Reklama

Odkrywanie Jonasa Mekasa

Niespiesznie przebiega proces przeszczepiana na polski grunt twórczości jednego z najwybitniejszych przedstawicieli nowojorskiego undergroundu - Jonasa Mekasa. Jednak bez lektury wydanych niedawno dzienników "Nie miałem dokąd iść" nie sposób w pełni zrozumieć filmów - znany jest głównie ze swej działalności filmowej - urodzonego na Litwie artysty.

Mekas "odkryty" został w Polsce w 2001 roku. Przeglądowi czterech jego filmów na debiutującym wtedy w Sanoku festiwalu Nowe Horyzonty (dzisiejsze Era Nowe Horyzonty) towarzyszyło niezależnie absolutnie pionierskie opracowanie, zamieszczone w czasopiśmie "Krasnogruda", w którym obok samych poezji Mekasa zamieszczony został wywiad z bohaterem numeru oraz tekst Davida E. Jamesa "Jonas Mekas i nowojorski underground", pochodzący ze zbiorowej pracy poświęconej wpływowi Mekasa na rozwój nowojorskiej kultury niezależnej.

W 2006 roku w Centrum Sztuki Współczesnej Warszawie miała jeszcze miejsce wystawa "Jonas Mekas. Świętowanie małego i osobistego w epoce wielkości", w ramach której zobaczyć można było niepokazywane nigdy w Polsce filmy Mekasa i o Mekasie.

Reklama

Teraz, nakładem wydawnictwa Pogranicze (tego samego, które wydaje "Krasnogrudę"), ukazują się wreszcie po polsku słynne dzienniki "Nie miałem dokąd iść" (I Had Nowhere to Go) - obok jego poezji i zbioru esejów filmowych "Movie Journal. The Rise of a New American Cinema 1959-1971" - najważniejsze literackie świadectwo Jonasa Mekasa, które Phillip Lopate nazwał "liryczną antropologią duchową".

Ci, którzy znają Mekasa jedynie z jego autobiograficznych, kręconych w stylistyce "home movies" filmów, otrzymają w "Nie miałem dokąd iść" klucz do zrozumienia jego filmowej twórczości (choć sprawy filmowe zajmują w książce marginalne miejsce: "W sobotę kupiliśmy wreszcie kamerę - Bolex 16 milimetrów (...) Przez trzy godziny staliśmy, obserwując uliczną paradę"). Inni, którzy po raz pierwszy zetkną się z jego nazwiskiem, mogą czytać te dzienniki jako zapiski dipisa (inaczej: uchodźcy - od kluczowego dla zrozumienia sytuacji autora powojennego terminu "Displaced Person").

"Nie miałem dokąd iść" obejmuje lata 1944-1955: od momentu ucieczki Mekasa z Litwy przed sowiecką okupacją ("Nie czuję się żołnierzem, ani członkiem podziemia. Nie jestem do takiego życia przygotowany ani fizycznie, ani mentalnie. Jestem poetą"), przez tułaczkę po niemieckich obozach dla uchodźców ("Patrzę na ludzi jak na pacjentów domu wariatów"), po emigrację do Ameryki ("Wyobraźcie sobie litewskiego chłopa, jak stoi na ulicy w Nowym Jorku i z zadartą głową ogląda stupiętrowy drapacz chmur").

"Ponownie przeglądam moje dzienniki i nie wiem już, co jest prawdą, a co fikcją. Wspomnienia wracają do mnie wyraźnie, niczym zły sen, który sprawia, że człowiek budzi się w środku nocy z drżeniem; czytam je jak opis życia kogoś innego, jakby te wszystkie nieszczęścia przydarzyły się nie mnie. Jakże zdołałem przetrwać to wszystko? Tu chyba chodzi o kogoś innego" - zauważa autor we wstępie do swych dzienników.

W istocie, oskarżycielski ton "Nie miałem dokąd iść" nie przypomina w niczym bukolicznych poezji Mekasa, ani jego celebrujących życie filmów. "Możecie to czytać jako wyrywki z czyjegoś życia. Albo jako list tęskniącego za domem obcokrajowca. Albo jako powieść, czystą fikcję. Tak, możecie to czytać jako fikcję. Tematem, wątkiem przewodnim splatającym to wszystko jest moje życie, moje dojrzewanie. Bohater negatywny? Dwudziesty wiek".

Ten "protest przeciwko całej głupocie dwudziestego wieku" żeruje na poczuciu wykorzenienia - kluczowego dla zrozumienia sytuacji Mekasa pojęcia. Autor nie mógł po wojnie wrócić do rodzinnej Litwy, był na indeksie Sowietów - przymusowa emigracja była da niego rodzajem "instynktu samozachowawczego", nie marzeniem o podbiciu Nowego Świata.

Amerykańska wolność ma dla niego - w kontekście wykorzenienia - wyjątkowo gorzki smak. "Wystarczy, że zamknę oczy i czuję się, jakby był z powrotem w obozie w Elmshorn" - zapisuje niecały miesiąc po przybyciu do Nowego Jorku i nie ma złudzeń co do losu reszty emigrantów.

"Napiszę do was, czekajcie na moje listy, czekajcie na moje kartki - gdy tylko dotrę na miejsce, gdy tylko się zadomowię... Nie wiedzą, że tak naprawdę nigdy się nie zadomowią. Nigdy. Jakaś część ich istoty na zawsze pozostanie w ojczyźnie, nie pozwalając im osiąść, zapuścić korzeni. Będą zawsze w ruchu, zawsze niespokojni, i umrą z tęsknotą w sercu" - pisze Mekas. Wszystkie jego listy do matki przechwyciła sowiecka cenzura.

Kiedy więc na ostatnich kartach swej książki Mekas, podszywając się pod Odyseusza, pisze do swej wyobrażonej Penelopy: "Nie wiem od jak dawna jestem w tym mieście, ale czuję, że jego ulice, parki, wieczory stały się częścią mnie. Czuję, że nie chciałbym go nigdy opuścić. Nigdy. Czuję się, jakbym na nowo odnalazł swój dom" - my też traktujemy to jako happy end. Zapominając na chwilę o tytule, który Mekas nadał później zbiorowi swoich poezji - "There is No Ithaca". Pamiętając, że w Nowym Jorku mieszka do dzisiaj.

Tomasz Bielenia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dzienniki | Jonas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy