Premiera "Tarasa Bulby"
Na ekrany kin w Rosji 2 kwietnia wchodzi film "Taras Bulba" Władimira Bortki, nakręcony według powieści Mikołaja Gogola o tym samym tytule.
W środę wieczorem w reprezentacyjnym kinie "Oktiabr" w Moskwie odbyła się premiera tej superprodukcji. Była ona kulminacyjnym punktem obchodów przypadającej 1 kwietnia 200. rocznicy urodzin Gogola.
Pisarz pochodził z Ukrainy, ale tworzył w języku rosyjskim. Huczne obchody jego jubileuszu miały przypomnieć o jedności Rosji i Ukrainy. W tym celu specjalnie opóźniono premierę "Tarasa Bulby"
- początkowo była planowana na listopad 2008 roku
Wydany w 1842 roku "Taras Bulba" rozgrywa się w XVI i XVII wieku. Opowiada o konfliktach polsko-kozackich. Jest ostrą satyrą na Kozaków, Rosjan i Polaków. W Polsce pierwszy przekład powieści ukazał się w 1850 roku, a drugi - dopiero w 2002. Powód: uznano ją za antypolską.
W latach 70. ubiegłego wieku "Tarasa Bulbę" na ekrany chciał przenieść znany radziecki reżyser Siergiej Bondarczuk. W roli tytułowej miał wystąpić Marlon Brando. Wszelako projekt zablokowało MSZ ZSRR, które obawiało się, że dzieło może obrazić Polaków.
Film Bortki jest więc pierwszą rosyjską dźwiękową wersją "Tarasa Bulby". W 1909 roku Aleksandr Drankow wyreżyserował wersję niemą.
"Połowa XVI wieku. Rzeczpospolita podbija ruskie ziemie, przynosząc zniewolenie i katolicyzm. Stary Kozak Bulba wstępuje w szeregi pospolitego ruszenia, by zemścić się na Lachach za dwóch synów - młodszego Andrija i starszego Ostapa. Pierwszy wyrzekł się ojczyzny dla polskiej księżniczki, a drugiego schwytali Polacy i bestialsko stracili" - tak treść filmu streszczają jego autorzy.
"Od lat w Rosji toczy się spór słowianofilów z "zapadnikami" ("zapad" to po rosyjsku "zachód" - PAP). Spierają się o to, czy mamy naśladować Europę, czy Azję, czy też powinniśmy pójść własną
drogą. O tym jest mój film" - zauważył w jednym z wywiadów prasowych Bortko.
"Taras Bulba - to właśnie początek dyskusji o słowianofilach i "zapadnikach". Z punktu widzenia Tarasa, "zapadnicy", których uosabia Andrij - to zdrajcy" - powiedział reżyser.
Zdaniem Bortki "Rosjanie i Ukraińcy - to jeden naród, a Ukraina - to południowa część Rusi".
"Oni nie istnieją bez nas, a my bez nich. Owszem, są dwa państwa. W przeszłości też tak bywało. Na terytorium Ukrainy było i Księstwo Litewskie, i Rzeczpospolita. Jednak naród, który żył na tych ziemiach, zawsze był jednym narodem. Gogol doskonale to rozumiał i cały czas o tym mówił" - wskazał twórca.
W Rosji nie brakuje obaw, że obraz Bortki nasili spory historyczne z Ukrainą. Recenzent filmowy dziennika "Kommiersant" Jurija Jarockiego uważa jednak, że "jeśli ktoś miałby mieć powody, by obrazić się za film, to nie są to ani Rosjanie, ani Ukraińcy, ani Żydzi, lecz Polacy".
"Jednak i oni, mimo niełatwych stosunków między naszymi krajami (Rosją i Polską), pretensje winni adresować do oryginału i jego od dawna nieżyjącego autora" - zauważył Jarocki.
Praca nad filmem trwała trzy lata. Jego producentem jest państwowa telewizja Rossija (d. RTR). Budżet wyniósł 17 mln dolarów. Kręcono go na Ukrainie i w Polsce.
Bortko zatrudnił plejadę świetnych aktorów. W roli tytułowej obsadził ukraińskiego artystę Bohdana Stupkę. W synów Bulby wcielili się rosyjscy aktorzy: Andrija - Igor Pietrienko, a Ostapa - Władimir Wdowiczenkow. Piękną Polkę, która uwiodła Andrija, zagrała Magdalena Mielcarz. W jednej z ról rosyjskim widzom przypomniał się Daniel Olbrychski.
Dla potrzeb filmu uszyto 2 tys. kostiumów i wykonano setki sztuk broni z tamtej epoki. W Polsce wypożyczono 500 koni. Dzieło wchodzi do kin w 600 kopiach. Już dzisiaj nazywane jest filmem roku.