Reklama

Milli Jovovich bezpardonowe życie po życiu

Sequele to złośliwe bestie. Fani oczekują, że będzie tak samo, ale inaczej; chcą odświeżenia znajomej formuły. Wypośrodkowanie tych żądań jest trudną sztuką. Dotyczy to między innymi trójwymiarowej produkcji "Resident Evil: Afterlife". - Alice przeszła we wszystkich tych filmach długą drogę - mówi bohaterka serii, Milla Jovovich.

"Resident Evil: Afterlife" jest czwartą odsłoną filmowego cyklu z pogranicza science fiction i horroru (ta trzecia z kolei kontynuacja jest zarazem pierwszą wyświetlaną w 3D), opartego na popularnej serii gier wideo.

- Bardzo podoba mi się to, że gra obfituje w całe mnóstwo postaci, które możemy sukcesywnie wprowadzać do kolejnych filmów - mówi Milla Jovovich. Jej bohaterka - bezpardonowa, szukająca zemsty Alice, obdarzona nadludzkimi zdolnościami dzięki spowodowanej wirusem T mutacji - jest obecna w każdej części cyklu.

- Jest to coś wspaniałego, ponieważ w każdym filmie widz ogląda coś nowego, nowych ludzi i nowe sytuacje. Do tego dochodzą niewiarygodne sekwencje scen akcji. Dzięki technologii 3D każdy pomysł, który zrodził się w naszych głowach, mógł zostać udoskonalony w trakcie realizacji.

Reklama

- Wydaje mi się jednak, że film ten miałby wiele do zaoferowania, nawet gdyby nie został zrealizowany w 3D - dodaje Jovovich. - Zdjęcia powstawały w niesamowitych lokalizacjach. Obraz został zrealizowany z epickim rozmachem, nie brak w nim też zapierających dech scenerii. Z siedziby firmy Umbrella w Tokio przenosimy się do postapokaliptycznego Los Angeles, gdzie oglądamy niewiarygodne krajobrazy doszczętnie spalonego Miasta Aniołów. W filmie jest mnóstwo pięknych ujęć, które zachęcą każdego do wizyty w kinie - bez względu na to, czy chodzi o "Resident Evil", czy nie.

Akcja "Resident Evil: Afterlife" rozpoczyna się wkrótce po wydarzeniach przedstawionych w poprzedniej części, "Resident Evil: Extinction" (2007). Alice - w dalszym ciągu zdeterminowana, by doprowadzić do upadku Umbrelli i jej szefa, Weskera (w tej roli Shawn Roberts) - dostaje szansę z gatunku "jednej na milion", kiedy w spustoszonym Los Angeles natrafia na bazę znienawidzonej korporacji. Bohaterka postanawia połączyć siły z tak znajomymi widzowi osobistościami, jak Jill Valentine (Sienna Guillory), K-Mart (Spencer Locke) i Claire (Ali Larter), ale też z nowymi postaciami, spośród których wymienić można chociażby Chrisa, brata Claire (gra go Wentworth Miller). Plan Alice zakłada wymknięcie się armii zombie i doprowadzenie do bezpośredniej konfrontacji z Weskerem.

Jovovich, która rozmawia ze mną ze swojego domu w Los Angeles (mieszka w nim wraz ze swoim mężem - jest nim nie kto inny, jak Paul W.S. Anderson, reżyser, scenarzysta i producent serii "Resident Evil" - i ich dwuletnią córeczką Ever), zdradza mi, że jednym z elementów fabuły, które szczególnie przypadły jej do gustu, jest nieustanna ewolucja głównej bohaterki. Alice staje się dojrzalsza, mądrzejsza - i co tu kryć, jest jej również więcej na ekranie, w całym tym zgiełku pojawiają się bowiem również klony Alice.

- Alice przeszła we wszystkich tych filmach długą drogę - mówi 34-letnia aktorka. - W pierwszej części "Resident Evil" (2002) cierpiała na amnezję, w związku z czym do końca nie wiedziała, co robi i dlaczego. W drugiej zdaje sobie sprawę, że to ona spowodowała katastrofę, i stara się w jakiś sposób odkupić swoją winę. W trzeciej w jej ciało zostaje wszczepiony chip, dzięki któremu Umbrella może podążać za nią wszędzie. W rezultacie Alice staje się jeszcze większą samotnicą i postanawia trzymać się z daleka od tych, którzy są jej drodzy, tak, by ludzie z Umbrelii nie mogli ich namierzyć.

- W nowym filmie wątek ten zostaje posunięty o kolejny krok naprzód - ciągnie aktorka. - Alice jest w większym stopniu sobą; osobą, którą zawsze chciała być. Oczywiście nadal sieje zniszczenie, dążąc do zniszczenia Umbrelli, ale jednocześnie - tak sądzę - staje się bardziej ludzka i troszkę bardziej zdolna do nawiązywania i utrzymywania relacji z innymi ludźmi. Odzyskuje zdolność do współpracy w zespole, odrzucając wieczne działanie na własną rękę.

- Chyba właśnie to mnie zainteresowało - mówi Jovovich. - Dzięki tym zmianom mogłam wnieść do postaci Alice nieco więcej człowieczeństwa. Obdarzyłam ją również poczuciem humoru i lekkością, której moim zdaniem brakowało jej w poprzednich filmach. Nowa Alice ma więcej tak zwanej "radochy": panuje nad sytuacją i wie, co robi. Postawa, jaką teraz prezentuje, pozwala jej na lepszą zabawę.

"Resident Evil: Extinction" zarobił na całym świecie prawie 150 mln dolarów i utorował drogę dla "Afterlife". Jeśli czwarta odsłona "Resident Evil" zanotuje podobny wynik, Jovovich i Anderson niewątpliwie będą zachęcani do piątej przejażdżki na tej karuzeli.

A zatem?

- Myślimy już o kolejnym filmie - przyznaje skwapliwie Jovovich. - I bynajmniej nie dlatego, że ktoś zapłacił nam za to myślenie. W takiej sytuacji ciężko jest nie myśleć o tym, co dalej; snuć rozważania w stylu "Och, czy nie byłoby świetnie, gdybyśmy zrobili jeszcze jeden film, i gdyby stało się to czy tamto?" albo: "Ooo, fajnie byłoby wprowadzić do fabuły tę postać", albo "Może już czas, żeby wrócił ten i ten bohater"?

- Myśli te towarzyszą nam zawsze - kończy moja rozmówczyni. - Mamy pomysły na nowy film, jeśli okaże się, że szczęście nam dopisze i staniemy przed szansą, żeby go zrealizować. Myślę, że fani z wielkim entuzjazmem zareagowaliby na wiele spośród tych pomysłów i mam nadzieję, że będzie nam dane je urzeczywistnić.

Ian Spelling

"New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Milla Jovovich | życia | film | Los Angeles | Resident Evil | życie po życiu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy