"Sami swoi": W kolorze dzięki Polsatowi
W środę o godz. 21.10 Polsat przypomni kultową komedię Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi". Widzowie zobaczą film w wersji kolorowej, zrealizowanej z inicjatywy Telewizji Polsat.
Pierwsza część komediowej sagi o dwóch zwaśnionych rodach zaburzańskich chłopów: Pawlaków i Kargulów, przesiedlonych po wojnie z kresów wschodnich na Ziemie Odzyskane. Pawlakowie, szukając nowego siedliska na obcej ziemi, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zauważają tu Kargulów (a dokładnie najpierw ich krowę) i natychmiast postanawiają zając sąsiednie gospodarstwo, bo po co szukać nowych... wrogów. I w ten sposób zadawniony spór o miedzę przenoszą po wojnie na nowe miejsce, bo chociaż uważają siebie za odwiecznych wrogów, tak naprawdę nie potrafią bez siebie żyć. Przed laty krowa Kargula weszła Pawlakom w szkodę i w następstwie tego wtargnięcia spłonęły dwie stodoły, polała się krew, a Jaśko Pawlak, uciekając przed karą za pocięcie kosą Kargula, musiał wyemigrować do Ameryki.
Tenże Jaśko, teraz już jako John przyjeżdża po wojnie do Polski i zastaje sytuację niezwykłą - obie rodziny: Kazimierza Pawlaka (w rewelacyjnej kreacji Wacława Kowalskiego) i Władysława Kargula (w równie nieśmiertelnej kreacji Władysława Hańczy) żyją sobie w zgodzie i harmonii. Początkowo jest oburzony takim obrotem sprawy, ale w końcu pozwala sobie opowiedzieć burzliwe dzieje obu rodziny od czasów powojennych. A przyznać trzeba, że nie od razu zapanował między nimi pokój. Między innymi bezprawne przejęcie wspólnego kota omal nie doprowadziło do wybuchu trzeciej wojny światowej. To życie zmusiło repatriantów zza Buga do zakończenia dawnego sporu, a miłość Witi Pawlaka (Jerzy Janeczek) i Jadźki Kargulówny (Ilona Kuśmierska) połączyła ich na stałe więzami rodzinnymi.
Początkowo rolę Pawlaka miał zagrać Jacek Woszczerowicz, ale z powodów zdrowotnych musiał zrezygnować.
"Potrzebowałem choleryka, kogoś na tyle pobudliwego, że staje się niekontrolowanie szczery. (...) Wacław Kowalski występował w mojej 'Agnieszce 46' i miałem z nim kłopot, bo rozśmieszał mnie w sytuacjach dla filmu dramatycznych. Zdecydowałem się więc na niego i można powiedzieć, że Wacław Kowalski urodził się po to, żeby zagrać Pawlaka. Po tym filmie stał się znany. Nie otrzymał za tę rolę jednak żadnej nagrody filmowej. Jedyne honory, jakie nań spłynęły pochodziły od widzów" - przyznaje Chęciński.
"Jestem przekonany, że nikt, w całej Polsce nie zagrałby tak Pawlaka, jak on" - dodaje autor scenariusza Andrzej Mularczyk.
Poza tym okazało się, że Wacław Kowalski cudownie mówi wschodnim dialektem. W przeciwieństwie do Władysława Hańczy, który od początku miał wcielić się w Kargula.
"Hańcza był przeciwwagą dla szalejącego na planie Kowalskiego. To Wacek Kowalski przekonał nas do dialektu, gdy wahaliśmy się nad koncepcją dialogów. On, niegdyś nauczyciel na Kresach, świetnie znał tamten język, jego muzykę i zaśpiewy. Władysław Hańcza nie mógł opanować tego w czasie kręcenia 'Samych swoich'. Nie wiedziałem, jak mu powiedzieć, że będę musiał podłożyć cudzy głos, bo nie chciałem go urazić. Los był dla mnie łaskawy, Gdy nagrywaliśmy podsynchrony Hańcza się rozchorował. Dialogi Kargula przejął nieżyjący już dziś Bolesław Płotnicki" - przyznaje Chęciński.
Na początku film nie był aż tak popularny. Odkryto go dopiero po pół roku od premiery. Rozpoczęły się wtedy dyskusje w telewizji i prasie. Część krytyków zwracała uwagę na kwestie historyczne.
"'Sami swoi' mówią najwięcej prawdy o tych czasach, w których na Zachód szła olbrzymia masa ludzi, zmuszonych wyrokiem historii do oderwania swej świadomości od kategorii Niemna, Prypeci i Dnistru i przestawienia jej na Odrę, Nysę i Bałtyk".
Znaczna większość pisała jednak o komizmie filmu i brawurowej grze aktorów, nie tylko tych, którzy występują w rolach pierwszoplanowych.
"Komizm filmu wynika z umiejętnego połączenia trzech elementów: sarmackiej komedii obyczajowej, usytuowania jej w określonych warunkach historycznych i okraszenia tego wszystkiego charakterystyczną kresową gwarą, która - przynajmniej dla uszu współczesnego pokolenia - ma w sobie niejakie akcenty humorystyczne. (...) Na najwyższe uznanie zasługują tu kreacje Wacława Kowalskiego w roli Pawlaka i Władysława Hańczy jako Kargula" - pisał Jerzy Peltz.
"W czym upatruję sukcesu 'Samych swoich'? Wraz z wyrazistymi postaciami przenika do świadomości ludzi jakaś cząstka naszej historii. To nie jest komedia omyłek i przebierańców, która może wzbudzić co najwyżej pusty rechot. Prawdziwa komedia musi bawić i wzruszać. Tacy są 'Sami swoi'. Ale mnie samego dziwi, że przetrwali tak długo, że bawią i wzruszają trzecie pokolenie" - przyznawał Mularczyk.
"Zawsze satysfakcjonowały mnie pełne sale. Wszak film jest dla kogoś. (...) Był czas, kiedy wszystkie trzy części wyświetlano w telewizji po pięć, sześć razy w roku. Czułem z tego powodu tylko strach. Obawiałem się, że oni mi tych 'Samych swoich' zabiją. Że nastąpi przesyt. Ale szczęśliwie tak się nie stało" - dodawał Chęciński.
Kilka dekad po premierze kinowej legendarna trylogia Chęcińskiego wciąż pozostaje najczęściej wyświetlanym filmem polskich stacji telewizyjnych, a szczególnie "Sami swoi" powszechnie uznawani są za najzabawniejszą komedię w historii polskiego kina. Celnie podpatrzone sytuacje, kresowy język bohaterów, specyficzny humor, a przede wszystkim niepowtarzalne kreacje aktorskie sprawiły, że film ten już na początku został ciepło przyjęty przez krytyków i publiczność.
Sukces "Samych swoich" zachęcił reżysera Sylwestra Chęcińskiego i scenarzystę Andrzeja Mularczyka do realizacji w następnych latach dwóch kolejnych części opowieści o dalszych losach rodzin Pawlaków i Kargulów: "Nie ma mocnych" (1974) i "Kochaj albo rzuć" (1977), które to filmy również zagoszczą na naszej w najbliższych dniach.
Barwną kopię na zlecenie i na koszt Polsatu wykonano w Hollywood. Technicznej realizacji przedsięwzięcia podjęła się firma Dynacs Digital, która wcześniej opracowała między innymi kolorową wersję klasycznej opowieści "płaszcza i szpady" - "Fanfan Tulipan".
Lecz to nie "Sami swoi", a trzyczęściowa komedia wojenna - "Jak rozpętałem II wojnę światową" Tadeusza Chmielewskiego była pierwszą polską realizacją, która została poddana z inicjatywy Telewizji Polsat nowatorskiemu procesowi kolorowania. I koniecznie warto dodać, że w proces koloryzacji od początku włączyli się aktywnie reżyserzy tych filmów, Tadeusz Chmielewski i Sylwester Chęciński, uznając całe to przedsięwzięcie za śmiały eksperyment artystyczny. To właśnie do nich zależało też ostatnie słowo. O tonacji poszczególnych klatek decydował Jerzy Stawicki, autor zdjęć do filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową". Za wzór przy realizacji kolorowej wersji "Sami swoi" służyły dwie pozostałe części tej trylogii.