Ocalić od zapomnienia: Artyści, którzy odeszli w ciągu ostatnich 12 miesięcy
Gdyby nie oni, nasz wewnętrzny świat byłby uboższy. Wspominamy ich szczególnie w dzień Wszystkich Świętych, bo choć odeszli, na zawsze pozostawili nam cząstkę siebie.
Świat polskiego i światowego kina stracił w tym roku wielu twórców. Opuścili nas między innymi Marcin Wrona, Jerzy Kamas, Stanisław Mikulski, Barbara Sass, Christopher Lee, Anita Ekberg, Omar Sharif i Wes Craven. W Wigilię Bożego Narodzenia 2014 roku zmarł Krzysztof Krauze.
Święto zmarłych to czas zadumy nad grobami bliskich, ale też wspominania tych, których znaliśmy wszyscy, choć tylko z daleka. Niektóre odejścia są nagłe i niespodziewane, zbyt wczesne, inne - spokojne i naturalne, wszystkie są bolesne.
"Nie wszystek umrę" - pisał rzymski poeta Horacy (65 p.n.e. - 8 p.n.e.). Nie mógł przewidzieć, że wers ów od tej pory zawsze już będzie opisywał los artystów. Odchodzą od nas, pozostawiając ślad. Tym śladem są ich wrażliwość, słowa, które zapamiętamy, filmy, które jeszcze nie raz obejrzymy i role, które kolejnym pokoleniom zapadną w pamięć, ucząc innego spojrzenia na świat.
Jeszcze w listopadzie 2014 roku żegnaliśmy człowieka wielkiej skromności, Stanisława Mikulskiego. Długo zmagał się z łatką odtwórcy roli Hansa Klossa. A przecież był także Panem Samochodzikiem, aktorem teatralnym i filmowym.
Z żalem przyjęliśmy też do wiadomości śmierć reżysera Krzysztofa Krauzego, który w "Długu" pokazał, jak łatwo oszukać i zastraszyć człowieka, a który pod koniec życia otwarcie mówił o zmaganiach z chorobą nowotworową. Zmarł w Wigilię, zostawiając nam "Plac Zbawiciela", "Mojego Nikifora", "Papuszę".
Dwa dni przed nim odszedł Joe Cocker: autor przebojów ilustrujących niejedną filmową historię miłosną. Skoro zaś o celuloidowych romansach mowa, nie sposób pominąć Anity Ekberg, której Federico Fellini pozwolił wykąpać się w fontannie Di Trevi ("La Dolce Vita"), sprawiając, że męskie serca na całym świecie do dziś szybciej biją...
Poruszają nas nie tylko piękne aktorki, lecz także ludzie, bez których nie byłoby nowej, mądrej Polski - historyk Władysław Bartoszewski, komentator sportowy Bohdan Tomaszewski, pisarz i reżyser Tadeusz Konwicki, reżyser i scenarzystka Barbara
Sass - wszyscy zmarli w 2015 roku.
Zapamiętamy ich wszystkich. Także Jerzego Kamasa, który dla telewidzów stał się Stachem Wokulskim z "Lalki", uroczo, choć naiwnie zabiegającym o względy zimnej panny Łęckiej... Pan Jerzy był mistrzem słowa i nauczycielem pokory dla przyjaciół z Teatru Ateneum. Milionom, które znały go "tylko z widzenia" (w TV bądź na scenicznych deskach) - pozostanie pamięć jego spokojnych, mądrych oczu.
Na liście tych, którzy odeszli, znajdzie się miejsce dla honorowego obywatela miasta Gdańsk Güntera Grassa (jako dziecko mieszkał przy Lelewela w dzielnicy Wrzeszcz), który o ukochanym "Danzigu" opowiedział w "Blaszanym bębenku", sfilmowanym przez Volkera Schlöndorffa (1979).
Są wśród zmarłych ludzie młodzi - reżyser Marcin Wrona (tegoroczny "Demon" wywołał silne emocje na 40. festiwalu w Gdyni, przedtem zachwyciła "Moralność Pani Dulskiej" z Magdaleną Cielecką, przygotowana dla Teatru TV i "Chrzest") oraz dziennikarz muzyczny Robert Leszczyński ("Idol", "Mop Man").
Żegnamy wreszcie twórców światowego formatu - króla bluesa B.B.Kinga, mistrza filmów grozy Wesa Cravena (seria "Krzyk"), pisarza Terry’ego Pratchetta ("Świat dysku"), do końca mężnie stawiającego czoło chorobie Alzheimera i człowieka, mającego duszę mówiącą Szekspirem, poetę oraz tłumacza Stanisława Barańczaka (zm. w USA).
Na koniec wspomnijmy jeszcze ikony kina, na których wielu z nas szlifowało swój filmowy gust: Christophera Lee (Saruman z "Władcy Pierścieni", ale też kardynał Wyszyński w obrazie "Jan Paweł II" J.K. Harrisona) i Omara Sharifa, za którym po
"Doktorze Żywago" oszalały panie na wszystkich kontynentach.
Odeszli w ciągu minionych 12 miesięcy, a przecież zostaną na zawsze - o ile zechcemy ocalić ich od zapomnienia.
Autor: Maciej Misiorny