Reklama

Niewiarygodne, czego bał się najbardziej. Zaskakujące fakty o kinowym hicie

"Prawdziwe kłamstwa" z 1994 roku to ostatnie wspólne dzieło Arnolda Schwarzeneggera i Jamesa Camerona. Po realizacji dwóch części "Terminatora" obaj zdecydowali się nakręcić komedię akcji. Film jest popularny do dzisiaj. Oto pięć faktów, których mogliście nie wiedzieć na jego temat.

"Prawdziwe kłamstwa" opowiadają o losach Harry'ego Taskera (Arnold Schwarzenegger). Mężczyzna jest tajnym agentem, rozpracowującym niebezpieczne organizacje terrorystyczne. Rodzina nie ma jednak pojęcia o jego prawdziwym zajęciu. Dla żony Helen (Jamie Lee Curtis) i córki (Eliza Dushku) jest nudnym sprzedawcą oprogramowania. Harry ze zdumieniem odkrywa, że jego ukochana spotyka się z tajemniczym Simonem (Bill Paxton), który podaje się za... tajnego agenta. Jego próba odkrycia prawdy nieoczekiwanie wciąga ją w konflikt z grupą, która grozi detonacją.

Reklama

"Prawdziwe kłamstwa" były oparte na francuskiej komedii

Cameron oparł "Prawdziwe kłamstwa" na francuskiej komedii "Na całej linii" z 1991 roku. Jej reżyserem i scenarzysta był Claude Zidi, twórca takich filmów jak "Skrzydełko czy nóżka" z Louisem de Funesem, "Skorumpowani" oraz "Asterix i Obelix kontra Cezar". W rolach głównych wystąpili Thierry Lhermitte oraz Miou-Miou. Twórca "Terminatora" obejrzał go z polecenia Schwarzeneggera. Po seansie był pewny, że to będzie jego kolejny film. 

Arnold Schwarzenegger był przeciwny obsadzeniu Jamie Lee Curtis

Oczywiście reżyser nie byłby sobą, gdyby już na początku nie przekroczył jakiejś granicy. Tak oto "Prawdziwe kłamstwa" stały się pierwszym filmem w historii, którego budżet przekraczał 100 milionów dolarów. Cameron zaraz rozpoczął kompletowanie obsady. Zaproponował, by w żonę Taskera wcieliła się Jamie Lee Curtis, która zrobiła na nim ogromne wrażenie swym występem w "Rybce zwanej Wandą". Aktor nie był jednak przekonany do tego pomysłu i poprosił o zdjęcia próbne z innymi kandydatkami. Gdy te zakończyły się niepowodzeniem, zgodził się na Curtis. Na planie szybko zrozumiał swój błąd. Był pod tak wielkim wrażeniem aktorki, że zażądał, by jej nazwisko pojawiło się w czołówce przed tytułem filmu. Z kolei Tom Arnold, który wcielił się w partnera postaci Schwarzeneggera, zgłosił się na casting tylko po to, by poznać Camerona i odtwórcę roli Conana Barbarzyńcy. 

Arnold Schwarzenegger najbardziej obawiał się... sceny tanga

Schwarzenegger słynął z całkowitego zaangażowania w każdy swój projekt. Najbardziej obawiał się jednak nie rozbudowanej sceny akcji lub niebezpiecznych wyczynów kaskaderskich, a zamykającego film tanga. Dodatkowo aktor zawiesił sobie poprzeczkę naprawdę wysoko, chcąc, by sekwencja robiła takie wrażenie, jak taniec Ala Pacino i Gabrielle Anwar w "Zapachu kobiety". Lekcje tanga rozpoczął pół roku przed zdjęciami do sceny. Powtarzał ją tyle razy, że w dniu realizacji partnerująca Jamie Lee Curtis w pewnym momencie opadła z sił. To ujęcia znalazło się zresztą w filmie. Aktorka była niezadowolona, jednak później doszła do wniosku, że tak właśnie zachowałaby się jej postać. 

Scena tańca Jamie Lee Curtis miała wyglądać zupełnie inaczej

Aktorka także miała swoją scenę taneczną. Cameron nalegał jednak, by w ogóle się do niej nie przygotowywała. Spytał tylko, jaka piosenka ma lecieć w tle. Według pierwotnego zamysłu Curtis miała wystąpić nago, ale z powodu ciemności widzowie zobaczyliby tylko jej sylwetkę. Aktorka zasugerowała jednak, by zamiast tego ubrać ją w wyzywającą bieliznę i nagrać w niebieskim świetle. Cameron przystał na tę propozycję. Scena jest do dziś szeroko dyskutowana i krytykowana. Niemniej Curtis broni jej. Rola w "Prawdziwych kłamstwach" przyniosła jej zresztą Złoty Glob za występ w komedii. 

Scenariusz sequela był gotowy. Cameron stwierdził, że nigdy go nie zrealizuje

Sukces filmu sprawił, że Schwarzenegger i Arnold skontaktowali się z Cameronem w celu realizacji sequela. Reżyser był akurat zajęty pracą nad megaprodukcją "Titanic", ale zgodził się rozwinąć pomysł w wolnym czasie. Po pobiciu wszelkich rekordów finansowych oraz zdobyciu 11 Oscarów Cameron zatrudnił Jeffa Eastina, by ten napisał scenariusz. Razem pracowali nad nim przez kilkanaście miesięcy. Kiedy wszystko było gotowe do preprodukcji, wydarzyły się zamachy 11 września 2001 roku. Cameron stwierdził wtedy, że terroryzm nie jest już tematem na lekki film akcji. Chociaż aktorzy nalegali, nie zmienił zdania, a do realizacji sequela nie doszło. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy