Reklama

"Młodzi i Film": (Nie)dyskretny urok prowincji i sukces Gdyńskiej Szkoły Filmowej

22 czerwca rozpoczął się 34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych "Młodzi i Film". O nagrodę Wielkiego Jantara dla najlepszego debiutu walczy 11 fabuł.

22 czerwca rozpoczął się 34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych "Młodzi i Film". O nagrodę Wielkiego Jantara dla najlepszego debiutu walczy 11 fabuł.
Eryk Lubos i Krzysztof Kiersznowski w filmie "Arizona w mojej głowie" /materiały prasowe

W repertuarze znalazły się zarówno filmy, które miały już kinową dystrybucję (m.in. "Disco Polo" Macieja Bochniaka, "Kebab i Horoskop" Grzegorza Jaroszuka i "Polskie gówno"Grzegorza Jankowskiego), jak i premiery, w tym "Sprawiedliwy" Michała Szczerbica, "Noc Walpurgi" Marcina Bortkiewicza czy "Arizona w mojej głowie" Matthiasa Husera. Projekcje pełnometrażowych produkcji cieszą się największą popularnością wśród licznej koszalińskiej publiczności, jednak do tej pory najmilszą niespodzianką 34. edycji festiwalu okazały się krótkie metraże zrealizowane pod szyldem Gdyńskiej Szkoły Filmowej.

Reklama

Rozgrywająca się w gdzieś odciętym od świata miasteczku, u schyłku epoki analogowej "Arizona w mojej głowie" to opowieść o dwóch mężczyznach - Leonardzie (Krzysztof Kiersznowski) i Benie (Eryk Lubos), których losy połączy nietypowe zlecenie na rozmontowanie przydrożnych budek telefonicznych. Debiut Matthiasa Husera jest podszytym nostalgią hołdem dla amerykańskiego kina drogi i westernowej pulpy.

Grani przez Lubosa i Kiersznowskiego bohaterowie to faceci o zmęczonych twarzach, które widziały wszystko. Niewiele mówią, jeśli już decydują się otworzyć usta, swoje kwestie cedzą przez zaciśnięte zęby, spoglądając niewidzącym wzrokiem w malownicze pustkowie. Scenariusz "Arizony..."  jest zbudowany na licznych cytatach i odwołaniach. Stworzony przez Husera zaludniony odmieńcami i wyrzutkami świat ma w sobie coś z oniryczności filmów Davida Lyncha, estetyka i upodobanie do czerwonych akcentów odsyłają natomiast do twórczości Nicolasa Windinga Refna. W malowniczych kadrach Gabriela Sandru pobrzmiewają wyraźnie echa "Paryż, Teksas" Wima Wendersa, a Kiersznowski to taki nasz polski Harry Dean Stanton stający się milczącym świadkiem chylącej się ku upadkowi epoki.

Filmy o niespiesznym rytmie i szczątkowej akcji są zawsze dużym wyzwaniem artystycznym, zwłaszcza dla niedoświadczonych twórców. Matthias Huser opowiada swój film długimi statycznymi ujęciami, pauzami i czarnym humorem. Młody reżyser ma oko do ciekawych kadrów i budowania nastroju, ale nie potrafi utrzymać napięcia. Sprawne operowanie kliszami i puszczanie oka do widza to niestety za mało, by uratować "Arizonę w mojej głowie" przed popadnięciem w koleiny banału. Historia szukającego odkupienia Leonarda jest naszpikowana symbolami i odniesieniami, które w nagromadzeniu przestają cokolwiek znaczyć. Pauzy przeradzają się w dłużyzny, wypowiadane z kamienną twarzą dialogi tracą wyrazistość, ładnie zakomponowane kadry szybko zaczynają nudzić. "Arizona..." to w efekcie film bardzo nierówny, nieustannie balansujący między kiczem a stylizacją.

Najprzyjemniejszą niespodzianką koszalińskiej sekcji krótkometrażowej okazały się produkcje studentów Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Nadmorska placówka powstała zaledwie pięć lat temu, ale już zaczyna na trwałe wpisywać się w filmowy pejzaż Polski. O Gdyńskiej Szkole Filmowej po raz pierwszy zrobiło się głośno, kiedy dwa lata temu do sekcji konkursowej festiwalu filmowego w Cannes trafiła fabularna "Olena" Elżbiety Benkowskiej. Wysoki poziom prezentowanych na 34. festiwalu "Młodzi i Film" produkcji studentów GSF udowadnia, że sukces Benkowskiej nie był wyłącznie jednorazowym łutem szczęścia. Jeśli mam być szczera, większość pokazywanych do tej pory gdyńskich debiutów fabularnych bije na głowę produkcje realizowane w najstarszych szkołach filmowych i studiach produkcyjnych.

Jednym z najciekawszych "szortów" prezentowanych na festiwalu są "Kroki" Karoliny Zaleszczuk. Fabuła koncentruje się wokół losów nastoletniej Justyny, która mieszka z matką w jednym z gdyńskich blokowisk. Dziewczyna szuka ucieczki od naznaczonej biedą i imprezami matki codzienności, nawiązując relację z starszą od siebie o kilka lat sąsiadką. Przyjaźń z uwikłaną w półświatek Edytą stanie się dla wciąż bardzo naiwnej Justyny przyspieszonym kursem dojrzewania.

Mówiąc o debiucie Zaleszczuk trudno uniknąć porównań z brytyjskim "Fish Tankiem" Andrei Arnold. Fabuła gdyńskiej reżyserki jest jednak czymś więcej niż prostym przeniesieniem na polski grunt historii zbuntowanej nastolatki uwikłanej w toksyczną relację z matką. "Kroki" to jeden z najciekawszych i najbardziej zniuansowanych filmów opowiadających o dorastaniu, jakie powstały w ostatnich latach w polskim kinie. Zaleszczuk tworzy osobny, bardzo spójny portret samotnej dziewczyny u progu dojrzałości - zawieszonej między dziecinną grą w koszykówkę z kolegami a zapachem pierwszej szminki, z pewną dozą nieśmiałości odkrywającej swoją kobiecość i pułapki dorosłości. 

Zaleszczuk - co częste u debiutantów - zdarza się uderzać w melodramatyczne tony, ale reżyserka nigdy nie przekracza granicy szantażu emocjonalnego. Autorka trzyma narrację i emocje swoich bohaterów w ryzach i dobrze prowadzi aktorów. Uwagę przykuwa przede wszystkim debiutująca w roli Justyny Nikola Raczko. Młodziutka aktorka ma w sobie niezwykłą świeżość i spontaniczność, wręcz kradnie film starszym od siebie kolegom po fachu.

Równie ciekawa i bezpretensjonalna okazała się "Czułość" Emilii Zielonki. Kameralna opowieść o parze nastolatków (granych przez Sonię Mietielicę i znanego z "Miasta 44" Józefa Pawłowskiego), która decyduje się spędzić wspólnie noc w hotelu, zachwyca subtelnością środków filmowego wyrazu i emocjonalną głębią. Zielonka zamyka swoich bohaterów na 12 godzin w jednym pomieszczeniu i każe im przewartościować swoje wyobrażenia na temat miłości, odpowiedzialności i intymności.

Mimo że reżyserka wpisuje opowieść o związku dwojga młodych ludzi w szerszy kontekst społeczny, udaje się uniknąć moralizatorskiego tonu. "Czułość" daleka jest od nachalnej publicystyki, do jakiej przyzwyczaiło nas kino społecznie zaangażowane. Dla reżyserki najważniejsze są uczucia i relacja między dwójką młodych ludzi zmagających się z osobistym dramatem.

34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych "Młodzi i Film" potrwa do 27 czerwca.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama