Najbardziej ordynarny film roku
"To najgłupszy i najbardziej ordynarny film tego roku" - recenzent "Gazety Wyborczej" nie ma wątpliwości co do wartości "Wielkiego Stacha". To na szczęście nie jedyna premiera tego tygodnia.
"Komedie z Robem Schneiderem (Zwierzak, Boski żigolo itp.) są z reguły okropne, ale raz na pół godziny można się na nich roześmiać. W przypadku Wielkiego Stacha - reżyserskiego debiutu tego aktora - trudno nawet o taką średnią. Obok Totalnego kataklizmu jest to najgłupszy i najbardziej ordynarny film tego roku. (...) Zdecydowana większość żartów koncentruje się wokół męskiej odbytnicy. Być może w więzieniach ten typ humoru może liczyć na wdzięczny odbiór, ale wśród wolnościowej publiczności amatorów znajdzie raczej niewielu. Do d...!".
Paweł Mossakowski, Gazeta Wyborcza"
"Dobre kino przeminęło z grudniem? Wielki Stach to kolejny w tym miesiącu repertuarowy zapychacz. (...) Film Schnediera nie jest blamażem. Miejscami bywa nawet zabawny, zwłaszcza kiedy ekran okupuje grający mistrza David Carradine. (...) Mimo kilku przyjemnych momentów Wielki Stach nie sprawdza się ani jako parodia, ani jako satyra - lata świetlne dziela Schnediera od Apatowa".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"To film zabawny i przerażający, groteskowy i tragiczny - jak dojrzewanie. Michael Cuesta (reżyser serialu "Sześć stóp pod ziemią") nie napina się, nie próbuje robić ze swoich 12-letnich bohaterów ani doświadczonych mędrców, ani unoszących się nad ziemią lekkoduchów. Przygląda im się z tym rodzajem empatii (i sympatii), której nie ma w sobie nawet filmowa psychoterapeutka, by opowiedzieć o pewnym łatwym do przegapienia (z punktu widzenia dorosłych) momencie w życiu. Momencie, kiedy wszystko się zaczyna, a jednocześnie tak wiele się kończy.(...)Znakomity przykład amerykańskiego kina niezależnego, które o ważkich sprawach mówi bez patosu, z bezpretensjonalną lekkością, nawet jeśli ta lekkość smakuje całkiem gorzko".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Film Cuesty trafia w sedno prawdy o splątanych, prywatnych narracjach każdego dzieciństwa. To nie jest przecież ani proza, ani poezja: raczej wierszyk, w którym znalazło się miejsce na śliczne rymy, ale także na kleksy, poprzestawiane znaki przestankowe, komedię i melodramat. Ze wzruszeniem patrzyłem na losy filmowej czwórki przyjaciół".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"
"Liverpool to film dla tych, którzy lubią kino pełne pytań i ostentacyjnie pozbawione odpowiedzi. Obraz, który nie potrzebuje żadnej krytycznej egzegezy, bo z założenia wymaga odbioru czystego, może nawet naiwnego: narracja (długie ujęcia, dominująca cisza, zdarzenia, które nie mają nic wspólnego z typową akcją) i sposób podpatrywania nieefektownego świata mówi tu więcej niż słowa, jakie z rzadka wypowiadają bohaterowie"
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Alonso niczego nie wyjaśnia, tajemnicę bohatera zawiera w jednym kluczowym dialogu. Do końca jej właściwie nie rozwiązuje, całą prawdę o filmowym świecie zawiera w obserwacjach i symbolach w rodzaju pamiątkowego breloczka z miasta Beatlesów. (..) Tak skrajnie minimalistyczny przepis na kino wydaje się dziś mało atrakcyjny, prawie niemożliwy. A jednak się sprawdza".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"Komedie świąteczne to jeden z pośledniejszych (pod)gatunków filmowych zwykle łączący niewybredny humor z niestrawną ckliwością (mylnie utożsamianą z tzw. rodzinnym duchem świąt Bożego Narodzenia). W wewnątrzgatunkowej skali Cztery Gwiazdki mieszczą się dla mnie gdzieś pośrodku: ani to dno (Śnięty Mikołaj 2), ani szczyt (Zły Mikołaj). Ot, przeciętna produkcja (choć z ponadprzeciętną obsadą aktorską), w miarę zabawna i raczej nieszkodliwa. Żeby jednak kupować bilet, to chyba niekoniecznie".
Paweł Mossakowski, Gazeta Wyborcza"
"Boże Narodzenie w otoczeniu troglodytów zamiast relaksującego urlopu na Fidżi. Twórcy okolicznościowej komedii Cztery Gwiazdki niestety oszukali widzów - zaczęli ostro, by skończyć prorodzinna pogadanką. (...) Takich okolicznościowych produkcji musi pojawić się w roku kilka i zdarzają się wśród nich propozycje ciekawe. Niestety Cztery Gwiazdki tylko próbują być komedią zadziorną, z pazurem. (...) W istocie film jest bardzo grzeczny".
Magdalena Michalska, "Dziennik"