Philip Seymour Hoffman: Ostatnia rola
Amerykańscy recenzenci przekonują, że ci, którzy wybiorą się na "Bardzo poszukiwanego człowieka", z ostatnią rolą zmarłego tragicznie Philipa Seymoura Hoffmana, będą zachwyceni. Polska premiera filmu już w najbliższy piątek, 8 sierpnia.
"Bardzo poszukiwany człowiek" to prawdziwy majstersztyk dla miłośników szpiegowskich dreszczowców i solidnego kina lat siedemdziesiątych.
Film powstał na motywach powieści mistrza gatunku, Johna le Carré. Tak jest, tego samego, który tak nie cierpiał Bonda i który, zanim zajął się pisaniem, sam był najpierw funkcjonariuszem brytyjskiego kontrwywiadu MI-5, potem zaś zagranicznego wywiadu MI-6. Zna się więc na rzeczy, jak mało kto. Ale od początku...
Minęła dekada od pamiętnego ataku na World Trade Center. Tymczasem służby wywiadowcze w Europie nadal tropią islamistów. Do Hamburga, uznawanego za gniazdo terrorystów, przedostaje się młody pół Czeczen, pół Rosjanin Issa (Grigorij Dobrygin).
Tajemniczy przybysz rości sobie prawo do gigantycznej fortuny, zdeponowanej w prywatnym banku. Szybko wzbudza zainteresowanie specjalnej komórki niemieckiego kontrwywiadu, kierowanej przez Günthera Bachmanna (Philip Seymour Hoffman).
Służby podejrzewają Issę o wspieranie terroryzmu. W przygotowanej przez nie prowokacji, role do odegrania będą mieć jednak nie tylko agenci. Do rozgrywki przystąpi także młoda idealistka, prawniczka Annabel Richter (Rachel McAdams) oraz elegancki bankier Tommy Brue (Willem Dafoe), który jako jedyny ma dostęp do podejrzanego konta. Na naszych oczach rozegra się pasjonująca walka, której stawką jest międzynarodowe bezpieczeństwo.
- Od pierwszego spotkania dawało się wyczuć bystrość umysłu tego niezwykłego aktora - pisał John le Carré w "New York Timesie" z 20 lipca o Philipie Seymourze Hoffmanie.
- Był erudytą, artystą wszechstronnym, którego inteligencja oblewała cię niczym światło jarzeniowe, a zarazem bezpiecznie otulała. Dawało się to odczuć zwłaszcza przy powitaniu, gdy ściskał twoją dłoń, po czym obejmował szyję ramieniem i przytulał serdecznie, policzek przy policzku. A jeśli był w dobrym nastroju, ściskał cię wylewnie jak pluszowego misia, po czym odsuwał się na pewną odległość i z promiennym uśmiechem chłonął efekty powitania. Żaden aktor nigdy nie wywarł na mnie takiego wrażenia już podczas pierwszego spotkania - ani Richard Burton, ani Burt Lancaster, ani nawet Alec Guinness. Philip powitał mnie tak, jakby czekał na to całe życie, choć pewnie witał tak każdego. Całkowicie oddawał się pracy. Dosłownie wypalał się na naszych oczach. Nikt nie byłby w stanie żyć jego tempem i wytrzymać to na dłuższą metę, do czego sam nam się przyznał. Przyjdzie nam długo czekać na kogoś takiego, jak on.
M.FF