Oliver Stone: Hollywood? Wszyscy tam oszaleli
Oliver Stone, twórca takich filmów jak "Pluton" czy "Wall Street", jest zdegustowany tym, jak obecnie wygląda Hollywood. Narzeka, że branża filmowa jest sparaliżowana przez koronawirusa, a co więcej, jest spętana polityczną poprawnością. Sam oddaje się teraz kręceniu dokumentów, m.in. o nowych informacjach w sprawie śmierci Johna Kennedy'ego.
Przy okazji wywiadu na temat swojej biografii "Chasing the Light", której premierę zaplanowano na 21 lipca, trzykrotny laureat Oscara na łamach "New York Timesa" wylewa swoje żale na temat obecnej kondycji "Fabryki Snów".
Jednym z głównych wątków rozmowy był wpływ pandemii koronawirusa na poczynania filmowców. "Nie możesz nakręcić filmu bez doradcy w kwestii COVID-19 (...) Robienie filmów będzie bardzo drogie, bo będzie trzeba podjąć te wszystkie środki ostrożności, przez co 50-dniowy okres zdjęciowy przedłuży się do 60 dni. Aktorzy muszą zachowywać dystans społeczny" - narzeka Stone.
Daje też pstryczka w nos Akademii Filmowej za to, że "co pięć, dziesięć miesięcy zmienia zdanie, próbując nadążyć za bieżącymi wydarzeniami". "To przekleństwo poprawności politycznej. Nie jest to świat, z którym chciałbym mieć do czynienia. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego szaleństwa w Hollywood" - pomstuje.
Mimo że Stone'owi jest nie po drodze z głównym nurtem Hollywood, nie zawiesił swojej kariery reżyserskiej. Obecnie pracuje nad dwoma dokumentami. "Jeden z nich jest o J.F.K. (Johnie F. Kennedym). Od 1991 r., gdy ukazał się mój film ("JFK", o zamachu na prezydenta), pojawiło się trochę nowych materiałów, które ludzie po prostu zignorowali" - stwierdza. Projekt nosi tytuł "J.F.K.: Destiny Betrayed". Stone ma też na swoim warsztacie dokument o "czystej energii" - "Bright Future".
"Te filmy nie muszą stać się popularne, ale są ważne dla mnie" - stwierdza Stone. Na razie reżyser nie zamierza kręcić fabuł.