Reklama

Przez chorobę straciła matkę, teraz wspiera innych

Jane Seymour w 2007 r. straciła mamę z powodu udaru mózgu związanego z migotaniem przedsionków. Teraz stara się szerzyć na świecie wiedzę na temat tej choroby, jako ambasadorka kampanii "1 Mission 1 Million - Getting to the Heart of Stroke".

O swoich osobistych doświadczeniach związanych z migotaniem przedsionków - najczęstszym zaburzeniem rytmu serca, które pięciokrotnie zwiększa ryzyko udaru mózgu - aktorka opowiadała dziennikarzom na konferencji prasowej w Madrycie.

Mieke Frankenberg, mama aktorki dostała udaru w wieku 92 lat i zmarła po siedmiu miesiącach w 2007 roku.

"Migotanie przedsionków zdiagnozowano u mamy po 70. roku życia. A ponieważ tata był lekarzem została otoczona dobrą opieką. Zażywała leki przeciwzakrzepowe dopóki nie dostała krwotoku wewnętrznego i musiała je odstawić" - powiedziała Jane Seymour.

Reklama

Mama aktorki pracowała jako pielęgniarka i była świadoma choroby oraz związanych z nią zagrożeń. "Najbardziej bała się udaru mózgu, nie śmierci. Uważała, że udar jest najgorsza rzeczą, jaka może się jej przydarzyć" - podkreśliła aktorka.

Z pochodzenia była Holenderką. Po wojnie wyszła za mąż za Johna Frankenberga, wywodzącego się z Płocka lekarza położnika i osiadała w Anglii. Miała z nim trzy córki.

"Choć migotanie przedsionków dotyka głównie osoby w starszym wieku, jest to również problem młodszych ludzi, którzy mają rodziców cierpiących na to schorzenie. Nikt nie chciałby opiekować się swoim niepełnosprawnym rodzicem, który przebył udar mózgu. I żaden rodzic nie chciałby obciążać w taki sposób swojego dziecka. Dlatego chcę propagować wiedzę o migotaniu przedsionków i związanym z nim ryzyku udaru mózgu. Chcę by ludzie wiedzieli, że dzięki odpowiedniej terapii można mu zapobiegać" - powiedziała Seymour.

Aktorka sama nie cierpi na migotanie przedsionków, ale zdiagnozowano je u rodziców jej męża oraz kilkorga przyjaciół.

Seymour wyznała, że stara się dbać o swoje zdrowie. "Traktuję swoje ciało jak samochód, o który trzeba dbać, bo w przeciwnym razie może się zepsuć. Dzięki temu nasze życie będzie dłuższe i lepsze" - zaznaczyła.

Jak wspomniała, jej rodzina - silnie związana z medycyną - zawsze bardzo dbała o profilaktykę zdrowotną. "Regularnie sprawdzamy ciśnienie krwi i inne czynniki wpływające na ryzyko choroby serca. Gdy idę do lekarza w USA, często sama mówię mu o co powinien zapytać" - wyznała Seymour, której ogromną sławę przyniosła rola lekarki w serialu "Dr Quinn".

W rozmowie z dziennikarką PAP aktorka podkreśliła też, że nigdy nie paliła papierosów. "Robiłam to tylko na potrzeby roli. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie na własne życzenie zatruwają swój organizm" - powiedziała.

Oprócz występów w filmie i teatrze, Seymour pisze też książki, maluje obrazy, projektuje biżuterię i aktywne włącza się w działalność charytatywną. Razem z mężem Jamesem Keachem założyli Fundację Otwartych Serc, która działa na rzecz potrzebujących dzieci. Sama dochowała się szóstki potomstwa.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jane Seymour | Jane | choroby | ambasador dobrej woli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy