"Pewnego razu... w Hollywood": Quentin Tarantino wyciął swoją ulubioną scenę
"Pewnego razu... w Hollywood" to dla Quentina Tarantino produkcja bez wątpienia szczególna. W najnowszym wywiadzie reżyser znów wrócił wspomnieniami do głośnego obrazu z Bradem Pittem i Leonardo DiCaprio w rolach głównych. Okazuje się, że musiał wyciąć scenę, którą szczególnie uwielbiał. "Byliśmy cali we łzach" - wspominał.
Komediodramat "Pewnego razu... w Hollywood", który zgodnie z zapowiedziami Quentina Tarantino jest jego przedostatnim filmem w karierze, zdobył uznanie zarówno widzów, jak i krytyków. Produkcja z 2019 roku opowiadająca historię przebrzmiałego gwiazdora westernów i jego wiernego dublera, którzy po przerwie starają się wrócić do Hollywood i znów wspiąć na szczyt, zdobyła dwie statuetki Oscara, trzy Złote Globy oraz cztery nagrody Critic’s Choice.
Reżyser obrazu w ostatnim czasie poświęcił temu tytułowi kilka projektów - niedawno wydał napisaną na jego podstawie debiutancką książkę oraz inspirowaną scenariuszem sztukę, którą chciałby wystawić na deskach teatru. Tarantino postanowił teraz podzielić się z fanami pewnym szczegółem na temat obrazu, o którym jak dotąd konsekwentnie milczał.
Goszcząc w podcaście "ReelBlend", ujawnił, że wyciął z produkcji scenę, którą zarówno on, jak i Leonardo DiCaprio, darzyli szczególnym sentymentem. "Na potrzeby premiery kinowej usunęliśmy scenę emocjonalnej rozmowy telefonicznej granego przez Leo Ricka Daltona i aktorki dziecięcej Trudi Fraser, którą zagrała Julia Butters. To była moja ulubiona scena w całym scenariuszu. Sam pomysł usunięcia jej wydawał się potworny. Myślę, że dla Leo to też była ulubiona scena. Byliśmy cali we łzach" - wyznał filmowiec.
I wyjaśnił, dlaczego zdecydował się na ten ruch. "Ta scena sprawiała wrażenie zakończenia filmu. W scenariuszu wyglądało to dobrze, bo taki był pierwotny zamysł. Później okazało się, że to podejście było błędne. Na etapie montowania dostrzegliśmy, że musimy zmienić kolejność i dlatego scena rozmowy telefonicznej w takiej formie nie miała już sensu" - zaznaczył Tarantino.
Producent "Pewnego razu... w Hollywood", David Heyman, tuż po kinowej premierze wyznał w rozmowie z portalem "IndieWire", że z pewnych powodów żałuje wycięcia omawianej przez Tarantino sceny. Stwierdził on, że partnerująca w niej DiCaprio Butters zostałaby dzięki niej dostrzeżona przez środowisko filmowe. "Jestem pewien, że dostałaby nominację do Oscara. Ale niestety scena ta nie służyła filmowi. Quentin musiał zadbać o klarowny przekaz i rytm, a jest w tym niezwykle biegły" - podkreślił.