Reklama

"My Little Sister": Bliźniacza więź

Pasja może pomóc nam przezwyciężyć cierpienie, którego doświadczamy u kresu życia - powiedziała Veronique Reymond. Wyreżyserowana przez nią i Stephanie Chuat "My Little Sister" - o bliźniaczej więzi i miłości do teatru - bierze udział w konkursie głównym 70. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie.

Pasja może pomóc nam przezwyciężyć cierpienie, którego doświadczamy u kresu życia - powiedziała Veronique Reymond. Wyreżyserowana przez nią i Stephanie Chuat "My Little Sister" - o bliźniaczej więzi i miłości do teatru - bierze udział w konkursie głównym 70. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie.
Nina Hoss i Lars Eidinger w scenie z filmu "My Little Siter" /materiały prasowe

Tytułowa "młodsza siostra" to Lisa (grana przez Ninę Hoss) - obdarzona dużym talentem dramatopisarka, która mieszka w Berlinie razem z mężem i dwójką dzieci. Kobieta znajduje się w trudnym momencie życia. Większość czasu poświęca na opiekę nad swoim starszym o dwie minuty bratem Svenem (Lars Eidinger), u którego zdiagnozowano białaczkę. Aktor, który jeszcze niedawno występował w berlińskim Schaubühne i niebawem ponownie miał zagrać Hamleta, stopniowo traci siły. Kiedy mąż Lisy otrzymuje propozycję intratnej pracy w Szwajcarii, kobieta odsuwa na bok zawodowe ambicje i przeprowadza się tam razem z rodziną. Zabiera ze sobą brata, licząc, że górski klimat i szwajcarska opieka medyczna wpłyną pozytywnie na jego zdrowie. Kobieta pragnie ożywić karierę aktorską Svena, który nieustannie marzy o powrocie na scenie. Gdy dowiaduje się, że reżyser David (Thomas Ostermeier) rezygnuje z wystawienia "Hamleta", zaczyna pisać sztukę z myślą o swoim bracie.

Reklama

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej poprzedzającej premierę filmu Veronique Reymond przypomniała, że "My Little Sister" to jej druga po "La Petite Chambre" fabuła zrealizowana w duecie ze Stephanie Chuat. "Michel Bouquet, który zagrał w 'La Petite Chambre', powiedział kiedyś, że gdy nie występuje na scenie, w ogóle nie czuje, że żyje. I jeszcze, że chciałby umrzeć na scenie. Wielu aktorów nie potrafi wyobrazić sobie życia bez sceny. Pracują niemal do śmierci. Rozumiem, że są reżyserzy, którzy nie chcą oglądać cierpiących aktorów. Uważam jednak, że pasja może pomóc nam wszystkim przezwyciężyć cierpienie, którego doświadczamy u kresu życia" - powiedziała.

Dopytywana, dlaczego duet Szwajcarek postawił na niemieckich aktorów, Reymond wyjaśniła, że wraz z Chuat od dawna podziwiały ich występy w Schaubühne. "Są niesamowici, a ich gra aktorska - absolutnie oszałamiająca. Miałyśmy szczęście, że Nina Hoss i Lars Eidinger wystąpili w naszym filmie. Praca z nimi była dla nas wyjątkowym zaszczytem" - podkreśliła.

Opowiadając o przygotowaniach do roli Lisy, Hoss zwróciła uwagę, że reżyserki filmu "przypominają siostry" i obserwowanie ich przyjaźni "bardzo pomogło jej w pracy". "Ich relacja jest niezwykle symbiotyczna i to widać z daleka. Traktują siebie nawzajem z wielkim szacunkiem i kochają dokładnie takimi, jakimi są. Scenariusz skłonił mnie też do przyjrzenia się własnym doświadczeniom. Myślałam o tym, co dla mnie oznacza miłość. Kiedy masz tę najbliższą osobę, która daje ci siłę nawet w momencie, kiedy uchodzi z ciebie życie" - wyjaśniła.

Według aktorki, ogromna jest również siła, którą daje Lisie chory brat. "On nie może odejść dopóki ona nie wróci do pisania. Potęga kreatywności w tym filmie jest niesamowita. To tak naprawdę historia o tym, co to znaczy być kreatywnym i ile energii przynosi kreatywność. A także o tym, że w życiu zawsze warto być wiernym samemu sobie" - zaznaczyła aktorka.

Eidinger, który podobnie jak filmowy Sven grał Hamleta u Ostermeiera, przyznał, że nie wyobraża sobie życia bez sceny. "Gdy występuję przed publicznością, czuję, że przepełnia mnie życie. Często bywa tak, że im bardziej paradoksalną postać gram, tym jestem bliżej samego siebie i tego, co kołacze mi się w sercu. Ten film opowiada właśnie o tym, jak cienka jest granica między fikcją a rzeczywistością. Z jednej strony to przecież tylko teatr, ale jednocześnie to także rzeczywistość" - stwierdził.

Dodał, że rozumie bohatera granego przez Thomasa Ostermeiera, który śmierć na scenie uważa za coś nieprzyzwoitego. "Uważam jednak, że jest w tym swoiste piękno. Oto śmierć, która przez większą część życia jest dla nas czymś abstrakcyjnym, nagle staje się konkretna" - powiedział aktor.

W obsadzie znaleźli się również m.in. Marthe Keller, Jens Albinus, Linne-Lu Lungershausen oraz Noah Tscharland. Autorkami scenariusza są Reymond i Chuat. Za zdjęcia odpowiada Filip Zumbrunn, a za muzykę - Chrisitan Garcia-Gaucher.

Obok "My Little Sister" w konkursie głównym 70. Berlinale bierze udział 17 innych tytułów, m.in. "The Salt of Tears" Philippe’a Garrela, "First Cow" Kelly Reichardt, "Undine" Christiana Petzolda, "Never Rarely Sometimes Always" Elizy Hittman, "Berlin Alexanderplatz" Burhana Qurbani oraz "Irradiated" Rithy'ego Panha.

Najlepsze tytuły wyłoni jury w składzie: brytyjski aktor Jeremy Irons, francuska aktorka Berenice Bejo, niemiecka producentka Bettina Brokemper, palestyńska reżyserka i poetka Annemarie Jacir, amerykański dramaturg, scenarzysta i reżyser Kenneth Lonergan, włoski aktor Luca Marinelli, a także brazylijski krytyk filmowy i reżyser Kleber Mendonca Filho. Laureatów poznamy podczas gali, która odbędzie się w sobotę, 29 lutego, w Berlinale Palast.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy