"Płynące wieżowce": Ten film wywołał prawdziwą burzę!
W środę mija dziesięć lat od premiery "Płynących wieżowców", kontrowersyjnego filmu Tomasza Wasilewskiego. Produkcja wywołała w Polsce prawdziwą burzę, ponieważ opowiadała o związku dwóch młodych mężczyzn.
Kuba (Mateusz Banasiuk) mieszka razem z matką (Katarzyna Herman) i swoją dziewczyną Sylwią (Marta Nieradkiewicz). Jest świetnie się zapowiadającym sportowcem (trenuje pływanie). Wszystko zmienia się, gdy na imprezie poznaje Michała (Bartosz Gelner). Nieoczekiwanie budzi się w nim uczucie, które jednocześnie przeraża go i fascynuje.
Kuba boi się ujawnić przed otoczeniem swoją orientację seksualną. Przez długi czas ukrywa ją nawet przed dziewczyną, wciąż mieszkając i sypiając z zakochaną w nim Sylwią. Wreszcie dochodzi do momentu, gdy chłopak decyduje się powiedzieć innym o swoim uczuciu do Michała...
Światowa premiera "Płynących wieżowców" odbyła się w Nowym Jorku na Tribeca Film Festival, gdzie film został uznany za jeden z dwóch najlepszych obrazów. "To kino na europejskim poziomie" - pisał Christian Poccard. - "Ewidentnie coś drgnęło w polskiej kinematografii, powstają obrazy odważne, szczere, osobiste, a przy tym rozumiane przez międzynarodową widownię".
Równie entuzjastyczne recenzje pojawiły podczas festiwalu w Karlowych Warach, gdzie film miał swoją europejską premierę. "Płynące wieżowce" startowały w konkursie East of The West, zdobywając nagrodę główną sekcji. Wygrały też w nieformalnym rankingu festiwalowych recenzentów. "To dobrze zrealizowany film świetnego reżysera" - zgodnie pisali akredytowani dziennikarze. "Uniwersalne, dojrzałe dzieło. Sukces filmu na Tribeca Film Festival, a teraz w Karlowych Warach tylko umacnia pozycję Wasilewskiego jako młodego obiecującego reżysera" - zapewniali recenzenci Indiewire.
"Płynące wieżowce" znalazły się również w oficjalnej selekcji kolejnych międzynarodowych festiwali: Europejskiego Festiwalu Filmowego Palić w Serbii, Espoo Ciné w Finlandii czy Film Forum Zadar w Chorwacji. Na tym ostatnim został wyróżniony Mateusz Banasiuk, który zdobył nagrodę za najlepszą rolę męską. Podobnie zresztą jak na A l'Est, du Nouveau we Francji.
Film Tomasza Wasilewskiego wziął również udział w Konkursie Głównym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w 2013 roku. Otrzymał tam Nagrodę Jury dla młodego talentu reżyserskiego, Nagrodę Jury Młodzieżowego oraz nagrodę za drugoplanową rolę żeńską dla Nieradkiewicz.
"Nigdy nie myśleliśmy o tym filmie jako o filmie gejowskim czy LGBT" - mówił w Gdyni Wasilewski i określił "Płynące wieżowce" jako "dramat o ludziach, w którym obecny jest m.in. wątek miłości homoerotycznej". Tematy tej historii to wzajemne relacje emocjonalne ludzi młodych oraz relacje między pokoleniem osób młodszych i starszych - wymieniał.
Z kolei w jednym z wywiadów reżyser wyznał, że szukając aktorów do głównych ról, zorganizował casting.
- Ostatniego dnia przyszedł Bartek Gelner. Byłem przekonany, że obsadzę Bartka w roli Kuby, jednak szybko przekonaliśmy się, że bardziej pasuje do roli Michała. Casting trwał prawie pięć godzin, zmusiłem go, żeby próbował z kolejnymi aktorami, dopiero wieczorem pojawił się Mateusz Banasiuk. Miał tylko pół godziny, bo spieszył się na spektakl. Mateusz był idealnym Kubą, choć olśnienie przyszło dopiero dwa dni później, kiedy przeglądałem materiały z castingu. To było niesamowite: on nim był od pierwszego klapsa na zdjęciach próbnych. Tak samo, kiedy patrzyłem na Bartka - widziałem Michała. Dopiero później dowiedziałem się, że obaj się przyjaźnią - przyznał Wasilewski.
Oprócz Banasiuka, Gelnera, Nieradkiewicz i Herman w filmie wystąpili również: Izabela Kuna, Olga Frycz oraz Mirosław Zbrojewicz.
- Obsadziłem ich od razu. Znam ich bardzo dobrze: z Kaśką i Mirkiem zrobiłem poprzedni film, mógłbym o nich opowiadać godzinami. Wiem, jak to brzmi: zachwycam się, ale prawda jest taka, że mamy do czynienia z prawdziwymi - podobnie jak w przypadku Marty i Izy - zwierzętami filmowymi i teatralnymi. To wybitni aktorzy, marzenie każdego reżysera. Obsadzenie ich w 'Płynących wieżowcach' było dla mnie oczywiste. Do tego grona dołączyła Olga Frycz - zdolna i naturalna. Tego właśnie szukam w aktorach - tłumaczył reżyser.
Film Wasilewskiego zawiera śmiałe sceny. Także pomiędzy homoseksualistami, na co nikt wcześniej w takim stopniu w polskim kinie się nie odważył.
- Wydaje mi się że aktor jest w stanie zagrać wszystko, jeżeli reżyser mu to odpowiednio wytłumaczy. Oczywiście ludzie mają różne ograniczenia: cielesne, psychiczne... Każdy w życiu ma ciągle jakieś bariery, które przełamuje; to jest normalne i naturalne. Czy jakoś się do tego przygotowywałem? Nie, od początku, kiedy dostałem scenariusz, wiedziałem co mnie czeka i przygotowywałem się do tych scen tak jak do każdych innych. Wiedziałem, po co się znalazły w tej historii; uważam, że są bardzo istotne. Nie chodzi o to, żeby wzbudzić kontrowersje. Czy to było trudne? Oczywiście, że było trudne - opowiadał w rozmowie z Interią Mateusz Banasiuk.
- Miałem wtedy dziewczynę, Bartek też, bardzo się lubiliśmy i lubiliśmy swoje dziewczyny. Może to jest dziwna sytuacja dla ludzi spoza środowiska aktorskiego. Mogą być rzeczywiście w szoku, ale z aktorami jest tak, że my mamy przesuniętą granicę intymności. Już w szkole mamy mnóstwo wspólnych scen, ciągle jesteśmy razem, często są to trudne, intymne sytuacje. W garderobie przebieramy się przy sobie. Cały czas obcujemy z ciałem. Ciało to jest warsztat aktora. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że rola w "Płynących wieżowcach" nie była dla mnie wyzwaniem - dodał aktor.
- Musiałem poczuć swobodę w byciu nago przy dużej ilości osób, gdzie czasami było mi na przykład zimno, gdzie byłem zmęczony, gdzie człowiek czasami czuje się niekomfortowo ze swoim ciałem, zdaje sobie sprawę ze swoich niedoskonałości, ma jakieś kompleksy. To prawda, że akurat do tego filmu sporo ćwiczyłem i chciałem, żeby moje ciało również wyglądało jak ciało pływaka. Na pewno czułem się wtedy pewniej i bezpieczniej w swoim ciele. Ale po pewnym czasie się o tym zapomina, o tym, że jesteś nago. Trudno jest się rozebrać na początku... Miałem taką scenę, że w nocy wskakiwałem do Zalewu Zegrzyńskiego. Było strasznie zimno, wszyscy byli w grubych kurtkach, czapkach i rękawiczkach, a ja musiałem być nago - wspominał Banasiuk.
A co o wspomnianych sekwencjach pisali dziennikarze? Tomasz Bielenia dostrzegł w niepokojącym erotyzmie "Płynących wieżowców" wyczulenie twórców na poetyckość obrazu.
- Stopniowo (...) reżyser uwalnia kamerę od wędzideł obyczajowych konwenansów, najpierw z niespotykaną w polskim kinie intymnością pokazując seks oralny między Kubą i Sylwią (doprawdy, "Z miłości" Anny Jadowskiej jawi się na tym tle niczym telenowela), wreszcie - domyka opowieść o namiętności realistyczną sceną gejowskiego seksu. Jest takie powiedzenie: nakręć scenę erotyczną, a powiem ci, jakim jesteś reżyserem. Wasilewski z pewnością zasłużył na wpis w indeksie - pisał w relacji z festiwalu w Gdyni nasz wysłannik.
- W erotycznych scenach między Sylwią a Kubą, przedstawionych z nietypową dla polskiego kina odwagą, nie ma ani grama autentycznego napięcia. Pojawia się ono wyłącznie między Kubą a Michałem - chłopakiem, którego Kuba spotyka na wernisażu. Świetne decyzje castingowe zaowocowały tym, że między heteroseksualnymi aktorami rodzi się wiarygodna, homo-erotyczna namiętność - zapewniała z kolei nasza recenzentka Anna Bielak.
- Kolejny raz (Wasilewski - przyp. red.) daje widzom do dyspozycji przestrzeń, którą mogą wypełnić własnymi refleksjami, ale jednocześnie buduje świat przedstawiony ze znacznie większą precyzją, niż robił to w filmie "W sypialni". Nie ogranicza rzeczywistości do intymnego, na kłódkę zamkniętego świata jednej postaci, ale ustawia swoich bohaterów na tle krajobrazu współczesnej Polski - dodała.
- Z jednej strony właśnie z tego względu homoseksualizm jest jawnym źródłem fabularnego konfliktu, z drugiej wpisanie historii w pejzaż kulturowo-społeczny pozwala pokazać też zmiany zachodzące w społeczeństwie uczącym się tolerancji - podsumowała recenzentka.