Robert Duvall bojkotuje Spielberga
Robert Duvall ("Ojciec chrzestny", "Czas Apokalipsy", "John Q") publicznie skrytykował reżysera i producenta Stevena Spielberga ("Raport mniejszości", "Złap mnie, jeśli potrafisz") za bratanie się z kubańskim dyktatorem, Fidelem Castro. Zdobywca Oscara uznał, że wizyta słynnego twórcy na Kubie, do której doszło w listopadzie 2002 roku, a także jego późniejsze wypowiedzi na temat osobistego spotkania z despotą, były w najwyższym stopniu niewłaściwe.
Autor "E.T." spędził na karaibskiej wyspie cztery dni, uczestniczył w pokazie ośmiu swoich filmów, odwiedzał największą synagogę w Hawanie i pomnik ku czci ofiar Holokaustu na stołecznym cmentarzu żydowskim.
Spielberg zjadł też obiad z Fidelem Castro, a następnie obaj panowie przez niemal osiem godzin dyskutowali o sztuce, polityce i historii.
W czasie swojej wyprawy Amerykanin zaapelował też o zniesienie trwającego już od 40 lat embarga handlowego nałożonego przez USA na Kubę po dojściu komunistów do władzy.
Filmowiec powiedział wtedy, iż nadszedł czas na zapomnienie dawnych uraz, odrzucenie dziedzictwa zimnej wojny i rozpocząć wspieranie nawiązywania nowych kontaktów pomiędzy Kubą i Stanami Zjednoczonymi.
"Spielberg wybrał się tam, a potem mówił: siedem najlepszych godzin mojego życia to czas spędzony właśnie z Fidelem Castro" - oburzył się Robert Duvall w telewizyjnym wywiadzie udzielonym programowi 60 Minutes II.
"Teraz więc chciałbym go zapytać: Czy byłby Pan skłonny ufundować mały dodatek do Muzeum Holokaustu, albo przynajmniej postawić ten dodatek w pobliżu Muzeum, by uczcić pamięć Kubańczyków zamordowanych przez Castro? Jego wyprawa na Kubę była bardzo nierozsądna" - tłumaczył aktor.
Wykonawca poinformował następnie, że nie zamierza występować w filmach produkowanych przez wytwórnię Spielberga.
"Już nigdy więcej nie będę pracował dla DreamWorks. Zresztą, wcale mi na tym nie zależy" - zapewnił Duvall.
Rzecznik prasowy Stevena Spielberga zaprzeczył, jakoby reżyser kiedykolwiek wygłosił zdanie skrytykowane przez aktora.
"Nigdy tego nie powiedział, nie powiedział także niczego podobnego" - stwierdził Marvin Levy, dodając, że na kubańską eskapadę jego pracodawcy wyraził zgodę rząd Stanów Zjednoczonych, traktując całe przedsięwzięcie jako formę wymiany kulturalnej.