Reklama

Popularny muzyk krytykuje Netfliksa. Platforma skasowała jego projekt

Brytyjski wokalista, kompozytor i producent muzyczny Damon Albarn, znany z występów w zespołach Blur i Gorillaz, przyznał, że zapowiadany przez niego od ponad dwóch lat pełnometrażowy film animowany, został ostatecznie wycofany z produkcji. Miało to nastąpić w wyniku cięć budżetowych, które dotknęły platformę Netflix. To, na co artysta zwrócił uwagę, to pozostawiająca wiele do życzenia forma.

Brytyjski wokalista, kompozytor i producent muzyczny Damon Albarn, znany z występów w zespołach Blur i Gorillaz, przyznał, że zapowiadany przez niego od ponad dwóch lat pełnometrażowy film animowany, został ostatecznie wycofany z produkcji. Miało to nastąpić w wyniku cięć budżetowych, które dotknęły platformę Netflix. To, na co artysta zwrócił uwagę, to pozostawiająca wiele do życzenia forma.
Damon Albarn /Jim Dyson /Getty Images

O tym, że on i jego wspólnik z Gorillaz, Jamie Hewlett, pracują nad autorskim filmem, Albarn po raz pierwszy przyznał podczas wywiadu radiowego w 2020 r. Promując wówczas siódmy album studyjny Gorillaz, zatytułowany "Song Machine, Season One: Strange Timez", muzyk nadmienił, że obraz ten "będzie w pewnym sensie abstrakcją".

Rok później, tym razem w trakcie promowania solowej płyty "Nearer the Fountain, More Pure the Stream Flows", artysta zdradził, że animowane dzieło, którego bohaterami będą postacie znane z teledysków Gorillaz, produkuje już Netflix. W wywiadzie dla Apple Music muzyk chwalił ekipę platformy, z którą współpracował. "Wydaje się, że są dobrym, kreatywnym zespołem" - powiedział wtedy.

Reklama

W niedawnym wywiadzie dla belgijskiego tygodnika "Humo" Albarn opowiadał już o nowej płycie Gorillaz, zatytułowanej "Cracker Island" (ukaże się 24 lutego). Stwierdził, że udało się ją dokończyć, bo on i Jamie Hewlett często spotykali się w Los Angeles, gdzie pracowali nad... filmem fabularnym o Gorillaz. Filmem, "który nigdy nie powstanie" - stwierdził tym razem gorzko.

Damon Albarn krytykuje Hollywood

Na pytanie, czy został spisany na straty, muzyk odrzekł bez ceregieli: "Platforma streamingowa, dla której go robiliśmy, anulowała produkcję. Zaczęli panikować, ponieważ tworzyli za dużo treści i postanowili ograniczyć ofertę filmową".

Artysta dosadnie podsumował przy tym branżę filmową i telewizyjną.

"Zgodnie z kilkudziesięcioletnią, klasyczną hollywoodzką praktyką, facet, z którym pracowaliśmy, przeniósł się do innej firmy. Gdy straciliśmy naszego anioła stróża, to jakby przylgnął do nas smród" - powiedział. Po czym zauważył: "Hollywood jest terytorialne: gdy pojawi się nowy facet, będzie musiał pokazać, że ma na dany temat swoje zdanie, nawet jeśli w duchu zgadza się ze swoim poprzednikiem".

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Netflix
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy