Reklama

Mirosław Haniszewski: Gorzki smak sukcesu. Wciąż gra głównie epizody

"Mało kto wcześniej kojarzył moje nazwisko, a może i twarz" - przyznaje Mirosław Haniszewski, któremu popularność przyniosła rola w filmie Macieja Pieprzycy "Jestem mordercą". "Przez lata wydawało mi się, że wystarczy robić to, co robię w sposób uczciwy i dobry i to samo zaistnieje, ale to chyba już tak nie działa" - dodaje gorzko obchodzący 45. urodziny aktor, podkreślając, że sam nie używa mediów społecznościowych.

"Mało kto wcześniej kojarzył moje nazwisko, a może i twarz" - przyznaje Mirosław Haniszewski, któremu popularność przyniosła rola w filmie Macieja Pieprzycy "Jestem mordercą".
"Przez lata wydawało mi się, że wystarczy robić to, co robię w sposób uczciwy i dobry i to samo zaistnieje, ale to chyba już tak nie działa" - dodaje gorzko obchodzący 45. urodziny aktor, podkreślając, że sam nie używa mediów społecznościowych.
Mirosław Haniszewski /Jakub Kamiński /East News

Mirosław Haniszewski jest absolwentem Wydziału Aktorskiego PWSFTviT w Łodzi (2005). Na pierwszą główną rolę - w filmie "Jestem mordercą" - czekał jednak ponad 10 lat.

Wcześniej pojawiał się w epizodycznych rolach w serialach: "Pierwsza miłość", "Kryminalni", "Czas honoru". Ma też na koncie występy w kinowych produkcjach, m.in. "Afonia i pszczoły" Jana Jakuba Kolskiego (ksiądz), "80 milionów" Waldemara Krzystka (esbek) czy "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Andrzeja Wajdy (esbek).

Reklama

Mirosław Haniszewski: W oczekiwaniu na główną rolę

Rolę w filmie Macieja Pieprzycy "Jestem mordercą" wywalczył w dość niezwykły sposób. Pierwotnie miał tylko suflować tekst aktorom przesłuchiwanym do roli kochanki głównego bohatera.

"W dodatku w zastępstwie kolegi, zgadza się. Poczułem jednak, że to moja historia i chcę ją opowiedzieć. Poprosiłem producentkę Renatę Czarnkowską, żebyśmy spróbowali zagrać jednego dubla na mnie. Czemu nie, skoro jestem na castingu, w dodatku znam tekst? Kiedyś wychodziłem z założenia, że w pracy należy po prostu dobrze robić swoje, a na pewno zostanie to zauważone" - Mirosław Haniszewski opowiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

- Od kiedy po raz pierwszy zobaczymy go na ekranie, ta myśl nie daje nam spokoju. Mimo że to jego pierwsza główna rola w filmie, twarz Mirosława Haniszewskiego wydaje się znajoma. Nie od razu dostrzeżemy w jego bohaterze podobieństwo do Lutka Danielaka, bohatera słynnego "Wodzireja" Feliksa Falka. Na trop ten reżyser naprowadza nas stopniowo, czy to ubierając głównego protagonistę w kożuch, który nosił również Falkowski "Wodzirej", czy też fundując mu charakterystyczną dla lat 70. fryzurę, wreszcie - poprzez obdarzenie bohatera bagażem etycznych dylematów, z jakim kilkadziesiąt lat temu przyszło się zmagać jego kinematograficznym przodkom - Tomasz Bielenia pisał po premierowym pokazie "Jestem mordercą" na festiwalu w Gdyni.

"Jestem mordercą" to thriller psychologiczny inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z początku lat 70., w którym Maciej Pieprzyca wrócił do podjętego pod koniec XX wieku w głośnym dokumencie pod tym samym tytułem tematu "Wampira" z Zagłębia. 

Głównym bohaterem jest młody milicjant (Haniszewski), który zostaje szefem grupy dochodzeniowej mającej złapać seryjnego zabójcę kobiet.

"Ma rodzinę, problemy mieszkaniowe, ma marzenia, aspiracje, wie, że to sprawa, która może mu otworzyć drzwi do kariery, do awansu zarówno społecznego, jak i zawodowego. Zaczyna się coraz bardziej wikłać w tę sprawę, aż przechodzi na ciemną stronę mocy i z bohatera staje się antybohaterem. To, co było interesujące, to, w którym momencie człowiek przechodzi cienką granicę i zaczyna manipulować faktami, dowodami, po to, żeby utrzymać status quo" - tak Haniszewski charakteryzował swego bohatera Polskiej Agencji Prasowej.

Mirosław Haniszewski: W rozkroku

"Rola w filmie 'Jestem mordercą' zmusiła mnie do sięgnięcia po coś, z czym nie było mi po drodze, czyli po ofensywę aktorską" - Haniszewski wyznał w rozmowie z radiową Dwójką. "Przez lata wydawało mi się, że wystarczy robić to, co robię w sposób uczciwy i dobry i to samo zaistnieje, ale to chyba już tak nie działa. Teraz widzę, że trzeba temu dodatkowo pomagać. Ten film był wyzwalaczem, który sprawił, że przeszedłem od grania do opowiadania przez ten zawód" - dodał aktor.

I podkreślił, że autopromocja nie jest jego najmocniejszą stroną.

"Żyjemy w czasach, w których każdy krzyczy co zrobił, co zrobi, jak to zrobi. Mnie nie ma w mediach społecznościowych. Idę w drugą stronę w dziwnym rozkroku" - zaznaczył.

Aktor przyznaje, że jest świadomy, iż przed premierą "Jestem mordercą" był dla publiczności dość anonimową postacią.

"Zdaję sobie sprawę, że mało kto wcześniej kojarzył moje nazwisko, a może i twarz. Zainteresowanie, jakie towarzyszyło mojej osobie na festiwalu w Gdyni - poparte bardzo dobrymi recenzjami filmu - sprawiło, że po cichu zacząłem nawet oceniać swoje szanse na nagrodę. Obszedłem się smakiem, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa. Obok nosa przeszła mi też statuetka Orła, choć doceniam już samą nominację" - wyznał w rozmowie z "Gazeta Wyborczą".

I podkreślił, że największą nagrodą był dla niego telefon z gratulacjami od Janusza Gajosa. "Robiłem u niego dyplom w łódzkiej Filmówce. Oddał mi swoją rolę Swidrygajłowa [w spektaklu według "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego - przyp. red,], którego grał na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie, co dla dwudziestoparolatka było sporym przeżyciem" - ujawnił aktor.

"Czy pan naprawdę coś umie?"

Po przełomowej roli w "Jestem mordercą" Haniszewski zaczął pojawiać się w serialowych produkcjach. Oglądaliśmy go m.in. w "Drogach wolności" (dziennikarz Rudolf Katzner), "Stuleciu Winnych" (ubek Walczak) czy "Behawioryście" (komisarz Marek Rosner).

"Zacząłem dostawać więcej propozycji, jednak głównie małych, nazwałbym je wręcz epizodami. Raz usłyszałem nawet takie zdanie: 'Muszę sprawdzić, czy pan naprawdę coś umie, czy tylko się panu udało'" - mówił "Wyborczej".

Mirosława Haniszewskiego mogliśmy oglądać m.in. w serialu "Żywioły Saszy" na podstawie powieści Katarzyny Bondy. Grany przez niego Jacek "Cuki" Borkowski pomaga tytułowej bohaterce (Magdalena Boczarska) rozwiązać tajemnicę łódzkich pożarów.

"Mam już trochę ról policjantów na koncie, ale każda z granych przeze mnie postaci, oprócz tego, że wykonuje ten sam zawód, jest skrajnie inna. W 'Żywiołach Saszy' gram sapera. Miałem to szczęście i przyjemność, że grałem kiedyś w serialu 'Misja Afganistan', w którym byłem kapitanem i dowódcą saperów. Przy okazji przeszedłem przeszkolenie wojskowe, spędziłem dużo czasu na poligonie z wojskowymi, poznałem język i rzemiosło tej grupy. Miałem więc już przygotowanie, dlatego na planie 'Żywiołów Saszy' było mi łatwiej. Współpracowaliśmy z grupą antyterrorystów. W aktorstwie kręci mnie to, że mogę pracować z profesjonalistami, dowiedzieć się jak funkcjonują ludzie wykonujący inne zawody. Jest to dla mnie bardzo ciekawe" - mówił aktor w rozmowie z agencją AKPA.

Aktor wyznał też, że mimo iż była to jego pierwsza w karierze współpraca z Magdalena Boczarską, znają się od lat.

"Chodziliśmy do tej samej klasy w liceum. Później nasze drogi się rozeszły. Magda poszła do szkoły aktorskiej do Krakowa, a ja do Łodzi" - wyznał Haniszewski.

Haniszewski był także gwiazdą filmu "Samiec Alfa", opowiadającym historię grupy mężczyzn, którzy spotkali się na kursie samorozwoju, aby "wzmocnić swoją męskość" i poprawić relacji z partnerkami. Kurs prowadzi charyzmatyczny coach (w tej roli Haniszewski). Kontrowersyjne metody samozwańczego specjalisty stawiają życie pięciu mężczyzn na głowie, co prowadzi do serii zabawnych, a potem tragicznych, konsekwencji.

"To film o szalonym coachu, który prowadzi kursy dla facetów: 'Jak być samcem alfa'. I, rzecz jasna, jak się nie dać zdominować przez kobietę. Wcielam się w postać coacha. Widzowie zobaczą mnie w roli naprawdę złego człowieka. To czarna komedia, trochę satyra na rynek coachingowy i samorozwój, którym teraz wszyscy się karmią" - powiedział Mirosław Haniszewski na premierze.

Wkrótce Haniszewskiego zobaczymy w nowej wersji "Znachora", która przygotowuje Netflix.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama