Reklama

"Powidoki": Premiera ostatniego filmu Wajdy

W piątek, 13 stycznia, na ekrany polskich kin wchodzą "Powidoki", ostatni w karierze film zmarłego w październiku zeszłego roku Andrzeja Wajdy.

W piątek, 13 stycznia, na ekrany polskich kin wchodzą "Powidoki", ostatni w karierze film zmarłego w październiku zeszłego roku Andrzeja Wajdy.
Andrzej Wajda i gwiazdy "Powidoków": Bronisława Zamachowska oraz Bogusław Linda /Andras Szilagyi /MWMedia

W "Powidokach" jeden z najwybitniejszych twórców w historii kina, zdobywca wielu nagród filmowych, w tym Oscara za całokształt twórczości, przedstawił historię człowieka niezłomnego - Władysława Strzemińskiego, pioniera polskiej awangardy.

Głównym bohaterem filmu jest wielki artysta, wierny własnej wizji sztuki, który nie poddał się obowiązującemu systemowi i w konsekwencji doświadczył dramatycznych skutków swoich wyborów. "Powidoki" to intymny zapis ostatniego okresu życia obdarzonego charyzmą wybitnego malarza. Opowieść o tym, jak komunistyczna władza zniszczyła niepokornego człowieka. Wajda w sposób niezwykle subtelny, a zarazem uniwersalny nakreślił, tworzonymi z malarskim kunsztem, świat, w którym piękno i sztuka są prześladowane.

Reklama

"Powidoki" są zapisem ostatnich lat życia Władysława Strzemińskiego (Bogusław Linda). Akcja filmu dzieje się w Łodzi w okresie 1948 - 1952, w okresie stalinizmu. Strzemiński jest malarzem, profesorem i wykładowcą w łódzkiej PWSSP. Wielki malarz, twórca teorii unizmu, doceniony i podziwiany przed wojną w kraju i za granicą, uwielbiany przez studentów, nie cieszy się sympatią władz uczelni, a przede wszystkim ministra kultury.

Strzemiński w przeciwieństwie do lojalnych członków partii i kolegów realizujących doktrynę socrealizmu, nie zgadza się na żadne ustępstwa w sztuce. Nie pozwala, aby polityka wkraczała do jego twórczości. Realizuje własną drogę artystyczną, niezgodną z oficjalnymi wytycznymi PZPR: "właściwy tor w sztuce to opisywać historyczny wysiłek narodu pod kierownictwem Partii oraz istotę socjalistycznych przeobrażeń społecznych i cywilizacyjnych".

Taka postawa sprowadza na niego szykany, aż do relegowania z uczelni i wykreślenia ze Związku Artystów Plastyków. Władza postanawia zniszczyć Strzemińskiego i konsekwentnie to realizuje. Żona głównego bohatera, wybitna rzeźbiarka Katarzyna Kobro, pojawia się jedynie w tle. Łączącą ich postacią, jest niezwykle dojrzała, jak na swój wiek, córka Nika (Bronisława Zamachowska).

O Władysławie Strzemińskim mówi się, że był jedną z najtragiczniejszych postaci polskiej sztuki, podobnie jak jego żona, rzeźbiarka Katarzyna Kobro. Władysław Strzemiński to postać-ikona, jeden z najradykalniejszych twórców związanych z awangardą dwudziestolecia międzywojennego w Polsce.

Strzemiński uczył się pod okiem Kazimierza Malewicza - wybitnego rosyjskiego malarza. Pod jego wpływem znajdował się długi czas. Był pionierem konstruktywistycznej awangardy w dwudziestoleciu międzywojennym, malarzem i teoretykiem. Stworzył teorię unizmu, w którym dążył do tego, by obraz oddziaływał na widza nie przez odwzorowywanie rzeczywistości, ale przed tzw. czystą plastykę - m.in. kolory i kształty. Nie trzymał się jednak długo tej teorii i po namalowaniu kilku obrazów, zwrócił się ku studiom z natury.

W 1945 r. był współzałożycielem Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi, gdzie przez pewien czas był wykładowcą. W 1950 roku Strzemińskiego, na polecenie Ministerstwa Kultury i Sztuki, wyrzucono z pracy na uczelni, ponieważ lekceważył realizm socjalistyczny.

Czym są tytułowe "powidoki", będące kluczowym pojęciem dla teorii widzenia Strzemińskiego? Fizjologicznie rzecz ujmując, siatkówka w oku zachowuje widziany obraz dłużej niż sam moment oglądania rzeczy - zapamiętuje widok, mimo że zdążyliśmy już odwrócić wzrok.

Z tego powodu oko ma możliwość nakładania i mieszania się obrazów - tych, które są jeszcze na siatkówce, chociaż nie patrzymy już na nie, i tych, które oglądamy w czasie rzeczywistym. Można zatem powiedzieć, że to nakładanie się obrazów na siebie, umożliwia tym samym przenoszenie elementów wzrokowych z jednej dziedziny na inną np. z obrazu na rzeźbę, z rzeźby na architekturę, z architektury na życie.

"Minęło 20 lat, odkąd po raz pierwszy przymierzyłem się do filmu o Władysławie Strzemińskim, wielkim malarzu, który zmagał się z komunistycznym systemem. Dopiero teraz dojrzałem do tego, by ten film nakręcić" - przekonywał Andrzej Wajda.

"Początkowo miałem pomysł, by zrobić kino psychologiczne - opowieść o trudnych relacjach małżeństwa pary artystów: Władysława Strzemińskiego i jego żony, wybitnej rzeźbiarki Katarzyny. Pomyślałem jednak, że aby to pokazać w sposób przekonujący, musiałbym mieć Dostojewskiego za scenarzystę, albo co najmniej za autora opowiadania" - tłumaczył.

"Zrozumiałem, że aby zrobić rzecz prawdziwą, muszę tę parę rozdzielić. Zrobiłem więc film polityczny o artyście, który wchodzi w konflikt z władzą i zostaje usunięty z uczelni pod zarzutem "nierespektowania norm doktryny realizmu socjalistycznego". Broni się do samego końca i nie odpuszcza, mimo nędzy i upokorzeń" - wyznał Wajda.

W o wiele mniej pochlebnych słowach wypowiadał się o filmie odtwórca głównej roli, Bogusław Linda. W wywiadzie udzielonym dla prestiżowego amerykańskiego portalu filmowego Deadline, polski aktor zebrał początkowo gratulacje za "znakomity występ" w "Powidokach". Na pytanie dziennikarza Dominika Pattena, jak trafił na plan produkcji Andrzeja Wajdy, odpowiedział jednak: "Wiedziałem, że scenariusz jest trochę słaby i jeżeli źle zagram, to wszyscy powiedzą, że zepsułem Andrzejowi Wajdzie film".

"Pamiętam ten scenariusz, który był po prostu chu..., naprawdę był niedobry i prosiliśmy paru scenarzystów, między innymi Władka Pasikowskiego, żeby napisali coś innego. I oni pisali inne historie, dostaliśmy ze trzy scenariusze, ale nie miały jednej rzeczy. Beznadziei" - wspominał Linda.

"Bo w tym filmie to coś, co jest przeraźliwe, i ja to pamiętam z głębi dzieciństwa, to właśnie ta totalna beznadzieja. Pomyślałem sobie, że jeśli to się da przenieść [na ekran - przyp. red.], to już będzie coś. Tylko to" - przyznał aktor.

Ten film wiele znaczy dla wielu osób, ponieważ to ostatnie dzieło wielkiego mistrza - przekonywał polskiego aktora Patten. "A dla mnie znaczy tyle, że ponieważ Andrzej nie żyje, więc to ja muszę za niego jeździć po całym ku... je... świecie i świecić ryjem we wszystkim miejscach" - zakończył Linda.

Graj razem z nami dla WOŚP! Wesprzyj Orkiestrę na pomagam.interia.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Powidoki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy