Reklama

Największe rywalki i rywale Hollywood

Wielkie gwiazdy uczyniły z rywalizacji prawdziwą sztukę. O niektórych konfliktach z lubością rozpisywała się prasa, o innych dowiedzieliśmy się dopiero po latach. Zawsze jednak budziły i wciąż budzą wielkie zainteresowanie.

Wielkie gwiazdy uczyniły z rywalizacji prawdziwą sztukę. O niektórych konfliktach z lubością rozpisywała się prasa, o innych dowiedzieliśmy się dopiero po latach. Zawsze jednak budziły i wciąż budzą wielkie zainteresowanie.
Pierwsze wielkie rywalki Hollywood: Greta Garbo (L) i Marlena Dietrich (P) /General Photographic Agency / Sasha /Getty Images

Hollywood to największa arena na świecie, na której trwają nieprzerwanie zawody. O wszystko. Nieważny jest sposób, w jaki walczy się z wrogiem, liczy się tylko efekt końcowy. I tak było od samego początku istnienia show-biznesu.

Kiedy w 1930 roku Marlena Dietrich przybyła do Hollywood, Greta Garbo była już wielką gwiazdą. Obie panie błyskawicznie zapałały do siebie czystą, nieskrywaną nienawiścią. Garbo mówiła: "Marlena Dietrich? Kto to jest?". W odwecie za te słowa zmysłowa Niemka za pomocą intryg "odbiła" boskiej Grecie jej nadwornego fotografa - Cecila Beatona. W czasach, kiedy zdjęć nie poprawiano jeszcze w komputerach, profesjonalny fotograf był na wagę złota.

O kolejnej rywalizacji między gwiazdami świat dowiedział się niedawno. W opublikowanej w 2012 roku książce "Marilyn and me" ("Marilyn i ja") producent Lawrence Schiller zdradził, że Marilyn Monroe wprost nie cierpiała Elizabeth Taylor. Była zazdrosna o wszystko. Powodem frustracji było zarówno ciało, jak i liczba nominacji do Oscara - w 1961 roku Liz miała aż cztery, w tym jedną statuetkę - Marilyn ani jednej. Oliwy do ognia dolała też informacja, że Liz otrzymała 1 mln dolarów za rolę w "Kleopatrze"! Stawki Monroe nie przekraczały 300 tys. dolarów.

Skryta zawiść dotyczyła też macierzyństwa. Liz miała już dwóch synów i córkę. A Marilyn? "Zawsze chciałam mieć dziecko, ale ta myśl wywołuje u mnie największy strach" - zwierzyła się Schillerowi. A co Taylor mówiła o Monroe? Okazuje się, że też była zazdrosna. I to bardzo. A zwłaszcza o zainteresowanie mężczyzn.

Reklama

Najsłynniejszy konflikt między aktorkami dotyczył Bette Davis i Joan Crawford. Na podstawie ich historii powstał nawet serial! Nic dziwnego, bo bohaterkami tej głośnej opowieści były wielkie gwiazdy z czasów złotej ery Hollywood, a dzieje ich wzajemnej rywalizacji trwały prawie pół wieku.

Wzajemna niechęć aktorek do siebie zaczęła się od mężczyzny. Otóż podczas pracy na planie "Kusicielki" (1935) Bette zakochała się w aktorze grającym jej filmowego partnera. Niestety, Joan Crawford była szybsza i tak skutecznie zakręciła się wokół Franchota Tone’a, że jeszcze w tym samym roku została jego żoną. "Nie kochałam go. Wyszłam za niego wyłącznie po to, żeby zrobić na złość Bette Davis"- te słowa Crawford przypieczętowały dozgonną nienawiść między paniami.

Gorzki smak porażki Davis nie osłodził nawet Oscar, którego otrzymała w 1936 roku za rolę w "Kusicielce". Nigdy nie zapomniała Crawford, że sprzątneła jej sprzed nosa ukochanego. "O zmarłych nie mówi się źle. Joan Crawford nie żyje. I dobrze" - powiedziała po śmierci rywalki.

Zawiść to uczucie znane nie tylko paniom, ale również i panom. Do historii kina przeszła obsesja Steve’a McQueena na punkcie Paula Newmana. McQueen zazdrościł rywalowi dobrego wykształcenia i majętnych rodziców. Sam pochodził z rozbitej rodziny i wychowywał się w dość szemranym towarzystwie. Kością niezgody była też pasja samochodowa. Obaj byli świetnymi kierowcami. Różnił ich temperament. Steve był porywczy i emocjonalny, a Paul stonowany i metodyczny.

Nigdy nie ścigali się razem na torze, ale już na planie filmowym owszem. McQueen bał się aktorskiej konfrontacji ze swoim wrogiem, dlatego odrzucił rolę Kida w westernie "Butch Cassidy i Sundance Kid". Pięć lat później zgodził się wystąpić w tej samej produkcji co Newman, chodzi o film "Płonący wieżowiec", ale liczył skrupulatnie, ile słów wypowiada każdy z nich. Musiało być tyle samo! Zresztą gaża obu aktorów również musiała być identyczna! Na szczęście Newman nie dawał się wciągnąć w rywalizację. To uratowało produkcję.

Marzena Juraczko

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy