Reklama

Najbardziej oczekiwany film roku!

Już w piątek, 30 września, odbędzie się premiera najbardziej oczekiwanego polskiego filmu tego roku - "1920 Bitwy Warszawskiej" Jerzego Hoffmana.

Nie powinien był powstać?

Zgodnie z tytułem obraz opowiada o potyczce, potocznie nazywanej "cudem nad Wisłą", stoczonej pomiędzy 13 a 25 sierpnia 1920 roku w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Uznana za jedną z najbardziej przełomowych bitew w historii świata, zdecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę i nierozprzestrzenieniu się rewolucji komunistycznej na Europę Zachodnią.

Dzieło Hoffmana, "króla polskiego filmu historycznego", jak nazwała go szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - Agnieszka Odorowicz, zyskało sławę już na długo przed piątkową premierą. Wszystko z powodu technologii 3D, w jakiej realizowane były zdjęcia do tej produkcji.

Reklama

"Teoretycznie ten film nie powinien był powstać: dlatego że nie jesteśmy bogatą kinematografią, dlatego że nigdy wcześniej nie robiono technologii 3D, dlatego że teoretycznie nie stać nas na wiele rzeczy, które są możliwe za granicą. A okazało się, że w Polsce jest mnóstwo zdolnych ludzi i producentowi Jerzemu Michalikowi udało się znaleźć na to środki" - triumfował po poniedziałkowym warszawskim przedpremierowym pokazie filmu reżyser.

"Jesteśmy świadkami historii, ponieważ po raz pierwszy mamy do czynienia z polskim filmem fabularnym w 3D. Ten obraz jest dopracowany pod każdym względem, a traktuje o bardzo ważnym momencie w naszej historii, często za granicą nie znanym. Bardzo dziękuję wszystkim twórcom tego filmu" - wtórowała mu wspomniana dyrektor PISF-u.

"To, że Polacy zrobili film w 3D nie jest żadnym cudem. Zrobiliśmy, bo potrafimy. Wszystko wynika z pracy i talentu, a u nas utalentowanych ludzi nie brakuje" - stwierdził dodatkowo Hoffman, zapytany, czy taka superprodukcja nie jest cudem polskiej kinematografii. Reżyser zaznaczył też, że zależy mu na tym, żeby "ten film trafił do serc widzów".

Przeczytaj naszą recenzję filmu "1920 Bitwa Warszawska"!


Ci natomiast kojarzą nazwisko Hoffmana głównie z obrazami historycznymi, będącymi adaptacjami słynnych powieści.

Pierwszym takim filmem w dorobku artysty był "Pan Wołodyjowski" (1968), ekranizacja dzieła Henryka Sienkiewicza. Pozostałe części "Trylogii" w reżyserii Hoffmana powstawały w latach: 1974 - "Potop" oraz 1999 - "Ogniem i mieczem". Inne słynne adaptacje jego autorstwa to "Prawo i pięść" (1964; powieść "Toast" Józefa Hena), "Trędowata" (1976; powieść Heleny Mniszkówny), "Znachor" (1981; powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza) czy "Stara baśń: Kiedy słońce było bogiem" (2003; powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego).

Borys, Natasza i inni

W każdym z tych filmów główne role trafiały do artystów, znajdujących się wówczas na ustach wszystkich: od krytyków przez media po zwykłych widzów. Podobnie jest w wypadku najnowszego dzieła reżysera, w którym zobaczymy jednego z najlepszych obecnie polskich aktorów, Borysa Szyca i debiutującą na dużym, ale za to znakomicie znaną z małego ekranu, Nataszę Urbańską.

"Po raz pierwszy oglądałem film i nie ukrywam, że się popłakałem. Zresztą to samo działo się podczas zdjęć. Kiedy zamknięto całe Stare Miasto w Warszawie i kręciliśmy sceny, gdzie kilkuset ułanów ruszało w bój, miałem łzy w oczach" - powiedział po wspomnianym pokazie Szyc. "Praca przy tym filmie była jednym z największych przeżyć w moim życiu. Praca z tak wspaniałymi ludźmi była dla mnie zaszczytem" - dodał aktor.

Wzruszenia nie ukrywała też Natasza Urbańska. "To było wielkie wyzwanie dla mnie i wspaniała przygoda. Do pierwszego dnia zdjęciowego nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Jestem bardzo wdzięczna panu Jerzemu, że mogłam spotkać go na mojej drodze zawodowej. On jest wspaniałym reżyserem i cudownym człowiekiem, który kocha aktorów" - wyznała aktorka.

Szyc i Urbańska wcielają się w odpowiednio ułana wojska polskiego i poetę Jana Krynickiego oraz tancerkę i śpiewaczkę warszawskiego teatru kabaretowego - Olę Raniewską. Wokół tych postaci rozwinięty został wątek fikcyjny, który przeplata się z prawdziwymi wydarzeniami 1920 roku.


W rolach postaci historycznych występują w "Bitwie..." m.in. takie gwiazdy polskiego kina, jak: Daniel Olbrychski (marszałek Józef Piłsudski), Bogusław Linda (pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski), Andrzej Strzelecki (Wincenty Witos), Michał Żebrowski (premier Władysław Grabski) czy Marian Dziędziel (generał Tadeusz Rozwadowski).

W filmie drugoplanowe role odtwarzają też m.in. Adam Ferency, Jerzy Bończak, Wiktor Zborowski, Wojciech Pszoniak, Ewa Wiśniewska, Stanisława Celińska, Aleksandr Domogarow, Łukasz Garlicki i Grażyna Szapołowska.

"W Polsce powinny powstawać filmy zarówno o naszych porażkach, jak i o sukcesach. Spójrzmy na Amerykanów, którzy są wzorcem profesjonalnej kinematografii. Oni doskonale potrafią zachować tę równowagę. Potrafią robić filmy przy których Amerykanie są dumni z tego, że są Amerykanami, ale także okrutne obrazy przeciwko samym sobie" - ocenił Olbrychski, od wielu lat związany z kolejnymi produkcjami Hoffmana.

"Jurek jest specjalistą od podtrzymywania w nas wzruszeń wynikających z tego, że bywało w naszej historii wspaniale. Jestem mu po raz kolejny za to wdzięczny" - dodał aktor.

Po co to 3D?

O "1920 Bitwie Warszawskiej" mówi się jednak nie tylko dlatego, że porusza ważny dla nas wątek w naszej historii, dotąd pomijany przez rodzimą kinematografię, ale także z powodu technicznych nowości, z których na tak dużą skalę polskie kino jeszcze nie korzystało.

"Udało się nam osiągnąć sukces zarówno w sensie technologicznym, jak i w sensie przekazu" - przekonywał po skończeniu zdjęć do obrazu, Sławomir Idziak, który pracował w ostatnich latach przy takich superprodukcjach, jak: "Harry Potter i Zakon Feniksa", "Król Artur", "Helikopter w ogniu" czy "Dowód życia".

Operator przypomniał też, że pierwszy w Polsce film w 3D został zrealizowany nakładem 10 mln dolarów. Dla porównania zdradził, że budżet wspomnianego "Helikoptera w ogniu" wynosił... dziesięć razy więcej. Zdaniem Idziaka "nie musimy jednak mieć żadnych kompleksów w porównaniu z amerykańskimi produkcjami". "Kino 3D daje nam cały repertuar nowych chwytów, dzięki którym doznanie emocjonalne widza w kinie jest dużo pełniejsze" - dodał też operator.

A reżyser "Bitwy" wyznał, że trójwymiar w kinie to niezwykle wymagająca technologia, która sprawia, że wszystko jest doskonale widoczne - aż do trzeciego czy czwartego planu. Jej zastosowanie przemienia jednak biernego obserwatora w uczestnika opowiadanych wydarzeń.

Pracy w nowej technologii musieli nauczyć się jednak nie tylko Hoffman i Idziak, ale także wszyscy twórcy filmu. Mirosława Wojtczak i Liliana Gałązka, które w "Bitwie" odpowiadały za charakteryzację, wskazywały, że kamery 3D obnażają każdy fałsz i sztuczność. "Efekty specjalne w charakteryzacji, np. tryskająca krew czy otwarte rany, w obrazie 3D odgrywają ogromną rolę. Zaskakują widza, wywołują zdziwienie, czasem niedowierzanie, a nawet obrzydzenie - opowiadały.


Wielkie wyzwanie stanęło również przed montażystą filmu - Marcinem Bastkowskim. "Szczegółowa wiedza o montażu w nowej technologii była właściwie nieosiągalna, dlatego postawiliśmy na wielokrotne próby" - przyznawał.

Efekty specjalne do produkcji przygotowała firma ATM FX. Za jej sprawą będziemy mogli zobaczyć m.in. realistyczne obrazy Warszawy z lat 20. ubiegłego wieku. We współpracy z tą firmą powstały także wybuchy, wystrzały, pociąg pancerny i inne pojazdy militarne, czyli wszystko to, co gwarantuje, że sceny batalistyczne w "1920 Bitwie Warszawskiej" ogląda się z zapartym tchem.

Prezydent już widział...

Przedpremierowy poniedziałkowy pokaz "1920 Bitwy Warszawskiej" uświetnił swoją obecnością prezydent RP, Bronisław Komorowski. Nie podzielił się jednak swoimi wrażeniami po seansie. Chętnie wypowiadali się za to inni politycy.

"Pojawienie się takiego filmu jest niezwykle cenne, ponieważ budzi dyskusję i rozpoczyna proces reedukacji, przypomina ważne fakty i buduje zapotrzebowanie na następne filmy historyczne" - stwierdził minister kultury, Bogdan Zdrojewski. Zastrzegł jednak, że "film historyczny jest świetną ilustracją, doskonałym elementem uzupełniającym, ale nie zastępuje studiowania historii ani normalnych lekcji; nie zastąpi wychowania w szkole i w domu".

"W tym wypadku 3D bardzo pomogło. To film o dużej liczbie scen batalistycznych i świetnie zaprojektowanych wnętrzach. Naprawdę czujemy w nim klimat okresu międzywojennego. Wydaje mi się, że takie są też wymogi współczesnego kina, które zmierza w kierunku wykorzystywania najnowszych osiągnięć i technologii do wzmacniania przekazów" - dodał Zdrojewski.

"Będziemy się nie tylko modlić, ale także zabiegać, żeby ten film odniósł międzynarodowy sukces. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, różne instytuty i ambasady już dostały instrukcje, aby promować film na całym świecie" - podkreślał także szef MSZ, Radosław Sikorski. "3D plus Sławomir Idziak - daje efekt" - ocenił.

Borys Szyc stwierdził natomiast, że ten obraz już przechodzi do historii.

"Zabawne jest, że filmu w 3D nie zrobił żaden z młodych reżyserów, a pan Jerzy, który jest już w słusznym wieku (...) i robi pierwszy film w 3D z wielkim rozmachem, najlepszym operatorem i aktorami. Jestem zaszczycony i szczęśliwy, że są dzisiaj filmy, o których się mówi i które trzeba zobaczyć" - mówił aktor.

Cokolwiek by jednak nie mówić, to jedno jest pewne - sukces frekwencyjny "1920 Bitwy warszawskiej". Nieważne bowiem, czy media, krytycy, znane osobistości lub znajomi będą chwalić, czy też krytykować najnowszy film Jerzego Hoffmana - na podstawie scenariusza napisanego przez samego reżysera oraz Jarosława Sokoła - każdy będzie się chciał przekonać na własne oczy, jak wygląda pierwszy polski film w trójwymiarze.


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Zastanawiasz się, jak spędzić wieczór? A może warto obejrzeć film? Sprawdź nasz repertuar kin!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Hoffman | 1920 Bitwa Warszawska | oczekiwania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy