Reklama

"Nowy początek": Tajemnica życia

​Wchodzący na ekrany polskich kin 11 listopada "Nowy początek" to prowokujący, niepokojący thriller science fiction w reżyserii uznanego reżysera Denisa Villeneuve'a ("Sicario", "Labirynt", "Pogorzelisko"). "To dzieło kompletne, przemyślane, wybitne. I pierwszy od dekad film science fiction, który ma realne szanse, by sięgnąć po najwyższy laur na oscarowej gali" - pisze nasz recenzent.

​Wchodzący na ekrany polskich kin 11 listopada "Nowy początek" to prowokujący, niepokojący thriller science fiction w reżyserii uznanego reżysera Denisa Villeneuve'a ("Sicario", "Labirynt", "Pogorzelisko"). "To dzieło kompletne, przemyślane, wybitne. I pierwszy od dekad film science fiction, który ma realne szanse, by sięgnąć po najwyższy laur na oscarowej gali" - pisze nasz recenzent.
Amy Adams w scenie z filmu "Nowy początek" /materiały dystrybutora

Specjalna elitarna jednostka zostaje wysłana na miejsce lądowania tajemniczego statku kosmicznego, który unosi się tuż nad Ziemią. Załodze mającej zbadać zamiary przybyszów przewodzi dr Louise Banks (Amy Adams), ekspertka lingwistyki. Podczas gdy ludzkość stoi na krawędzi globalnej wojny, Banks i jej zespół ściga się z czasem, by odnaleźć odpowiedzi na pytania - po co kosmici najechali Ziemię i czego chcą od ludzkości. Ale to nie jedyne odpowiedzi, jakie znajdzie Louise Banks, prawda zagraża nie tylko jej, ale całej ludzkości.

- Marzyłem o tym, by zrobić film science fiction, od kiedy miałem dziesięć lat - opowiada Denis Villeneuve, który zachwycił się scenariuszem na podstawie wielokrotnie nagradzanego zbioru opowiadań Teda Chianga "Historia twojego życia". - To gatunek wyjątkowy, jest w nim tyle przestrzeni, tyle siły i narzędzi, którymi można badać i pokazywać naszą rzeczywistość.

Reklama

- Kiedy Dan Levine i Dan Cohen (producenci filmu) skontaktowali się ze mną - opowiada Chiang - od razu przesłali mi DVD z filmem "Pogorzelisko" w reżyserii Denisa, abym miał punkt odniesienia i pojęcie o twórcy, który byłby odpowiedzialny za film. Sprawiło to, że zacząłem poważnie myśleć o ekranizacji. Gdybym dostał konwencjonalną hollywoodzką pakę, prawdopodobnie zignorowałbym to.

Producenci próbowali zainteresować reżysera książką Chianga wiele lat temu, on jednak, choć uważał, że to "fantastyczny materiał", zajęty był wówczas pracą nad "Labiryntem" i nie mógł skupić się na pracy nad scenariuszem "Nowego początku". - Nie miałem czasu, by pisać wtedy scenariusz i, aby być uczciwym, muszę przyznać, że nie za bardzo wiedziałem, jak się do tego zabrać, bałem się, że to zbyt "intelektualny" materiał, z którym sobie nie poradzę. To piękna historia, ale z dramaturgicznego punktu widzenia bardzo trudna, ponieważ opowiada o procesie.

- Temat wrócił, gdy Eric Heisserer napisał scenariusz, zaskakująco znakomity scenariusz - wspomina Villeneuve. - Celowo używam słowa "zaskakująco", ponieważ Erikowi udało się wyzyskać sedno książki Chianga, z mocnym rysem dramaturgicznym. To właśnie wtedy Villeneuve powiedział "tak".

- Nie mogłem uwierzyć w to, jak dobra jest ta książka, chyba nawet słyszałem dźwięk mojej opadającej szczęki. Zwrot akcji, który zastosował Chiang, wstrząsnął mną - wspomina Dan Levine, producent. - Czułem, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek czytałem. Modliłem się tylko, by nikt wcześniej nie wykupił praw do sfilmowania tego dzieła. A zaraz potem zacząłem "prześladować" Teda Chianga - śmieje się producent.

Podobne doświadczenia ma Eric Heisserer, który ostatecznie został autorem scenariusza: - Ta opowieść chwyciła mnie w swe sidła i nie puściła do samego końca. Zdarzyło mi się coś takiego może kilka razy w życiu. Ta opowieść nakarmiła mnie. Nakarmiła mój mózg i moje serce. Sprawiła, że zacząłem myśleć i czuć naprawdę. Poczułem, że oto autor ma mnie za inteligentnego odbiorcę. Otrzymałem optymistyczną wiadomość na temat ludzkości i, jak się okazało, na mój własny temat.

- Nie rozmawiałem z Erikiem, kiedy zaczął pisać scenariusz - wspomina Ted Chiang. - Powiedział mi tylko kilka słów o zarysie, o tym, co chce zrobić. Prawdę mówiąc, pisząc tę książkę, nigdy nie myślałem, że zobaczę tę historię na ekranie. Słowa Erika sprawiły, że zacząłem wierzyć w ten film, w jego wizję mojej historii. Kiedy przeczytałem gotowy scenariusz, wniosłem może kilka poprawek, raczej sugestii.

- To, co najbardziej lubię w tej opowieści to jej wielowątkowość, wielowarstwowość - opowiada Denis Villeneuve. - Jedna z tych warstw uderzyła mnie z całą siłą, to opowieść o kimś, kto ma styczność ze śmiercią, zetknął się z nią. Jakby to było, gdybyś wiedział, jak umrzesz, kiedy umrzesz? Jak wpłynęłoby to na twój związek, przyjaźnie, rodzinę, miłość, na życie? Wiedząc o tym, stajemy się bardziej ludzcy. Dzisiejsze czasy to dominacja narcyzmu, niebezpieczny moment oddzielenia od natury. O tym jest dla mnie ta piękna historia. O powrocie do kontaktu ze śmiercią, naturą, tajemnicą życia.

W filmie znajdziemy wiele tego rodzaju niespodzianek. Sytuacji i przedmiotów, których widz nie może się spodziewać, bo przecież po prostu ludzkość nie zna innego wymiaru. - Dlatego na przykład wspólnie ze scenografami wymyśliliśmy, że statek kosmiczny nie będzie skonstruowany z materiału znanego ludzkości. To nie jakaś tam błyszcząca maszyna. Nie jest biały, nie jest z metalu, nie jest z plastiku, zbudowany jest z dziwnego kamienia. Nawet nie chcemy zgadywać, co to jest - opowiada reżyser.

- To bardzo naturalistyczny film, nie przedstawiamy w nim wytworów szalonej wyobraźni - opowiada Young - Dotyka natury, dotyka tego, co nieznane. Dużo w tym świecie ciemności, nie tej przerażającej, raczej tej nieznanej, tajemniczej. Kiedy wchodzimy do statku, który wydaje się tak naprawdę rodzajem świątyni, dotykamy czegoś nowego, czegoś, co zgodziła się nam pokazać inna cywilizacja. Nie boimy się być w środku, towarzyszy nam raczej poczucie, że dostępujemy czegoś, czegoś niezwykłego, co pozwolono nam zobaczyć. Ziemia wydaje się przy tym ciemna, ponieważ w statku pracowaliśmy nad jasnym światłem. 

- Obsadzenie tego filmu było najłatwiejszą rzeczą w mojej karierze - śmieje się Villeneuve - Ponieważ wszyscy pokochali ten scenariusz. Marzyłem o Amy Adams od początku, ponieważ wiedziałem, że publiczność uwierzy w film, jeśli aktorka tak mocno wierzy w historię, jaką opowiada, a poznajemy ją oczami jej bohaterki. Potrzebowałem aktorki wystarczająco silnej, przekonującej, by pozwoliła nam uwierzyć w tę historię, a zarazem aktorki wrażliwej, delikatnej, inteligentnej. Bo w tę postać wpisane jest cierpienie, rozpacz po stracie bliskiej osoby. Kiedy Amy zgodziła się wziąć udział w tym filmie, wiedziałem, że wszystko pójdzie dobrze.

Amy Adams, jedna z najbardziej zapracowanych aktorek Hollywood, nie chciała brać na siebie kolejnego zobowiązania, ale nie potrafiła oprzeć się scenariuszowi. - Naprawdę potrzebowałam odpoczynku, przerwy - wspomina Adams. - Chciałam pobyć mamą, odpocząć. Ale wtedy przeczytałam ten scenariusz. Ta historia przemówiła do mnie, pozwoliła mi spojrzeć na mnie samą z innej perspektywy. Poczułam, że po prostu muszę zrobić ten film. A Denis jest kolejnym powodem, dla którego nie mogłam odmówić. To, jak on odczytał tę historię, jest zbieżne z moim na nią spojrzeniem. On naprawdę chciał pokazać intymną historię kobiety, która zderza się z tymi niezwykłymi przestrzeniami science fiction. Tak pięknie opisał, co chciałby pokazać na ekranie, włącznie z postaciami spoza naszego świata i sposobem komunikacji, języka. To niezwykły reżyser, wizjoner, ktoś bardzo wyjątkowy. Także jako człowiek.

Rolę Iana Donnelly'ego otrzymał Jeremy Renner, aktor kojarzony z rolami w kinie akcji. - Rzeczywiście, to aktor kojarzący się raczej z filmami o Avengersach czy Bournie. Sądzę, że spodobało mu się wyzwanie, jakie przed nim postawiłem - opowiada Villeneuve. - Poza tym to nie pierwsza jego współpraca z Amy Adams, a na ekranie rzeczywiście tworzą doskonały duet. Zresztą od dawna chciałem z nim pracować. Jego rolą jest wsparcie postaci granej przez Amy. Jestem porażony jego talentem i instynktowną grą aktorską. Film wiele mu zawdzięcza, Jeremy wprowadził do niego dynamikę i humor.

- Ten film to wielka okazja dla aktorki, by pokazać jej talent - opowiada Renner. - Podoba mi się moja rola, naturalnie, ale czułem, że jestem tam, by wesprzeć tę postać, by wesprzeć Amy. Poznajemy historię jej oczami. Ale przede wszystkim to wielka, piękna opowieść, znakomity scenariusz.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nowy początek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy