Prawie nie zagrał w kultowym filmie. Zamiast niego chcieli Stallone'a
3 lipca na platformie streamingowej Netflix zadebiutuje "Gliniarz z Beverly Hills: Axel F", Jest to powrót Eddiego Murphy'ego do kultowej serii po trzydziestu latach. Pierwsza część sprzed niemal czterech dekad zrobiła z niego megagwiazdę. Trudno uwierzyć, ale niewiele brakowało, by to nie on wcielił się w wygadanego policjanta z Detroit. Przy okazji premiery "Axela F" warto przypomnieć sobie historię jednego z najpopularniejszych filmów 1984 roku.
"Gliniarz z Beverly Hills" skupia się na Axelu Foleyu (Eddie Murphy), policjancie z Detroit, który przybywa do tytułowego miasta w poszukiwaniu zabójców swojego przyjaciela. Jego niekonwencjonalne metody oraz bezczelność są nie w smak lokalnym przedstawicielom prawa. Do śledzenia Axela zostają oddelegowani naiwny Billy Rosewood (Judge Reinhold) oraz służbista John Taggart (John Ashton). Wkrótce cała trójka wpada na trop gangsterskiej szajki.
Droga "Gliniarza z Beverly Hills" na ekrany rozpoczęła się w 1977 roku. Producent Don Simpson wpadł wówczas na pomysł filmu o policjancie ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych, który zostaje przeniesiony do pracy w Los Angeles. O rozpisanie fabuły poprosił scenarzystę Danilo Bacha. Ten w 1981 roku złożył pierwszą wersję "Beverly Drive", poważnej policyjnej opowieści o gliniarzu imieniem Elly Axel. Bacha zmuszono do wielokrotnego przepisywania tekstu, który w końcu znalazł się na półce. Simpson wrócił do niego po sukcesie "Flashdance" z 1983 roku. Postanowił, że "Beverly Drive" będzie jego kolejnym hitem.
Do przepisania scenariusza zatrudnił Daniela Petrie'ego Jr., który zaproponował humorystyczne podejście do tematu. Bohatera nazwał Axel Elly i uczynił go sprytnym policjantem z Detroit. Rozpoczęły się poszukiwania reżysera oraz odtwórcy głównej roli. Mickey Rourke podpisał kontrakt na 400 tysięcy dolarów za wcielenie się w Axela. Zrezygnował z projektu z powodu przedłużających się prac nad scenariuszem. Stanowisko reżysera zaproponowano Martinowi Scorsese i Davidowi Cronenbergowi. Obaj spasowali.
W pojawił się pomysł zatrudnienia Martina Bresta, twórcy komedii "W starym, dobrym stylu", który został właśnie zwolniony z planu "Gier wojennych". Reżyser przechodził wtedy trudny okres i nie miał ochoty angażować się w zdjęcia do innego filmu. Jednak producenci naciskali. Brest zdecydował się w końcu na rzut monetą. Los chciał, by stanął za kamerą "Gliniarza z Beverly Hills".
Simpson i Jerry Bruckheimer, drugi producent filmu, wpadli na pomysł, by w głównej roli obsadzić Eddiego Murphy'ego. Dwudziestotrzyletni komik był u szczytu popularności dzięki występom w telewizyjnym programie "Saturday Night Live" oraz filmach "48 godzin" i "Nieoczekiwana zmiana miejsc". Szefowie wytwórni Paramount nie wierzyli jednak, że aktor komediowy samodzielnie sprzeda film sensacyjny. Zamiast tego woleli obsadzić Sylvestra Stallone'a. "Paramount miał ze Stallone'em specyficzną umowę. Musieli mu zapłacić w określonym terminie, bez względu na to, czy zagrał w filmie, czy nie" - wspominał Bruckheimer. "Przeczytał 'Gliniarza z Beverly Hills' i powiedział, że scenariusz jest okej, ale musi go przepisać".
W pierwszej kolejności aktor usunął dodany przez Patrie'ego Jr. humor. Następnie zaczął dopisywać kolejne sceny akcji. Trup ścielił się gęsto, a wśród zabitych znalazł się między innymi niczemu niewinny Billy Rosewood. Stallone porównywał swoją wersję "Gliniarza z Beverly Hills" do sceny otwierającej "Szeregowca Ryana". Jednak obaj producenci nie byli fanami jego wizji. "Budżet się podwoił. Nie mogliśmy wydać tyle pieniędzy" - wspominał Bruckheimer.
Poprosił scenarzystę Charlesa Prosera, by ten uporządkował scenariusz po poprawkach Stallone'a — przywrócił humor, ale też zachował część pomysłów odnośnie postaci, jakie miał twórca "Rocky'ego". Ten nazwał swoją misję niemal niemożliwą do wykonania. Później wspominał, że w scenariuszu, który otrzymał, znajdował się tylko Stallone i wielka spluwa. Simpson dodał, że aktor umieścił w tekście bardzo dużo sekwencji treningowych, w których skupiał się na swojej imponującej muskulaturze.
Stallone był niezadowolony z poprawek, nie zamierzał jednak rezygnować z projektu. Tymczasem Bruckheimer i Simpson rozmawiali już z Murphym. Komik był bardzo zainteresowany projektem, zrezygnował już nawet z udziału w "Pogromcach duchów". Jego angaż wymagałby jednak kolejnych poprawek. Z kolei Stallone wciąż pozostawał na pokładzie, a termin zdjęć się zbliżał. Ostatecznie Simpson zdecydował się go pozbyć podstępem. Jak wyznał znajomym, razem ze Stallone'em interesował się zabiegami odmładzającymi. Dzięki pomocy przyjaciół sprawił, że aktor znalazł się na szczycie listy przyjąć u jednego ze szwajcarskich lekarzy. Aktor poleciał do Europy, by poddać się serii zabiegów, a tymczasem praca nad "Gliniarzem z Beverly Hills" mogła trwać bez niego. Tym samym rola Axela, który z Cobrettiego stał się Foleyem, trafiła oficjalnie do Eddiego Murphy'ego. Stallone wykorzystał większość swoich pomysłów w "Kobrze" z 1985 roku.
Aktor, reżyser i scenarzyści zaczęli w pocie czoła porządkować scenariusz. Jak wspominał Brest w rozmowie z Variety, gdy weszli na plan, mieli tylko zarys fabuły. Prace nad historią były kontynuowane w czasie zdjęć. Według niego angaż Murphy'ego zupełnie zmienił tonację filmu. Komikowi pozwolono improwizować, a większość zabawnych dialogów jest jego autorstwa. Wychodziło mu tak dobrze, że często dobre ujęcie było psute, ponieważ ktoś z aktorów, członków ekipy, a nawet sam reżyser wybuchał głośnym śmiechem. Niektóre z nich znalazły się jednak w filmie. Murphy zaimprowizował dialog, w którym Axel określa Billy'ego i Taggarta jako "supergliny". W trakcie kręcenia tej sceny Ashton spuścił głowę i niezręcznie szczypał się w twarz — wszystko po to, by ukryć rozbawienie. Reinhold schował dłoń do kieszeni i wbijał w nią paznokcie. Nie pomagał fakt, że scena była realizowana w czasie rekordowych upałów, a w studiu było wtedy bardzo gorąco. Murphy nagle opadł z sił, więc ktoś z ekipy zaproponował mu mocną kawę. Aktor nigdy jej nie pił Po jednej filiżance nie mógł nad sobą zapanować i dosłownie chodził po ścianach.
Zdjęcia rozpoczęły się 26 lipca 1984 roku i trwały przez 80 dni. Budżet wyniósł 13 milionów dolarów, z czego aż cztery powędrowały na konto Murphy'ego. Wytwórnia Paramount miała co do filmu małe oczekiwania. "Myśleli, że [film] z afroamerykańskim aktorem nie zarobi więcej niż 25 milionów dolarów. [...] Eddie był gwiazdą telewizji, ale nigdy nie ciągnął produkcji samodzielnie. Także obsadzenie go w roli głównej było ryzykiem" - przyznał Bruckheimer w rozmowie z GQ.
Obawy wytwórni się nie sprawdziły. "Gliniarz z Beverly Hills" wszedł do kin 1 grudnia 1984 roku i okazał się hitem. Recenzenci chwalili humor i energię Murphy'ego, a widzowie zostawili w kasach kin 234 miliony dolarów. Czyniło to z "Gliniarza z Beverly Hills" trzeci najbardziej dochodowy film z kategorią R — lepiej poradzili sobie tylko "Ojciec Chrzestny" i "Egzorcysta". Dla Murphy'ego był to początek najlepszego okresu w karierze. Kolejnych sześć filmów, w których zagrał główną rolę, debiutowało na pierwszym miejscu w box-offisie. Aktor otrzymał za swój występ nominację do Złotego Globu. Z kolei scenarzyści Bach i Petrie Jr., z których pracy w gotowym filmie po kolejnych poprawkach, zmianach i improwizacjach nie zostało wiele, zostali wyróżnieni nominacją do Oscara.
Film rozpoczął serię filmową. Sequel w reżyserii Tony'ego Scotta wszedł do kin w 1987 roku. Nie zebrał już tak dobrych ocen, ale zarobił swoje. Z kolei trzecia część, którą w 1994 roku nakręcił John Landis, okazała się porażką artystyczną i frekwencyjną. Seria powróciła w 2013 roku, gdy zrealizowano pilot serialowej kontynuacji. Fabuła skupiała się na synu Axela, w którego wcielił się Brandon T. Jackson. Serial nie został podjęty przez żadną stację, ale pozytywny odbiór odcinka sprawił, że zaczęto poważnie rozważać realizację czwartej części cyklu. Ta ukazała się na Netfliksie 3 lipca 2024 roku. Czy będzie to godny powrót kultowej serii? Przekonamy się niebawem.