eskalacji przemocy i represji wobec czarnoskórych obywateli, King nie przestaje podążać za tym, w co wierzy.
W rolę kochającego ojca i męża, a zarazem charyzmatycznego przywódcy i wizjonera, który na zawsze odmienił oblicze Ameryki, wcielił się nominowany do Złotego Globu David Oyelowo. Partnerują mu m.in. zdobywca Oscara - Cuba Gooding Jr. oraz nominowani do Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej: Tim Roth, Tom Wilkinson, a także Martin Sheen i powracająca na duże ekrany Oprah Winfrey, będąca również, obok Brada Pitta, współproducentką "Selmy".
Doktor King to człowiek-legenda, wielu aktorów z obawą podchodzi do pomysłu, by się w niego wcielić w filmie, ale David Oyelowo zawsze czuł silny związek z tą postacią i wręcz szukał okazji do zagrania Kinga, chociaż wcale nie jest oczywistym kandydatem do tej roli. Oyelowo urodził się w Oxfordzie, wychowywał w Wielkiej Brytanii i w Nigerii, a do Stanów Zjednoczonych przeprowadził się dopiero w 2007 roku. Jednak, gdy tylko przeczytał scenariusz Paula Webba, wiedział, że zrobi wszystko, żeby dostać rolę doktora Kinga.
"Ta rola stała się dla mnie długą, trwającą siedem lat przygodą" - mówi aktor. - "Mając tyle czasu, mogłem się naprawdę gruntownie do niej przygotować - myślę, że dowiedziałem się wszystkiego o Kingu, ruchu na rzecz praw obywatelskich i historycznych przemianach, do których doprowadzili".
Im bardziej Oyelowo pogłębiał swoją wiedzę o Kingu, tym bardziej chciał go zagrać. Czuł, że brytyjskie pochodzenie jest jego atutem, a nie wadą - dzięki niemu miał dystans, który pozwolił mu lepiej zrozumieć filozofię Kinga, to, z czym się zmagał i w co wierzył. "Nie dorastałem w cieniu bohaterskiej sławy Martina Luthera Kinga, więc było mi łatwiej spojrzeć na niego nie jak na człowieka, ale jak na skomplikowaną postać do zagrania. Niemniej jednak, darzę go wielkim podziwem, który rośnie za każdym razem, gdy poznaję nowe fakty na jego temat".
Oyelowo został poddany metamorfozie, by upodobnić się do doktora Kinga - musiał przytyć kilka kilogramów i zmienić fryzurę, ale dużo ważniejszym aspektem wejścia w rolę, niż wygląd zewnętrzny było nauczenie się charakterystycznej ekspresji Kinga i sposobu, w jaki wygłaszał swoje przemówienia. Nie było to łatwe - King do dziś uchodzi za jednego z najlepszych i najbardziej charyzmatycznych mówców w historii. "Czułem, że moja własna osobowość i warsztat aktorski to za mało, żeby dobrze zagrać przemawiającego Kinga" - mówi Oyelowo. - "Musiałem odnaleźć źródła tej samej energii, która napędzała Kinga i zaczerpnąć z nich tak, jak on".
Oyelowo doszedł też do wniosku, że koniecznym jest znalezienie własnego głosu, bo próba naśladowania dobrze wszystkim znanego głosu Kinga może być ślepym zaułkiem. "To był bardzo długi i żmudny proces, ale niezwykle ważny, bo największym niebezpieczeństwem, które wiąże się z kreowaniem znanych postaci jest popadnięcie w nieudolną imitację, albo, co gorsza, karykaturę" - mówi aktor. - "Chciałem, żeby ludzie zobaczyli na ekranie człowieka, a nie pomnik, więc moim obowiązkiem było rozłożenie tej postaci na najdrobniejsze części, wejście w jej krwiobieg i znalezienie nie tylko źródeł jego bohaterstwa, ale i słabości".
źródło: CNN Newsource/x-news
Przygotowanie do roli dało Oyelowo możliwość bliższego zapoznania się z liczną grupą bohaterów walczących o prawa wyborcze, którzy pomogli mu zbudować obraz doktora Kinga, jakiego niewielu poznało. "Wielkim zaszczytem związanym z tą rolą była możliwość spotkania z ambasadorem Andrew Youngiem, który był bliskim przyjacielem Kinga" - opowiada Oyelowo. - "Zaskoczyło mnie to, jak często w swoich wspomnieniach o Kingu mówił o jego wspaniałym poczuciu humoru - o tym jak bardzo lubił się śmiać i opowiadać dowcipy. I że wcale nie miał przeświadczenia, że zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Obaj byli po prostu pastorami, próbującymi walczyć z niesprawiedliwością, która miała miejsce na ich oczach".
Martin Luther King był młody i targały nim wątpliwości, ale doskonale zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności, która na nim ciążyła. Wiedział, że jest pod stałą obserwacją FBI, wiedział, że jego działalność naraża na wielkie niebezpieczeństwo nie tylko jego, ale także jego bliskich. Z filmu dowiadujemy się, że FBI posunęła się nawet do szantażu, próbując złamać Kinga. Wysłali mu kasetę magnetofonową z odgłosami osób uprawiających seks i listem, w którym było napisane: "Amerykańska opinia publiczna dowie się, kim naprawdę jesteś - wstrętną, zwyrodniałą bestią". Próbowali wiele razy, ale nigdy nie udało im się go zastraszyć.
Oyelowo miał w pamięci to, że w 1965 roku, w którym rozegrały się wydarzenia pokazane w filmie, Martin Luther King miał zaledwie 36 lat. "Zawsze odznaczał się powagą, nawet w wieku 26. lat, gdy brał udział w bojkotach autobusów w Montgomery" - mówi Oyelowo. - "Choć to powszechnie znane fakty, trudno pojąć, że zmarł, gdy miał 39 lat, a na tych wszystkich zdjęciach i filmach dokumentalnych, które mamy utrwalone w pamięci miał dwadzieścia, albo trzydzieści parę lat. I dźwigał na swoich ramionach tak ogromne brzemię".
źródło: CNN Newsource/x-news
DuVernay był pod wrażeniem zaangażowania Oyelowo w przygotowania do roli doktora Kinga. "Myślę, że udało mu się dotknąć prawdy o Kingu" - mówi reżyserka. - "David zaangażował się w film całym sercem. Ma tak głębokie pokłady emocji w sobie, że potrafi wejść w każdą postać. Ma mnóstwo własnych koncepcji na to, jak zagrać postać, ale potrafi też zaufać reżyserowi. Jest też świetnie zorientowany w polityce i zna historię, potrafi przedstawić je w filmie tak, żeby każdy poczuł, że to jest jego historia i polityka, która dotyczy również jego. My też to czuliśmy. Jako reżyser uważam, że nie można chcieć więcej".
"Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Davida w roli Kinga, gdy podchodził do pulpitu, żeby wygłosić przemowę, wiedziałam, że moim jedynym zadaniem jest milcząco mu towarzyszyć" - dodaje DuVernay. - "Rola doktora Kinga była dla niego bardzo ważna, podobnie jak ważne dla widzów będzie to, jak David sobie poradził z tym wyzwaniem".
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!