"Przywrócone arcydzieła": In memoriam Janusz Majewski. To miało być zupełnie inne spotkanie
Anna Dymna, Ewa Braun, Andrzej Haliński i Paweł Deląg będą gośćmi cyklu "Przywrócone arcydzieła", organizowanego i prowadzonego w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie przez dziennikarza i krytyka Łukasza Maciejewskiego. 12 lutego widzowie obejrzą film "C.K.Dezerterzy". To nie będzie taki zwykły seans. Tym razem spotkanie poświęcone zostanie niedawno zmarłemu wybitnemu polskiemu reżyserowi Januszowi Majewskiemu.
To będzie już 80. spotkanie w ramach cyklu "Przywrócone arcydzieła" - 12 lutego widzowie obejrzą film Janusza Majewskiego z 1986 roku "C.K.Dezerterzy".
"To miało być zupełnie inne spotkanie. W lutym na wesoło - "C.K. Dezerterzy" i rozmowa z Januszem Majewskim. Wszystko mieliśmy umówione. I nagle takie wieści. Janusz Majewski nie żyje. Klasyk polskiego kina, przyjaciel dużej części polskiego środowiska filmowego, ale także wielki przyjaciel naszego cyklu" - pisze Łukasz Maciejewski.
"Przywrócone arcydzieła" to był "swego rodzaju dom Janusza Majewskiego". W ramach cyklu pokazano w Krakowie m.in. "Sublokatora", "Lekcję martwego języka", "Zazdrość i medycynę", "Sprawę Gorgonowej" i - w ubiegłym roku - "Po sezonie".
W spotkaniu po seansie filmu wezmą udział wybitni artyści pracujący przy "C.K. Dezerterach", jednocześnie tworzący przez wiele lat zespół twórczy związany z Januszem Majewskim: scenograf Andrzej Haliński, kostiumografka Ewa Braun, Anna Dymna, wielokrotnie pracująca z Januszem Majewskim - "Królowa Bona", "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny", "Siedlisko", "Diabelska edukacja", "Exscentrycy" oraz Paweł Deląg ("Złoto dezerterów", "Siedlisko").
Łukasz Maciejewski mówi, że to będzie "spotkanie prywatne". Oto kilka słów od krytyka filmowego na temat reżysera:
"Janusz Majewski to dla mnie ikona. Mógłby służyć za wzorzec mężczyzny z klasą. Klasą niewyuczoną na uniwersytetach dobrych manier czy podpatrzoną w internecie, klasą wrodzoną. U Majewskiego wszystko było zawsze z dobrego materiału: kino, literatura, marynarki i skarpetki. Bo liczy się jakość. To, co interesowało Majewskiego jako artystę, to odtwarzanie świata którego nie ma, odnajdywanie dla tego świata filmowej ilustracji wrażeniowej.
W "Sublokatorze" wprowadzał do polskiego kina groteskę, w "Zazdrości i medycynie" rafinował melodramat, w "Sprawie Gorgonowej" dał przykład najlepszego kina sądowego, w "Lekcji martwego języka" udowadniał że Visconti (czy raczej jego duch) w Polsce jest możliwy. A przecież jeszcze arcydzielne "Zaklęte rewiry", a jeden z najlepszych naszych erotyków - "Diabelska edukacja", a świetny kryminał "Zbrodniarz, który ukradł zbrodnie", a "Królowa Bona", a "C.K. Dezerterzy".
Podobało mi się, że Janusz Majewski nie pozwalał sobie na odpuszczanie, chociaż przecież mógłby. A on nie. Do ostatnich dni, do ostatniego wieczoru, czytał, słuchał, oglądał. Do samego końca kręcił filmy, spotykał się z widzami, odpisywał na mejle, odbierał telefony, działał w social mediach. I zawsze zabierał głos – również w kwestiach publicznych, społecznych. Zawsze, nawet wtedy, dbając o formę, o fason. Bo dla Janusza Majewskiego liczyła się jakość. Sam był jakością".