Reklama

Olivia Thirlby walczy z obcymi

Olivia Thirlby z zasady skłania się ku rolom w filmach niezależnych, jak "Juno" (2007), "The Wackness" (2008) czy "Wszechwiedzący" (2009). Fakt, że nazwisko 25-letniej aktorki figuruje w obsadzie "Najczarniejszej godziny 3D" - zrealizowanej z rozmachem produkcji spod znaku science fiction, której budżet wyniósł 40 mln dolarów - jest więc cokolwiek zaskakujący.

- Wiem - potwierdza Olivia Thrilby. - Ale przekonał mnie scenariusz i osoba reżysera. A poza tym - dostałam tę rolę. To chyba jest w tym wszystkim najistotniejsze. To zawsze pomaga. Podeszłam do tej propozycji w sposób bardzo otwarty. Pomyślałam: "Spróbuję".

W "Najczarniejszej godzinie 3D" widz podąża śladem pięciorga młodych ludzi (Emile Hirsch, Joel Kinnaman, Max Minghella, Rachael Taylor i sama Thirlby), którzy, będąc na wycieczce w tętniącej życiem Moskwie, stają się świadkami początku inwazji przedstawicieli obcej cywilizacji, niszczących wszystko na swojej drodze. Obcy, wytwarzający szczególny rodzaj energii, za dnia są niemal niewidoczni. Każda istota ludzka w kontakcie z nimi zostaje dosłownie rozdarta na strzępy.

Reklama

Zdjęcia do filmu realizowane były w Moskwie, pod kierunkiem Chrisa Goraka, który zdobył powszechne uznanie swoim fabularnym debiutem z 2006 r., thrillerem "Zagłada". Producentem - i przewodnikiem po rosyjskiej stolicy - był Timur Bekmambetow, rosyjski reżyser i producent, spod którego ręki wyszły takie filmy, jak "Straż nocna" (2004) i "Wanted - Ścigani" (2008).

Podczas naszej rozmowy telefonicznej Thirlby entuzjastycznie wypowiada się o zgrabnie wplecionym w fabułę wątku obcych.

- Między innymi to właśnie zadecydowało o moim udziale w projekcie - mówi aktorka. - Pod tym właśnie względem scenariusz był dla mnie nieco odmienny od standardowych historii o obcych. Kosmici w "Najczarniejszej godzinie" wydają się istnieć w jakimś innym wymiarze. Z całą pewnością nie podlegają tym samym prawom fizyki, co mieszkańcy Ziemi. Stwierdziłam również, że dzięki temu film ma szansę fascynować w warstwie wizualnej i zachwycać swoim pięknem, ponieważ, na tle absolutnej ciemności, naszą uwagę zwracają źródła światła. To po prostu ładny obrazek.

Thirlby opisuje swoje przeżycia na planie "Najczarniejszej godziny 3D" jako ekscytujące i pouczające. Pod wieloma względami praca była wyzwaniem - zwłaszcza z uwagi na... wszechobecny dym.


- To była prawdziwa emocjonalna sinusoida - mówi aktorka. - Większość wyzwań była natury technicznej. Moskwa to trudne miejsce, jeśli chodzi o realizację filmów. Nasz grafik również był mocno przeładowany. Zdjęcia kręciliśmy przez sześć dni w tygodniu, także nocami. Czerpałam z tego jednak ogromną satysfakcję, bo uwielbiam ludzi, z którymi przyszło mi pracować. Bardzo podobało mi się również poczucie więzi, które wytworzyło się między nami.

- Interesującym doświadczeniem była również praca w technologii 3D, aczkolwiek nie jestem pewna, czy technologia wpływa na grę aktora. Raczej chodzi tutaj o komponowanie ujęć. Moskwa, przy całym szaleństwie, jakie tam panuje, może być również bardzo wesołym miejscem. Przypomina mi się teraz, że, kiedy tam przebywaliśmy, dookoła miasta szalały pożary. Na pewien czas musieliśmy przerwać pracę i poczekać, aż wiatr wywieje dymy, ponieważ stanowiły one zasadniczy problem dla realizacji filmu w 3D właśnie.

- Sama Moskwa była jednak zachwycająca. Kręciliśmy zdjęcia między innymi na Placu Czerwonym, co sprawiało, że czuliśmy się tak, jakbyśmy pisali historię. Praca w takim miejscu była czymś naprawdę ekscytującym. Towarzyszyło mi poczucie, że powinnam bacznie zwracać uwagę na wszystko, co dzieje się wokół mnie - bo wkrótce przygoda dobiegnie końca, a ja powinnam zapamiętać ją na całe życie.

Po zakończeniu zdjęć do "Najczarniejszej godziny 3D" Thirlby nie wróciła do Nowego Jorku, gdzie mieszka. Nie wróciła również w objęcia kina niezależnego. Zamiast tego, aktorka od razu rozpoczęła pracę na planie kolejnej wysokobudżetowej produkcji pod tytułem "Sędzia Dredd", której scenariusz został oparty na komiksie autorstwa Johna Wagnera i Carlosa Ezquerry.

Akcja filmu, który wejdzie do kin we wrześniu 2012 r. - i, dodajmy, nie jest w żaden sposób powiązany z nieudana adaptacją, jaką był "Sędzia Dredd" z Sylvestrem Stallone z 1995 r. - rozgrywa się w przyszłości, w świecie, w którym strażnikami ładu publicznego są sędziowie, łączący w sobie funkcje policjantów, sędziów i egzekutorów. W rolę tytułowego bohatera, brutalnego strażnika imieniem Joseph Dredd, wciela się Karl Urban. Thirlby gra obdarzoną łagodniejszym usposobieniem Cassandrę Anderson, która również należy do kasty sędziów.

- Realizacji "Dredda" pod pewnymi względami towarzyszył jeszcze większy rozmach - mówi młoda aktorka. - Było to dość duże przedsięwzięcie. Czułam się tak, jakbym przez pewien czas żyła "po godzinach" życiem jakiejś innej osoby. Rzeczywiście, był to dla mnie bardzo długi pobyt za granicą, z dala od rodziny i domu.

- Podczas tych sześciu, a właściwie ośmiu miesięcy, przyświecała mi myśl o tym, by całkowicie oddać się temu, co robię; zanurzyć się w tych doświadczeniach. Starałam się nie przerażać tym, co dzieje się wokół mnie, i wierzyć, że pewnego dnia uda mi się odzyskać wiarygodność jako aktorce związanej z kinem niezależnym.

Ian Spelling

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy