Sam przeciw "Niezniszczalnym"
Jean-Claude Van Damme pojawia się w "Niezniszczalnych 2", ale - co ciekawe - nie jako jeden z tytułowych zawadiaków. Trzeba jednak podkreślić, że ten mistrzowski plan obmyślił nie kto inny, jak właśnie słynny "mięśniak z Brukseli".
- Kiedyś ktoś powiedział mi: "Jeśli będziesz miał szansę wystąpić w superprodukcji, zagraj czarny charakter, bo wówczas automatycznie będziesz grał pierwsze skrzypce w duecie z głównym bohaterem. A poza tym publiczność zawsze zapamiętuje dobrych i złych bohaterów". "Niezniszczalni" wzbudzili we mnie szacunek, ale mimo to nie chciałem być Niezniszczalnym nr 5, 6 czy 7.
- Nie żartuję - dodaje pospiesznie mój rozmówca, który po latach spędzonych w Hollywood wciąż nie wyzbył się ciężkiego belgijskiego akcentu. - Jestem zdania, że w "Niezniszczalnych" tkwi ogromny potencjał, jeśli chodzi o kolejne filmy. Chciałem jednak, żeby w moim przypadku była to jednorazowa przygoda.
Nie trzeba chyba przypominać, że "Niezniszczalni 2" to druga odsłona historii, która w 2010 r. stała się nieoczekiwanym hitem światowego box office'u. W wyreżyserowanym przez Simona Westa filmie ponownie oglądamy Barneya Rossa (w tej roli Sylvester Stallone) i jego ekipę najemników, którym tym razem przyjdzie zmierzyć się z brutalnym "kolegą po fachu", Jeanem Vilainem (Van Damme). Podobnie jak w pierwszej części, tak i tutaj pojawia się cała plejada weteranów kina akcji: oprócz Stallone'a i Van Damme'a, są to Jet Li, Dolph Lundgren, Chuck Norris, Arnold Schwarzenegger, Jason Statham i Bruce Willis. Młode pokolenie reprezentuje Liam Hemsworth.
Podczas naszej półgodzinnej telefonicznej rozmowy Van Damme - przemierzający z telefonem przy uchu ulice pewnego bułgarskiego miasteczka, w którym odbywa się bankiet z okazji zakończenia zdjęć do jego najnowszego filmu, zatytułowanego "Soldiers" - jest jak zawsze szczery i nieprzewidywalny, a żartami sypie jak z rękawa. Niegdysiejszy mistrz sztuk walki, który w październiku skończy 52 lata, w każdej chwili może zmienić temat rozmowy - chociażby po to, żeby na chwilę przekazać telefon znajdującemu się w pobliżu konsultantowi do spraw broni zatrudnionemu przy wspomnianym wyżej filmie (po to, by mógł się ze mną przywitać) albo oddać się wspominaniu złotego okresu w swojej karierze, kiedy na ekranach kin królowały takie filmy z jego udziałem, jak "Krwawy sport" (1988), "Uniwersalny żołnierz" (1992), "Nieuchwytny cel" (1993) czy "Strażnik czasu" (1994).
- Wcielanie się w czarny charakter pozwala aktorowi na swoistą dwubiegunowość, jeśli chodzi o warsztat - wyjaśnia - i daje możliwość zastosowania całego wachlarza odcieni. Kwestię w rodzaju "Zabiję cię" możesz wypowiedzieć z uśmiechem na ustach - albo wręcz przeciwnie, przybierając bardzo groźny wyraz twarzy. Tak właśnie zagrałem dla Stallone'a i Simona, naszego reżysera, nie przekraczając jednak granic wiarygodności. Kiedy popadasz w przesadę i dajesz się ponieść emocjom, twoja gra staje się żartem, a to w "Niezniszczalnych" było wykluczone. Stallone podchodził do całego przedsięwzięcia dość poważnie.
"Niezniszczalni 2": Urok zmierzchu - przeczytaj recenzję filmu!
Van Damme i Stallone znają się od dobrych kilkudziesięciu lat, ale nigdy wcześniej nie mieli okazji ze sobą pracować - aż do teraz. Belgijski aktor odmalowuje przede mną barwny obraz niezapomnianego odtwórcy roli Rambo przy pracy. Stallone osobiście nadzorował realizację "Niezniszczalnych 2" jako współautor scenariusza (scenariusz oryginału napisał samodzielnie, stając również za kamerą), a przy tym - jak mówi Van Damme - cały czas "zabawiał się swoimi giwerami, pistoletami i nożami", walcząc całkiem przekonująco...
- Ten facet, który skończył 65 lat; który ma ciało czterdziestolatka, a mentalność twórcy - co w praktyce oznacza, że wiek nie gra w jego przypadku roli - naprawdę zaangażował się w ten projekt. Patrzyłeś na niego na planie i wierzyłeś w to, że jest jednym z Niezniszczalnych. Potrzebował tygodnia, by wyjść z roli; by wrócić do normalności. Takie aktorstwo to wielka sztuka, dostępna jedynie nielicznym, a on ją posiadł.
- Uwielbiam tego gościa i jego sposób bycia. Naprawdę. Pomógł mi na nowo odnaleźć w sobie miłość do tego biznesu i nauczył większej pewności siebie. Wiele się od niego nauczyłem także w kwestii tego, jak zachowywać się poza ekranem, w kontaktach z widzami; jak unikać nadmiernej otwartości, która kiedyś cechowała jego samego - i za którą przyszło mu słono zapłacić.
- Słowem, był niesamowity.
Van Damme świetnie odnalazł się wśród Niezniszczalnych, przy czym Stallone nie był jedynym starym znajomym, którego spotkał na planie. Tuż po tym, jak przeprowadził się do Ameryki, Belg trenował i rozgrywał sparingi z Chuckiem Norrisem (zagrał nawet kilkusekundowy epizod w "Zaginionym w akcji" - na tyle mały, że został pominięty w napisach końcowych). Z Dolphem Lundgrenem wystąpił w "Uniwersalnym żołnierzu" i jego sequelach, w tym również w najnowszej części cyklu, zatytułowanej: "Universal Soldier: Day of Reckoning" w której pojawia się także Scott Adkins, czyli prawa ręka Vilaina z "Niezniszczalnych 2".
- Tak, pracowałem z Chuckiem - potwierdza Van Damme. - Prawdą jest również to, że kilkakrotnie miałem okazję spotkać się z Arnoldem, a w "Bohaterze ostatniej akcji" zagrałem małą rólkę. Trenowaliśmy też wspólnie przed zdjęciami do "Predatora" (Van Damme miał początkowo wcielić się w tytułowego kosmicznego myśliwego - red.). Pamiętam, że on ćwiczył z hantlami, a ja wykonywałem ćwiczenia rozciągające. Byłem taki dumny - Arnold był przecież moim bohaterem.
- Stallone... Pamiętam, że kiedy obejrzałem "Rocky'ego", wyobrażałem sobie, że nim jestem. Wszystkich tych ludzi spotkałem na planie "Niezniszczalnych 2". Chodziłem od przyczepy do przyczepy i - dzięki Bogu - każdy z nich wpuścił mnie do środka. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Z każdym mogłem porozmawiać...
Van Damme ani na chwilę nie przestał pracować, nawet jeśli w ostatnich latach ktoś mógł odnieść takie wrażenie - niektóre spośród filmów z jego udziałem nie weszły na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych albo też ukazały się od razu na DVD. Entuzjastyczne reakcje wywołała jego rola w "JVCD" (2008), autoironicznym obrazie, w którym zagrał fabularyzowaną wersję samego siebie - gwiazdora kina akcji u schyłku kariery, zmagającego się z problemami rodzinnymi i uzależnieniami. Aktor ma nadzieję, że "Niezniszczalni 2" zaowocują nowymi zawodowymi propozycjami, ale też zwrócą uwagę krytyków i widzów na inne ukończone już projekty z jego udziałem: komedię "Welcome to the Jungle", czwartą odsłonę "Uniwersalnego żołnierza", a także na "Soldiers" - film, którego jest gwiazdą, scenarzystą, producentem i reżyserem zarazem.
W miarę, jak nasza rozmowa zbliża się ku końcowi - goście zaproszeni na wspomniany na początku bankiet głośno domagają się, by Van Damme do nich dołączył - belgijski aktor znów zamyśla się nad swoim życiem i karierą, popadając w tony filozoficzne, a chwilami nawet emocjonalne. Czasami - wspomina - życie i film zlewały się w jedno; czasami dawały mu w kość. Nie mógł jednak narzekać na nudę.
- Aktor, który gra w wielu filmach i wciela się w różne postacie, doświadcza różnych egzystencji, różnych prawd; dotykiem i węchem poznaje wiele różnych rzeczy - mówi. - Kiedy praca na planie się kończy i kiedy wraca do swojego "ja", które zna na pamięć, zabiera ze sobą okruch tego uczucia, jakie towarzyszy wcielaniu się w inną osobę. Można powiedzieć, że kradnie coś z każdej roli. To dlatego gwiazdom tak ciężko jest siedzieć w domu i czekać na nowe role...
- Powiem ci więcej: jeśli film zarobi dużo pieniędzy i jest dobrze promowany, aktor jest uwielbiany przez widzów. Ale jeśli film okaże się klapą, przeżywa on ból i cierpienie, jakie trudno jest sobie nawet wyobrazić - podobnie jak trudno jest sobie wyobrazić, co czuje człowiek, który był kochany przez miliony, a później doświadczył upadku.
- Najgorzej jest jednak wtedy, kiedy się pogubisz - nieważne, czy przez narkotyki, romans, zbyt duże mniemanie o sobie czy niezdolność do cieszenia się odniesionym sukcesem. Brak miłości ze strony widzów... każdy za nią tęskni. Każdy z nas tęskni za uczuciem, jakie daje ci miłość ludzi na całym świecie.
- Teraz jednak wracam do tego życia - zapowiada Jean-Claude Van Damme, kończąc naszą rozmowę. - Dziwna to rzecz, to życie. Najważniejsze to kochać ludzi i mieć nadzieję, że odwzajemnią ci tę miłość. To wszystko, czego oczekuję od innych. To właśnie jest moja nadzieja.
© 2012 Ian Spelling
Tłum. Katarzyna Kasińska