Robert Gliński: O młodszym pokoleniu i nie tylko. Krytycznie o bracie, ministrze kultury
Robert Gliński jest jednym z najważniejszych polskich reżyserów filmowych. Jego "Cześć Tereska" zdefiniowała rodzime kino społeczne przełomu wieków. Niestety, w ostatnich latach coraz mniej rozmawia się o jego filmach, a coraz więcej o politycznym zaangażowaniu jego brata, wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego. 17 kwietnia 2022 roku Robert Gliński kończył 70 lat.
Wychował się w Warszawie. W 1975 roku ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Cztery lata później został absolwentem Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. W 1983 roku zakończył prace nad "Niedzielnymi igraszkami", swoim fabularnym debiutem. Film przedstawiał grupę dzieci, które w 1953 roku bawią się w pogrzeb Stalina, a w swoim zachowaniu bezrefleksyjnie naśladują dorosłych. Minimalistyczny i wstrząsający film został zatrzymany przez cenzurę. Widzowie mogli go zobaczyć dopiero w 1988 roku.
W następnych latach Robert Gliński odnosił kolejne sukcesy. Za "Łabędzi śpiew" (1988) otrzymał nagrodę za reżyserię podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. "Wszystko, co najważniejsze..." (1992), adaptacja autobiograficznej powieści Oli Watowej, uhonorowano Złotymi Lwami na kolejnej edycji wydarzenia. W walce o główne wyróżnienie Gliński pokonał między innymi głośne "Psy" Władysława Pasikowskiego. Niestety, jego kolejnym filmem okazała się nieudana "Matka swojej matki" (1996).
W 2001 roku podczas Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach zadebiutował najważniejszy, jak się później okazało, film w karierze Glińskiego: "Cześć, Tereska". Czarno-biały obraz opowiadał o tytułowej piętnastolatce, mieszkającej na jednym z blokowisk razem ze zrezygnowanym ojcem i niezainteresowaną nią matką. Dziewczyna zaczyna uczęszczać do szkoły krawieckiej. Spragniona bliskości i uczuć, zaprzyjaźnia się z nieco starszą Renatą. Ta wprowadza Tereskę w świat "dorosłych" rozrywek: alkoholu, papierosów i seksu. Coraz bardziej oderwana od najbliższych dziewczyna wkrótce porzuca wszelkie ambicje. Zaczyna kraść, a jej działania coraz szybciej zmierzają w kierunku tragicznego finału.
"Cześć, Tereska" został uhonorowany w Karlowych Warach trzema wyróżnieniami, w tym Specjalną Nagrodą Jury pod przewodnictwem Krzysztofa Zanussiego. Kilka miesięcy później podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych obraz Glińskiego doceniono Złotymi Lwami, Złotym Klakierem dla najdłużej oklaskiwanego filmu oraz Nagrodą Dziennikarzy. Sukces dopełnił się podczas rozdania Orłów w 2002 roku. "Cześć, Tereska" wyróżniono pięcioma statuetkami: za film, reżyserię, scenariusz, główną rolę męską (Zbigniew Zamachowski) oraz Nagrodą Publiczności.
Recenzje były w przeważającej większości dobre, chociaż niektórzy zarzucali reżyserowi pornografię biedy i beznadziei. Krytykom odpowiadała Aleksandra Gietner, czyli filmowa Tereska, odkrycie reżysera. W wywiadzie dla "Polityki" aktorka przyznała, że prawdziwe życie jest jeszcze gorsze od wszystkiego, co zostało pokazane w filmie.
Reżyser wpadł na pomysł filmu pod koniec lat 90. XX wieku, gdy w przestrzeni medialnej było głośno o kolejnych poważnych zbrodniach dokonywanych przez osoby niepełnoletnie. W telewizji przerzucano się możliwymi przyczynami, tymczasem Gliński stwierdził, że powód nie jest jednoznaczny.
"To pokolenie, które żyje chwilą, jest pozbawione celów życiowych, nie uznaje żadnych wartości. Dla nich nie istnieje 'zło', bo nie znają pojęcia 'dobra'. Nie przejmują się śmiercią, bo nie przejmują się życiem" - tłumaczył w materiałach promujących film.
Glińskiemu zależało na jak największym wrażeniu autentyzmu. Dlatego do ról nastolatków postanowił zaangażować naturszczyków. W ich scenach często odchodził od scenariusza i pozwalał im na improwizację. Dzięki temu wcielające się w Teresę i Renatę Aleksandra Gietner i Karolina Sobczak zrobiły ogromne wrażenie na publiczności.
Początkowo Gliński zamierzał obsadzić amatorów także w pozostałych rolach. Jednak scenariusz trafił w ręce Zbigniewa Zamachowskiego, który zachwycił się postacią dozorcy Edzia, samotnika, który zaprzyjaźnia się z Tereską. Aktorowi tak bardzo zależało na występie, że zgodził się zagrać bez wynagrodzenia. Podobnie postąpili wcielający się w rodziców Teresy - Krzysztof Kiersznowski i Małgorzata Rożniatowska. Wszyscy otrzymali należne im honoraria, gdy producentem filmu została Telewizja Polska.
Kolejnym głośnym filmem Glińskiego były "Wróżby kumaka" (2005), adaptacja powieści Güntera Grassa. Pisarz był zadowolony z efektów osiągniętych przez reżysera. "Bardzo dużo z mojej powieści odnajduję w tej ekranizacji. Ogólna tendencja, ogólny humor, problematyka tej powieści. Jest również obecna (...) ironia w postrzeganiu się wzajemnym Polaków i Niemców" - mówił Grass po uroczystej premierze filmu. Polsko-niemiecka koprodukcja została jednak uznana za rozczarowanie, szczególnie po ogromnym sukcesie "Cześć, Tereska".
Kolejny film Glińskiego, komediodramat "Benek" (2007), traktujący o zmęczonym życiem górniku, przez prawie trzy lata nie mógł znaleźć dystrybutora - mimo dobrego przyjęcia na FPFF w Gdyni i nagrody za drugoplanową rolę Zbigniewa Stryja. O tym, że obraz ma w końcu wejść na ekrany kin, reżyser dowiedział się przypadkiem podczas jednego z wywiadów w 2010 roku.
Gliński postanowił wrócić do opowiadania o młodych ludziach - w kinie społecznie zaangażowanym w "Świnkach" (2009), w adaptacji "Kamieni na szaniec" (2014) lub w kinie gatunkowym w "Czuwaj" (2017). Podobnie jak w "Cześć, Tereska", w wyżej wymienionych zależało mu, by obsadzić w głównych rolach nieograne twarze.
"Młodzi aktorzy mają w sobie ukrytą energię, potencjał. Liczyłem, że będzie to widać na ekranie, i się udało. Oni mają jakąś tajemnicę, bo jeszcze ich nie znamy, nie wiemy, co tam z ich twarzy bucha" - mówił podczas prac nad "Kamieniami na szaniec". Z kolei podczas promocji "Czuwaj" przyznawał, że w swoich filmach chciał pokazać, jak zmieniały się kolejne pokolenia młodych ludzi. Rówieśnicy Tereski byli sfrustrowani i patrzyli w przyszłość z pesymizmem. Pokolenie "Świnek" kipiało od ambicji i chęci realizacji swoich planów. Z kolei ci z "Czuwaj" odznaczali się skrajnymi poglądami, a zarazem szukali idei jasno określającej, co jest dobre, a co złe.
Chociaż kolejne próby Glińskiego z kinem o młodzieży spotykały się z mieszanym przyjęciem, pozostaje on jednym z niewielu twórców wciąż zainteresowanych historiami współczesnych nastolatków.
Reżyser zasiadał na stanowisku rektora Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi w latach 2008-2012. Z kolei w okresie od 2011 do 2013 roku był także dyrektorem Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie. Gdy odchodził z niego, nie szczędził krytyki wobec władz stolicy. Swoją kadencję opisał jako "trzy lata walenia głową w mur".
"Graliśmy sześć razy w tygodniu. Mimo nacisków, by grać tylko w weekendy, bo to zaoszczędzi pieniądze. Uważałem, że pełnimy misję, nawet jeśli przynosi to straty finansowe" - mówił podczas konferencji prasowej.
W dalszej części wyliczał przedstawienia i inicjatywy edukacyjne, na które zabrakło pieniędzy ze strony miasta. "Staliśmy w sprzeczności z pewną koncepcją, która się wyraźnie zarysowała w warszawskich teatrach: teatr najlepszy to taki, który nie gra - teatr zamknięty. Nie sprawia on kłopotów, nie przynosi strat finansowych" - ironizował podczas swojego wystąpienia.
Nie jest tajemnicą, że twórca "Niedzielnych igraszek" prezentuje inne poglądy od swojego młodszego brata Piotra Glińskiego, od 2015 roku wicepremiera i ministra kultury w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Od czasu do czasu pozwala sobie na krótkie komentarze na temat jego działań.
W marcu 2016 roku było głośno z powodu wypowiedzi reżysera "Świnek" podczas spotkania ze studentami Szkoły Filmowej w Łodzi. Zapytano go wówczas o premierę spektaklu "Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Wicepremier domagał się wówczas anulowania przedstawienia. Gliński spokojnie stwierdził, że jego brat wpadł w zastawioną na niego pułapkę.
"Krzysia Mieszkowskiego, dyrektora tego teatru, znam od lat trzydziestu. On nie cofnie się przed niczym, żeby zrobić promocję. Zauważył, że jest taki naiwniak, no to go podpuścił. Zwołał kółka maryjne, zrobili manifestację przed teatrem i miał reklamę. A mój brat idiota się w to wpuścił" - mówił twórca "Cześć, Tereska".
Zaraz dodał, że wicepremier nie popełnił drugi raz tego błędu. W tym samym roku podczas wywiadu dla "Dużego Formatu" Gliński zaznaczył na początku, by nie pytać go o młodszego brata. Temat jednak pojawił się podczas rozmowy. Reżyser zaznaczył, że z wicepremierem widuje się rzadko, a wszelkie kontrowersyjne tematy obracają w żart.
Zaraz dodał, że dziwi się, dlaczego jego brat stanął na czele ministerstwa kultury. "Kultura to jest najgorsza dziedzina. To są jakieś abstrakty, ulotne sprawy, znerwicowani twórcy, generalnie materia szalenie delikatna. A interesantów mnóstwo" - mówił.
Dwa lata później podczas rozmowy z Robertem Mazurkiem znów powrócił temat działalności brata. Dziennikarz pytał, czy podczas rodzinnych spotkań pojawiają się tematy dotyczące filmu lub polityki. "Na filmach się nie zna, na polityce się nie zna, więc dlaczego mam z nim o tym rozmawiać?" - uciął rozmowę reżyser. Zaraz dodał, że sam na polityce również się nie zna.
Filmografię Roberta Glińskiego zamyka film "Zieja" (2020), opowiadający o księdzu Janie Ziei, kapelanie Szarych Szeregów i współzałożycielu Komitetu Obrony Robotników. Film otrzymał pięć nominacji do Orłów, w tym dla wcielającego się w rolę główną Andrzeja Seweryna.