Reklama

Morgan Freeman: Podbój nowych światów

Można powiedzieć, że mądrość stała się specjalnością Morgana Freemana. 75-letni aktor jest ostatnimi czasy obsadzany głównie w rolach dojrzałych mędrców, skorych do dzielenia się wiedzą nabytą w ciągu swojego długiego życia.

Jeśli natomiast chodzi o "prawdziwe" życie, to Freeman przyznaje, że i owszem - nauczył się przez te wszystkie lata tego i owego. - Ot, chociażby to: wiem, że życie jest krótkie, więc trzeba się nim cieszyć i nie pospieszać go - mówi.

Nie wolno marnować ani chwili

- Przypominają mi się czasy, kiedy byłem młody i służyłem w wojsku - kontynuuje aktor, który służył w siłach powietrznych USA. - Któregoś dnia narzekałem głośno, że mogę zginać za swój kraj i nigdy nie doczekać dnia, kiedy będę mógł zamówić drinka w barze. W kółko powtarzałem: "Ach, gdybym tylko był starszy"...

Reklama

- Wtedy pewien major wziął mnie na stronę i powiedział: "Nie spiesz się w życiu. Ani się obejrzysz, jak odkryjesz, że każdy rok wydaje się krótszy od poprzedniego". Święte słowa... Rzeczywiście, każdy kolejny rok mija mi szybciej. Nie wolno zatem marnować ani chwili.

To rzeczywiście brzmi jak dobra rada - zwłaszcza, że Freeman wypowiada te słowa w charakterystyczny dla siebie sposób: powoli, z niezmąconym spokojem, perfekcyjnie artykułując każde słowo. To właśnie ten głos jest kluczowy dla dwóch ról, w których będziemy podziwiać go tego lata. Pierwszą z nich jest rola starszego, doświadczonego mężczyzny dysponującego cenną wiedzą. Druga kreacja to postać starzejącego się pisarza, który pogubił się w życiu i stracił kontakt z własną mądrością, która dotychczas go prowadziła.

Zacznijmy jednak od tej pierwszej. W filmie "Mroczny Rycerz powstaje" - trzeciej odsłonie cyklu o człowieku-nietoperzu w reżyserii Christophera Nolana - Freeman ponownie wciela się w Luciusa Foxa, doradcę Bruce'a Wayne'a (Christian Bale) alias Batmana. Akcja filmu rozgrywa się osiem lat po wydarzeniach z "Mrocznego Rycerza" (2008), kiedy to Batman postanowił usunąć się w cień po tym, jak niesprawiedliwie obarczono go winą za występki Harveya Denta/Dwie Twarze (Aaron Ekhart). Batman, którego nie widziano na ulicach Gotham od lat, stał się swoistą miejską legendą. Wszystko jednak zmienia się z chwilą, w której bezwzględny terrorysta imieniem Bane (Tom Hardy) bierze Gotham na cel. Człowiek-nietoperz musi opuścić kryjówkę, by chronić swoje miasto...


- Mam nadzieję, że publiczność życzliwie przyjmie to małe dziełko - żartuje Freeman. - To taka mała propozycja na letnie miesiące. Pewnie nawet nie będzie o niej szczególnie głośno...

A poważnie - wszystko wskazuje na to, że "Mroczny Rycerz powstaje" będzie ostatnim filmem o przygodach Batmana w reżyserii Christophera Nolana (pierwszą częścią tryptyku jest "Batman: Początek" z 2005 r.). Freeman zapewnia jednak, że jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. - Może to głupio zabrzmi, ale wcale się z tego powodu nie smucę - mówi. - Nie spodziewałem się, że Nolan zrealizuje więcej niż trzy filmy.

Aktor spieszy jednak dodać, że Luciusa Foxa grało mu się dziś równie przyjemnie, co siedem lat temu. - To było emocjonujące. Lubię być kimś, kto pociąga za sznurki. Fox pomaga Batmanowi wcielać w życie wszystkie plany. Niemałe znaczenie ma również fakt, że miałem okazję pracować z niezwykle utalentowanymi ludźmi przy fenomenalnym projekcie.

Film "skandalicznie dobry"

- Pierwsza część cyklu była wręcz skandalicznie dobra. Wyznaczyliśmy nią pewien standard. Wydaje mi się, że cały ten tryptyk był po prostu inny. To nie był komicznie przerysowany Batman, ale Batman poważny. Dodatkowo Batman w wizji Nolana zawsze zaskakuje widza. Jesteśmy niejako zaprogramowani na odbiór zawsze takich samych filmów o superbohaterach, a tymczasem we wszystkich filmach Nolana - nie wyłączając tego najnowszego - aż roi się od niespodzianek.

Pytany o szczegóły, mój rozmówca tylko chichocze. - Jeśli zdradzę cokolwiek z fabuły, Christopher Nolan jeszcze dziś wieczorem zapuka do drzwi mojego domu w bardzo złym humorze, a za jego plecami będą się czaili wszyscy bossowie z Warnera. Nic pani ze mnie nie wyciągnie. A poważnie - nie chciałbym zepsuć fanom zabawy nawet w najmniejszym stopniu. Powiem tylko tyle: to bardzo dobry film, który usatysfakcjonuje widzów.

Drugim filmem z udziałem Freemana, który tego lata wchodzi na ekrany wybranych kin, jest produkcja wyraźnie mniejszego kalibru - obyczajowy "The Magic of Belle Isle" w reżyserii Roba Reinera. Aktor wciela się w nim w znużonego życiem pisarza, którego opuściła wena. Przykuty do wózka inwalidzkiego, postanawia wyprowadzić się do małego miasteczka, gdzie - niejako wbrew sobie - zaczyna angażować się w życie sąsiadów: samotnej matki i trójki jej dzieci. Wśród nich jest niezwykła dziewięciolatka, która marzy o tym, by zostać pisarką...

Zobacz zwiastun filmu "The Magic of Belle Isle":


- Właściwie to Rob miał zamiar odstąpić ten scenariusz komuś innemu, ale przypomniał sobie, jak świetnie bawiliśmy się, kręcąc wspólnie "Choć goni nas czas" - opowiada Freeman. - W międzyczasie ja zdążyłem bardzo polubić tę postać. Granie osoby poruszającej się na wózku to wyzwanie aktorskie zupełnie innego rodzaju. Oczywiście nikt nie każe ci zadzierać głowy do góry w scenach dialogów, ale faktem jest, że ten wózek wprowadza nowy element do twojej gry.

Dla weterana ekranu wielką przyjemnością okazała się być również praca z młodymi aktorami. - Więź, która w filmie połączy mojego bohatera i trzy dziewczynki, jest czymś przepięknym. A z aktorskiego punktu widzenia oglądanie młodych ludzi przy pracy jest szalenie inspirujące. Sam byłem kiedyś dziecięcym aktorem. Siedmioletnia Nicolette Pierini była niezwykła, urzekająca. W sposób instynktowny zagrała świetnie.

- Zawsze jestem otwarty na naukę nowych rzeczy, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i intelektualnej. Dlatego właśnie tak świetnie pracuje mi się z dziećmi, które kierują się w swoich działaniach instynktem.

Widzowie w USA będą mogli tego lata oglądać Morgana Freemana także na małym ekranie. Aktor znów występuje jako narrator w dokumentalnym cyklu "Through the Wormhole" ("Przez tunel czasoprzestrzenny" - przyp. tłum.), emitowanym przez stację Science Channel. Seria podejmuje tematykę związaną z zagadkami wszechświata - w tym z tunelami czasoprzestrzennymi właśnie, będącymi hipotetycznymi mostami łączącymi odległe punkty we wszechświecie - a także z istnieniem cywilizacji pozaziemskich. (...)

Morgan Freeman wyznaje, że możliwość istnienia innych światów fascynuje go od dawna. - Właściwie to interesowałem się tym całe życie. Wierzę, że w przyszłości pokonamy ograniczenia związane z podróżami w kosmosie, a to z tej prostej przyczyny, że nie ma takiego horyzontu, do którego ludzkość nie próbowałaby dotrzeć.

- Mam takie poczucie, że człowiek jest w stanie zrobić wszystko, o czym pomyśli. Jeśli chodzi o tunele czasoprzestrzenne, to naukowcy mówią, że z wyliczeń matematycznych wynika, iż coś takiego technicznie jest możliwe. To tylko kwestia okiełznania energii potrzebnej do tego, by urzeczywistnić takie podróże.

Imponująca filmografia

Urodzony w Memphis Freeman pierwsze kroki w zawodzie aktora stawiał na deskach teatralnych, grając w licznych tzw. off-broadwayowskich sztukach. Popularność przyniósł mu udział w programie dla dzieci "The Electric Company", nadawanym w latach 1971 - 1977. Jego filmowym debiutem był "Lombardzista" (1964), gdzie pojawił się jako... anonimowy przechodzień na ulicy. Jego kariera w Hollywood miała nabrać tempa ponad dwadzieścia lat później. To wtedy, w 1987 r., wystąpił w świetnie przyjętym filmie "Cwaniak". Późniejsze obrazy z jego udziałem składają się na jedną z najbardziej imponujących filmografii w historii kina. Są wśród nich takie tytuły, jak "Wesprzyj się na mnie" (1989), "Wożąc panią Daisy" (1989), "Bez przebaczenia" (1992), "Skazani na Shawshank" (1994), "Siedem" (1995), "Bruce Wszechmogący" (2003) czy "Invictus - Niepokonany" (2009). W tym ostatnim filmie zagrał Nelsona Mandelę, za którą to rolę był nominowany do Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego. W sumie w swojej karierze Freeman był nominowany do Nagrody Akademii aż pięć razy - statuetkę przyniosła mu drugoplanowa rola w "Za wszelką cenę" Clinta Eastwooda (2004).


W swoim kolejnym filmie, komedii "Last Vegas", Freeman połączy siły z trzema innymi weteranami ekranu - Robertem De Niro, Michaelem Douglasem i Christopherem Walkenem. To opowieść o czterech przyjaciołach, którzy spotykają się w Vegas, by wyprawić wieczór kawalerski jedynemu spośród nich, który nigdy się nie ożenił (rola ta przypadła w udziale Michaelowi Douglasowi).

- To też będzie niezla zabawa - mówi Freeman. - Zagram u boku dwóch gości, z którymi zawsze chciałem wystąpić w jednym filmie: z De Niro i Douglasem. Razem zaszalejemy w Vegas. Będzie mnóstwo pań i dużo przyjemnych widoków...

A do tego - jak zapewnia aktor - także poważne przesłanie.

- Tym filmem udowadniamy, że metryka tak naprawdę nie ma znaczenia, o ile tylko możesz ruszać się o własnych siłach - śmieje się.

To dobra wiadomość dla kogoś, kto miesiąc temu skończył 75 lat...

- Chce pani wiedzieć, co tak naprawdę myślę o starości? Dochodzę do wniosku, że wraz z upływem czasu coraz więcej osób poznaje mój aktorski dorobek. Im jestem starszy, tym jestem sławniejszy. Czego chcieć więcej?

Cindy Pearlman

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Freeman Morgan | Mroczny rycerz | kino | aktor | Mroczny rycerz powstaje | Hollywood
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy