Reklama

Pasja, która staje się szaleństwem

Werner Herzog wraca w wielkim stylu! Tym razem zabiera nas na Alaskę i zapoznaje z tytułowym miłośnikiem misiów grizzly - Timothy'm Treadwellem "Efekt jest fascynujący!" - oceniają krytycy.

"GRIZZLY MAN"

"Werner Herzog przypomina, jak znakomitym jest reżyserem. I zabiera widza w podróż, która wydaje się dalszym ciągiem wędrówek ze Stroszka, Fitzcarraldo czy Zagadki Kaspara Hausera - tym razem na Alaskę, gdzie przez 13 lat Timothy Treadwell wyjeżdżał z kamerą i spędzał czas z niedźwiedziami grizzly. Zarejestrował 100 godzin materiału, których obszerne fragmenty Herzog wykorzystał w swoim dokumencie, dodał do nich własną, chwilami patetycznie brzmiącą narrację i nagrane przez siebie rozmowy. Efekt jest fascynujący".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

Reklama

"Znakomity dokument o pasji, która staje się szaleństwem - a może o szaleństwie, które ukrywa się pod maską pasji? Owa dwuznaczność sprawia, że film Wernera Herzoga jest jeszcze bardziej intrygujący. (...) Grizzly Man nie jest bynajmniej wzruszającą biografią obrońcy zwierząt. To raczej coś na kształt thrillera psychologicznego, którego bohater okazuje się postacią co najmniej dziwną".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"

"Nie zapominajmy o Herzogu. To ciągle bardzo ważna postać w światowym kinie. (...) Z góry trzeba ostrzec, że dokument Herozga nieustannie balansuje na granicy pomiędzy przyzwoleniem a etycznym odrzuceniem. Treadwell [główny bohater] potraktowany został przez reżysera z miłością i okrucieństwem Jakby granica pomiędzy jego autentyczną pasją i niepodważalnym szaleństwem nieustannie się zacierała. (...) To okrucieństwo ma jednak - z artystycznego punktu widzenia - sens".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"SCOOP - GORĄCY TEMAT"

Wszyscy mają już trochę dość Allena i jego niezwykłej płodności (co rok nowy tytuł), ale nie da się ukryć, że ten starszy pan jest wciąż w formie i bynajmniej nie zapomniał, jak się konstruuje zabawną fabułkę albo pisze dowcipne dialogi. A że się powtarza - pokażcie mi kogoś, kto się nie powtarza w wieku 70 lat! Scoop nie jest niczym nowym, odnajdujemy tu stałe allenowskie motywy (...)ale ulepiona z nich całostka jest wdzięczna, sympatyczna i zrobiona na widocznym luzie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Owszem, można się czepiać, że to błahy i wtórny film. Allen powtarza stare dowcipy. gra też ciągle tę samą postać słabo rozgarniętego, nadpobudliwego brzydala. Niektóre sceny można było lepiej zainscenizować, a intrygę dopracować w szczegółach. Ale co tam! Z Woodym Allenem jest jak z ulubionym wujaszkiem. Nawet jeśli akurat nie prezentuje najwyższej formy, to i tak wiadomo , że tylko dzięki niemu uda się przetrwać rodzinny obiad".
Bartosz Żurawiecki, "Przekrój"

"Woody'ego Allena jakoś nie wypada krytykować. Niestety Scoop skrytykować należy. Bo wyszedł co najwyżej letnio. Niestety Scoop różni się od sławniejszych Allenowskich po przedników sprawą zasadniczą: jakością i klarownością wywodu. (...) Film wygląda trochę tak, jakby powstał jako hołd dla Allena zrealizowany pod kierunkiem przeciętnie utalentowanego filmowca".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"

"ALEJA GÓWNIARZY"

"Szczepański szuka swojego stylu - znów jest sporo brudnych zdjęć i ujęcia niemal wideoklipowe, a wędrówkę bezrobotnego polonisty przerywają reklamy łódzkiej szkoły filmowej i filmiki rejestrowane przez Marcina w czasie, gdy był z Kasią. To jednak nie wystarczy, by ukryć aktorskie braki, które i tak irytują mniej, niż sama fabuła napędzana stereotypowym obrazem generacji nic oraz polskiego tu i teraz".
Paweł. T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Tytuł sugeruje, że Szczepański traktuje rozterki swojego bohatera z ironią, tymczasem czyni on z Marcina postać niemalże heroiczną, bohatera, któremu na dworcu Łódź Kaliska powinni zagrać Ogińskiego, gdy będzie odjeżdżał na Dworzec Centralny. W zestawieniu z totalną bezbarwnością chłopaka i jego pasożytniczym podejściem do świata jest to irytujące i zwyczajnie nużące".
Bartosz Żurawiecki, "Przekrój"

"Aleja Gówniarzy Piotra Szczepańskiego mogłaby być kolejnym epizodem opowieści o trudach i traumach pokolenia NIC. Ciekawy temat grzęźnie jednak w socjologicznych mieliznach. (...) Mamy tu wszystkie klisze: bezrobocie, brak perspektyw, frustrację, kompleks prowincji, emocjonalną niedojrzałość. Bohaterami jednak trudno się przejąć, bo Szczepański ukazuje nam raczej manekiny niż zwykłych ludzi".
Michał Burszta, "Dziennik"


"W STRONĘ SŁOŃCA"

"To science fiction angielsko-amerykańskiej produkcji mieści się gdzieś pomiędzy europejską tradycją gatunku, w której jak w Solaris podróż kosmiczna jest podróżą w głąb własnej świadomości czy podświadomości, a hollywoodzką, gdzie jak w Armageddonie chodzi o wypełnienie ryzykownej czy wręcz straceńczej misji, której celem jest ocalenie ludzkości. I choć odchylony raczej w tę drugą stronę, pozbawiony świeżych i oryginalnych pomysłów (może oprócz podstawowego) film powinien zadowolić miłośników tego gatunku".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Danny Boyle wciąż zaskakuje. Kojarzony z zupełnie innym kinem twórca Płytkiego grobu czy Trainspottting po całkiem skutecznym ożywieniu zombie w 28 dni później (..) zwrócił się ku science-fiction. I nie zatracił własnego charakteru.(...) Ma ten film i aurę, i napięcie, i niepokój, a przede wszystkim domaga się używania mózgu, co w kinie fantastycznym ostatnich lat nie było wcale regułą".
Jacek Wakar, "Dziennik"


"KTOŚ CAŁKIEM OBCY"

Thriller, który jest mniej banalny niż jego tytuł, jakoś tam się go ogląda (zwłaszcza jak się lubi sam gatunek), ale jego logika i psychologia naciągnięte są aż do bólu. (...) Czy Willis romansowałby tak ostentacyjnie z każdą atrakcyjną kobietą, jaka się pojawi w zasięgu jego wzroku, wiedząc, że siedzi w kieszeni u swojej żony? Czy Ribisi nie ukrywałby staranniej swojego drugiego życia? O wielkim zwrocie na koniec już nie wspomnę, bo tu motywacje są wręcz księżycowe".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"W Kimś całkiem obcym wszystko układa sie zgodnie z ostrożnymi receptami hollywoodzkiego thrillera. Zabrakło pomysłu na pokazanie innej twarzy Bruce'a Willisa, błysnęła za to piękna Halle Berry. (...) Napisawszy o jedno słowo za dużo, zdradziłbym kluczowy element fabularny, dość więc powiedzieć, że aktorce udało się to samo, co Gwyneth Paltrow w Dowodzie - w słabym filmi e zagrała postać nacechowaną prawdziwymi, dramatycznymi nutami".
Piotr Mańkowski, "Dziennik"

"MISS POTTER"

"Potter ukazana jest tu jako prekursorka dzisiejszego feminizmu - choć może mniej świadoma niż siostra jej ukochanego (Watson), pionierka ochrony środowiska (gdy osiedliła się w Krainie Jezior, broniła terenów przed chciwością deweloperów), no i w ogóle wspaniała kobieta. Wszystko to jednak wydaje się zanadto laurkowe, zbyt czytankowe i pastelowe. Czasem zamiast sypać cukier, dobrze jest dodać do ciasta szczyptę soli".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Po obejrzeniu Miss Potter człowiek ma ochotę ukręcić łeb jakiejś kaczce i przerobić ją na pasztet. A wszystko po to, by odreagować nieznośną słodycz tej niestrawnej filmowej bajaderki. (...) Jak na film dla dorosłych Miss Potter jest za naiwna, jak na film dla dzieci - zbyt nudna. [Poza tym] nie od dziś wiadomo, że te ostatnie o wiele bardziej pasjonują losy zupełnie innego Pottera - Harry'ego".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"

"Miss Potter przypomina szkolne wypracowanie na temat: życie i twórczość Beatrix Potter. Wizualnie może się nawet podobać, ale jest wyprany z emocji i kompletnie nie zaciekawia. (...) Whistorii pisarki był materiał i na dramat, i na film lżejszego kalibru. Żaden z tych potencjałów nie został jednak wykorzystany. Jej filmowa biografia to przesłodzona, politycznie poprawna papka".
Elżbieta Ciapara, "Dziennik"


"SZKLANE USTA"

"Szklane usta to jeden z tych eksperymentalnych quasi-filmów, które niewiele narzucają, za to dużo sugerują. Oglądanie jest rodzajem zabawy w skojarzenia - te ze świata religii (motyw krzyża, wyjęty nóż na wzniesieniu przypominający biblijną historię Abrahama i Izaaka), sztuki (np. odtworzony przez ludzi obraz Zdjęcie z krzyża Rogiera van der Weydena), psychologii (Freudowskie podglądanie nagiej matki przez syna), ale i te prywatne, odsyłające do własnych doświadczeń".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Filmowa wersja wideoartowej instalacji. Wizualnie momentami zachwycająca , pełna symbolicznych sensów, wchodząca w dyskurs z arcydziełami malarstwa. Ale z kinem ma niewiele wspólnego. (...) Nie ma dialogów, filmowej linearności. W tym przedstawieniu brak konkretu. A za to kino Majewskiego lub iłem dotąd najbardziej. Za zderzenie tego, co symboliczne, z tym, co dosadnie biologiczne".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"STEFAN MALUTKI"

"Kulawy jest tu wątek sensacyjny, nietrafiony okazuje się pomysł z produkowaniem pereł (ktoś jednak na tym zarabia - i ten ktoś przedstawiany jest tu jako postać pozytywna!), rodzice Zuzi to karykaturalne wcielenia słodkiego mitu rodzinnego, a same dzieci, choć starają się, jak mogą, i tak za grosz nie mają wdzięku. Cały ten film jest zresztą niczym innym jak tylko latynoską podróbką animowano-aktorskich produkcji rodem z Ameryki. Tyle że pozbawiony osobowości Stefan przy swym poprzedniku Stuarcie Malutkim wypada więcej niż mizernie".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Stefan Malutki - popularny latynoamerykański dziecięcy film - to poczciwa produkcja familijna. Dla jednych uroczo staroświecka, dla innych staroświecko nudna.(...) Słabą stroną filmu jest dubbing, który momentami razi sztucznością (zwłaszcza w wykonaniu Renaty Dancewicz w roli matki oraz Szymona Bobrowskiego i Julki Jędrzejewskiej użyczających głosu dziecięcym bohaterom)".
Michał Burszta, "Dziennik"

"SZEPTY I KRZYKI"

"Szepty i krzyki wzięły się podobno ze snu reżysera o trzech kobietach w bieli na tle czerwonego salonu. Na tej grze kolorów (czerwień - biel - czerń) opierają się błyskotliwe, z pogranicza fantazji i rzeczywistości zdjęcia Svena Nykvista (otrzymał za nie Oscara). Szkarłatem przyciąga wzrok rodzinna rezydencja, czerwone jest rozlane wino, wreszcie krew w małżeńskich wspomnieniach - Karin wbija sobie w pochwę szkło i rozmazuje krew na twarzy, a mąż Marii próbuje popełnić samobójstwo nożem. Bergman często mówił o seksualnych frustracjach, zamknięciu w stereotypowych, mieszczańskich rolach, egoizmie, który rani innych, ale też samego siebie - jednak tym razem uczynił to w sposób wyjątkowo ostry. Posunąłem się w tym filmie tak daleko, jak tylko mogłem. Dotknąłem tajemnic, które jedynie kino potrafi unieść - pisał sam reżyser".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"W Szepatach i krzykach przestrzeń Bergmanowskich obsesji przybiera filmową formę za sprawą ekspresjonistycznych zdjęć Svena Nykvista, ikonicznej stylizacji bohaterek, a przede wszystkim niesamowitej, narzucającej się w każdym kadrze kolorystycznej kompozycji. Dręczące kontrasty zmuszają do zanurzenia się w dramacie, ale zarazem dystansują. Każą zachwycać się swymi malarskimi walorami, a tym samym stanąć na zewnątrz rozgrywającego się na ekranie koszmaru".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pasje | szaleństwo | Stylu | szklane | Ola Chlebicka | Potter | dziennik | Gazeta Wyborcza | filmy | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy