Pożeracz niewieścich serc?
Jego bohaterowie romansów mieli bez liku. Czy wcielający się w nich Richard Gere prywatnie był taki sam?
Demon seksu, pożeracz niewieścich serc, skrzętnie ukrywający swe upodobania gej, a może... niespotykanie spokojny człowiek i wierny mąż?
- Krąży o mnie mnóstwo wyssanych z palca opowieści. Te zresztą interesują świat dużo bardziej niż prawda - mówi 63-letni Richard Gere.
"Zła" sława przystojnego filadelfijczyka zaczęła się od roli homoseksualisty w wystawianym na Broadwayu musicalu "Bent", męskiej prostytutki w filmie "Amerykański żigolak" oraz multimilionera, zakochanego w dziewczynie lekkich obyczajów w "Pretty Woman".
- Choć nie robiłem nic zdrożnego, paparazzim wystarczyło niewinne zdjęcie, by ukręcić wokół niego całą historię. Ot, spotykam na przyjęciu Julię Roberts, a następnego dnia o naszym "gorącym romansie" czyta cały świat.
Spotykam Catherine Zeta-Jones (grali razem w "Chicago") czy Jennifer Lopez (wystąpiła z nim w "Zatańcz ze mną") - to samo.
Prawdziwe było natomiast upływające pod znakiem nieustających kłótni małżeństwo z modelką Cindy Crawford. Rozpadło się, bo oboje chcieli błyszczeć.
Chwileczkę, Gere i problemy z ego? Aktor jest wegetarianinem, buddystą, działaczem społecznym. Wspiera bezdomnych i chorych na AIDS, walczy o prawa Tybetu. Zanim jednak doszedł do stanu, w którym przestał przywiązywać się do własnych pragnień, był obsesyjnie zainteresowany karierą. Nie kobiety więc, lecz sława...
- Marzyłem o Oscarze, którego do dzisiaj nie mam. Spędzało mi to sen z powiek! Przestało dopiero, gdy poślubiłem Carey. To dzięki niej i synowi Homerowi zrozumiałem, że nie liczy się szczyt świata, lecz jego podstawa - najbliżsi. I że to w domu jest najlepiej! - przekonuje obecnie Gere.
Maciej Misiorny