Nazwisko było dla niego traumą
Tomasz Kot przyznaje, że bardzo lubi swoje nazwisko. Powód? Jest krótkie, łatwe do wymówienia, napisania, nikt go nie przekręci i nie pomyli.
Aktor zwierzył się mediom, że kiedyś było zupełnie inaczej.
"W przedszkolu dzieci były bezlitosne. Nie miały wyczucia, naśmiewały się z mojego nazwiska, ile tylko mogły. W dzieciństwie się go wstydziłem, ale potem było ono dla mnie dużym atutem" - wspomina aktor.
Przy okazji niedawnego święta kota, artysta przyznał, że nie chce nikogo obrażać, bo fajnie, że ludzie coś świętują, ale dla niego jest to kolejny dzień z serii walentynek, dnia kobiet itp. Aktor nie obchodzi takich świąt.
Kot na kilka miesięcy przeprowadził się ze swoją rodziną do Kalisza, gdzie w miejscowym Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego wystąpi w sztuce współczesnego dramatopisarza austriackiego Petera Turriniego "Mój Nestroy".
Polską prapremierę tego dramatu w przekładzie Małgorzaty Leyko (dyrektora literackiego kaliskiej sceny) wyreżyseruje Rudolf Zioło. Premiera planowana jest na początek maja, z okazji rozpoczęcia 51. Kaliskich Spotkań Teatralnych - jedynego w kraju festiwalu sztuki aktorskiej.
Kot znany jest z licznych ról filmowych, m.in. Ryszarda Riedla w "Skazanym na bluesa", za którą otrzymał w 2008 r. Super Jantar - nagrodę za najlepszy debiut ostatniego dziesięciolecia. Widzowie seriali telewizyjnych zapamiętali go przede wszystkim jako Maksymiliana Skalskiego w "Niani", a także z ról w "Na dobre i na złe" oraz "Magdzie M.".