Patrick Stewart: Szczęśliwy 74-latek
Martwy? Nie do końca! Wydawało się, że w końcówce superprodukcji "X-Men: Ostatni bastion" z 2006 r. profesor Charles Xavier (Patrick Stewart) poniósł chwalebną śmierć. Krótki bonus po tak zwanych "napisach" sugerował jednak, że ten intelektualny geniusz oszukał śmierć. W "Wolverine" (2013) Profesor X znów pojawił się w krótkiej sekwencji wyświetlanej po napisach końcowych, obecny nie duchem, a ciałem...
Zatem podsumujmy: Charles Xavier nie odszedł tam, skąd nie ma powrotu - a teraz wraca do akcji. Nie będzie to żaden filmowy ozdobnik ani scena oparta na retrospekcji - ale pełnowymiarowy występ w "X-Men: Przeszłości, która nadejdzie".
- W takich gatunkach, jak science fiction i fantasy, nigdy nie należy mówić "nigdy" - mówi Stewart swoim władczym głosem rasowego Brytyjczyka. - Wszystko może się zdarzyć. Ile to już lat, piętnaście? Tak, od piętnastu lat pojawiam się w filmach z serii "X-Men" i jestem przeszczęśliwy z tego powodu. Właściwie to z jednej serii przeszedłem płynnie do drugiej. Zresztą, początkowo nie chciałem przyjąć roli Profesora X właśnie z uwagi na tę okoliczność...
Ta pierwsza seria to, rzecz jasna, serial "Star Trek: Następne pokolenie" (1987-1994). Stewart przez siedem sezonów wcielał się w kapitana Jean-Luca Picarda, by później zagrać jeszcze w czterech pełnometrażowych filmach (zrealizowanych w latach 1994 - 2002), których akcja rozgrywa się w tym samym uniwersum. Rola ta przyniosła mu międzynarodową sławę.
- Przygoda ze "Star Trekiem" była czymś fantastycznym, a Jean-Luc Picard zmienił moje życie - zaczyna Stewart - niemniej jednak całe to doświadczenie miało swoje minusy. Jednym z nich był fakt, że w takiej sytuacji aktor zaczyna być bardzo mocno utożsamiany z danym cyklem i danym bohaterem - do tego stopnia, że ludzie nie chcą już zobaczyć w nim nikogo innego. Nie chciałem, aby "X-Men" stali się kolejnym takim kamieniem u mojej szyi.
- Dopiero Bryan Singer przekonał mnie, że tak się nie stanie - dodaje po chwili aktor, mając na myśli reżysera filmów "X-Men" (2000), "X-Men 2" (2003) i "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie". - Zapewnił mnie, że będzie to zupełnie nowe doświadczenie, i tak też było. Nigdy nie miałem powodów do narzekań.
W "X-Men: Przeszłości, która nadejdzie" losy postaci z oryginalnej trylogii poświęconej mutantom-superbohaterom splatają się z losami tych bohaterów, których widzowie poznali za sprawą niedawnego prequela pt. "X-Men: Pierwsza klasa" (2011). Zobaczymy też kilka nowych twarzy. Oto Bolivar (Peter Dinklage) stworzył Sentinele - roboty zaprogramowane na niszczenie mutantów. Jego celem jest doprowadzenie do całkowitej zagłady tych ostatnich. W tej sytuacji frakcje Xaviera i Magneto (Ian McKellen), choć wrogie wobec siebie od lat, łączą siły. Wspólnie dochodzą do wniosku, że jedynym sposobem, by zmienić przyszłość, jest wpłynąć na przeszłość.
- Sytuacja jest tak poważna, że nasz dobry profesor machnął ręką na eleganckie garniturki, koszule i krawaty - śmieje się Stewart. - Wreszcie dostałem swój własny kostium superbohatera! Wszyscy paradujemy w czarnej skórze i wyglądamy dość złowrogo. Jedno z tych wdzianek jest moje. Powiem panu, że czułem się w nim bardzo dobrze!
- Tak więc na początku tej filmowej historii sytuacja jest dramatyczna: w niebezpieczeństwie jest zarówno nasza planeta jako taka, jak i populacja mutantów. Dzięki mocom, jakimi dysponuje Kitty Pryde (grana przez Ellen Page - przyp. aut.), Wolverine (Hugh Jackman - przyp. aut.) udaje się w podróż w przeszłość. Tylko on - jako mutant, którego cechuje zdolność błyskawicznej regeneracji - jest w stanie przetrwać wystarczająco długo, by w określony sposób wpłynąć na przeszłość.
- Każdy powie, że w fantastyce naukowej taki koncept to nic nowego. W "Star Treku" też kilka razy zmienialiśmy przeszłość albo rezygnowaliśmy z takiej możliwości. Podróż w czasie w celu dokonania pewnych manipulacji wydarzeniami to rdzeń tej historii. Tym razem jednak ten pobyt w przeszłości potrwa znacznie dłużej, o ile nie przez większą część filmu. Widz spotka młodsze wcielenia Magneto, Xaviera i Mystique (Michael Fassbender, James McAvoy i Jennifer Lawrence - przyp. aut.).
Charles Xavier wciąż jest liderem grupy X-Men i intelektualnym motorem, który ją napędza. Poważnym problemem jest jednak dla niego brak dostępu do Cerebro - urządzenia, które sam wynalazł, i które służyło mu nie tylko do wykrywania genetycznych mutacji (a zatem i samych mutantów), ale też do zdalnego kontrolowania umysłów.
- Tym samym mój bohater staje się wojownikiem, tak jak reszta mutantów - mówi Stewart. - Rady, których udziela innym, opierają się teraz w dużej mierze na jego wiedzy dotyczącej rzeczy przeszłych i na doświadczeniach, które nabył w młodości. Co znamienne, w jednej ze scen mówię do Wolverine'a: "Kiedyś nie byłem takim przyjemniaczkiem!". To taka mała humorystyczna wstawka, a potem zabawa zaczyna się na całego. (...)
Warto odnotować, że Patrick Stewart w lipcu skończy... 74 lata. Mimo to aktor pracuje praktycznie bez przerwy. Udziela się też w mediach społecznościowych, w której to przestrzeni funkcjonuje wręcz jako ikona. Co więcej, rok temu ożenił się po raz trzeci - jego wybranka to piosenkarka Sunny Ozell (młodsza od niego o całe 38 lat!). Czy zatem podpisałby się pod stwierdzeniem, że życie zaczyna się po siedemdziesiątce?
- Po sześćdziesiątce też nie narzekałem, ale coś w tym jest... - przyznaje Stewart. - Nie wiem, jakiemu bogu mam dziękować za moje szczęście; za zawód, który jest mi dane wykonywać; za kobietę, którą spotkałem i poślubiłem; za moich przyjaciół i za mój drugi, ukochany dom - na Brooklynie...
- Wszystko to - w połączeniu z całkiem dobrym zdrowiem - sprawia, że z czystym sumieniem mogę zaliczyć ten etap mojego życia do wyjątkowo przyjemnych.
© 2014 Ian Spelling
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!