Reklama

"Poszukiwany, poszukiwana": "Marysiu, zupa ci kipi". To już 50 lat od premiery kultowego filmu

"Poszukiwany, poszukiwana" to jeden z tych filmów, które wciąż lubimy oglądać i mimo upływu lat wcale się nie nudzą. A sporo tych lat już upłynęło. Kultowa komedia Stanisława Barei pojawiła się na ekranach dokładnie pół wieku temu - 22 kwietnia 1973 roku.

Historia wzięta z życia

W latach 60. Stanisław Bareja reżyserował głównie lekkie komedie sytuacyjne, jak choćby "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka" czy "Przygoda z piosenką". Jednak z czasem reżyser postanowił nieco zmienić charakter swojej twórczości.

Zamierzał robić filmy, które w bardziej stanowczy sposób uderzały w peerelowską rzeczywistość. 

"Moje pierwsze filmy były słodkimi komediami, aż w końcu zaczęło mnie od tego mdlić i postanowiłem dodać trochę goryczy" - opowiadał w wywiadach.

Reklama

Pierwszym filmem, w którym miała się pojawić bardziej zdecydowana kpina z PRL-u, był "Poszukiwany, poszukiwana". Pomysł, z którego zrodził się scenariusz, pochodził od żony reżysera, kustosza oddziału rzeźby Muzeum Narodowego w Warszawie.

"Pewnego dnia wezwał mnie dyrektor, abym wydała artyście tzw. obiekt muzealny: rzeźbę Alfonsa Karnego, po którą ów się zgłosił. Okazało się, że rzeźby nie ma, zrobiła się straszna awantura. Ponieważ nie dopełniono jakichś papierkowych formalności, cień podejrzenia padł na mnie. W końcu udało mi się wyjść cało z opresji - znalazłam kopię przepustki zezwalającej artyście na wyniesienie z muzeum rzeźby" - wspominała Hanna Kotkowska-Bareja w książce Macieja Łuczaka. 

Także wątek z pracą w charakterze gospodyni domowej był osadzony w rzeczywistości.

"To jest historia wzięta z życia, oparta na pamiętniku dziewczyny, która po skończeniu studiów, nie mogąc otrzymać pracy w swoim kierunku specjalistycznym, zaczęła pracować jako pomoc domowa" - twierdził reżyser podczas kolaudacji filmu.

Doskonały scenariusz, doskonała obsada

Scenariusz do filmu napisał Bareja wspólnie z Jackiem Fedorowiczem. Początkowo tekst nazywał się "Kariera Stanisława Marii R.", ale ostatecznie film zatytułowano "Poszukiwany, poszukiwana".

Fabuła koncentrowała się na przygodach Stanisława Marii Rochowicza, historyka sztuki niesłusznie posądzonego o kradzież obrazu. Bohater postanawia ukrywać się w przebraniu kobiety - Marysi, do czasu aż namaluje kopię zaginionego płótna. Aby zarobić na życie, zatrudnia się w charakterze pomocy domowej i trafia do kolejnych domów, m.in. rzekomego profesora pędzącego bimber czy "zawodowego" dyrektora.

Jacek Fedorowicz początkowo sam chciał wystąpić w głównej roli. Zrezygnował jednak po sesji zdjęciowej z makijażem, peruką i okularami. Zdjęcia próbne nakręcono także z Januszem Gajosem. Ostatecznie do roli Stanisława Marii Rochowicza zaangażowano Wojciecha Pokorę. Znakomitemu aktorowi towarzyszyła zresztą doborowa grupa aktorów. Na ekranie mogliśmy zobaczyć m.in. Jolantę Bohdal, Wiesława Gołasa, Mieczysława Czechowicza, czy Jerzego Dobrowolskiego. 

"Przekleństwo Marysi"

Film Barei z pewnością nie odniósłby tak wielkiego sukcesu, gdyby nie fenomenalna kreacja Wojciecha Pokory. Aktor zdobył tym filmem ogromną popularność, ale było to dla niego przekleństwo. "To było przerażające. Kilkakrotnie zmieniałem numer telefonu, bo ludzie robili sobie żarty. Dzwonili i pytali, czy gosposia nie potrzebuje pracy. Na ulicy dzieci wołały za mną: 'Marysiu!' - wspominał.

Do udziału w filmie nachalnie namawiał go Bareja.

"Nie chciałem grać tej roli. Miałem świeżo w pamięci Lemmona i Curtisa z 'Pół żartem, pół serio'. Byłem pewien, że lepiej już nie można zagrać i nie trzeba. Ale Staszek Bareja nie dawał za wygraną. Wydzwaniał i przychodził do nas dniami i nocami. W końcu moja żona powiedziała: 'Weź tę rolę, bo inaczej nie dadzą nam spokoju'" - wspominał.

Żona aktora wspierała go również materialnie. 

"W filmie grałem w sukienkach i peruce Hani, bo wtedy peruki były modne. Kupowane miałem tylko buty, bo żona ma małą stopę, a ja bardzo dużą. Zrobiłem to, choć nie miałem do tego serca, nie przyłożyłem się. Gdybym inaczej do niego podszedł, to może byłbym jeszcze lepszy" - tak aktor wspominał po latach pracę nad filmem na łamach "Super Expressu".

Film, mocno krytykowany przez władze kinematografii, trafił do kin 22 kwietnia 1973 roku i odniósł ogromny sukces frekwencyjny.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy