"Ojciec chrzestny": Sylvester Stallone chciał być statystą, ale mu odmówiono
Gwiazdor "Rocky’ego" ma na koncie kreacje, które trwale zapisały się w historii światowej kinematografii. Ale okazuje się, że zanim Stallone zyskał międzynarodową sławę i uznanie w branży, próbował dostać się na plan legendarnego "Ojca chrzestnego". Laureat Złotego Globu nie marzył wówczas o dużej roli – chciał jedynie statystować, wcielając się w jednego z gości weselnych. Przedstawiciele wytwórni nie chcieli dać mu szansy. "Powiedzieli, że nie są pewni, czy jestem odpowiednim typem faceta" – zdradził filmowy Rambo.
Sylvester Stallone to bez wątpienia jedna z najsłynniejszych postaci w świecie filmu. Gwiazdor "Rocky’ego", "Rambo" i "Niezniszczalnych" w aktorskim CV ma wszelako zarówno role kultowe, jak i ocierające się o karykaturę. Dość wspomnieć, że na przestrzeni lat otrzymał on aż 10 Złotych Malin, w tym dla Najgorszego aktora dekady. Dopiero występ w produkcji "Creed: Narodziny legendy" z 2015 roku pozwolił Stallone’owi zrehabilitować się w oczach widzów i krytyków. Za tę kreację uhonorowano go nawet Złotym Globem i statuetką Critics’ Choice oraz nominacją do Oscara.
Okazuje się, że zanim filmowy Rocky Balboa zyskał międzynarodową sławę i uznanie w branży, próbował dostać się na plan legendarnego "Ojca chrzestnego". Stallone, który na koncie miał wówczas kilka epizodów w mało znanych produkcjach, nie śmiał nawet marzyć o dużej roli u samego Francisa Forda Coppoli - chciał jedynie statystować, wcielając się w jednego z gości weselnych. Mowa o pamiętnej scenie hucznego wesela, jakie Vito Corleone wyprawił córce Connie w ich rodzinnej posiadłości.
Jak ujawnił Stallone w rozmowie z magazynem "Empire", przedstawiciele wytwórni zareagowali na jego prośbę ze sporą dozą sceptycyzmu. "Umówiłem się na spotkanie z ludźmi z Paramount i zapytałem, czy mogę być statystą w tej konkretnej scenie. Powiedzieli, że nie są pewni, czy jestem odpowiednim typem faceta. A ja na to: ‘Nie jestem odpowiedni do tego, żeby stać gdzieś w tle i chować się za pie*****m tortem? Poważnie!?’" - wspomina gwiazdor. Zaledwie cztery lata później na ekrany kin trafił "Rocky", dzięki któremu Stallone z miejsca trafił do pierwszej ligi Hollywood.
Marzenia o występie w gangsterskiej produkcji aktor spełnił w tym roku, wcielając się w nowojorskiego mafioza w serialu sensacyjnym "Tulsa King". Stallone sportretował Dwighta "Generała" Manfrediego - mafijnego capo, który po 25 latach odsiadki wychodzi na wolność. Otrzymuje on wówczas od swojego szefa upokarzające zadanie. Ma bowiem przeprowadzić się do prowincjonalnej Tulsy, by tam dopilnować interesów przestępczej organizacji. Zrozumiawszy, że zwierzchnikom nie leży na sercu jego dobro, bohater zaczyna działać na własną rękę. Buduje nowe mafijne imperium.
Tytuł trafi do katalogu platformy streamingowej Paramount+ 13 listopada.