Mike Nichols: Nie tylko "Absolwent"
Mimo że jego nazwisko nie jest może tak głośne, jak innych uznanych amerykańskich reżyserów, to każdy szanujący się miłośnik X muzy widział przynajmniej kilka jego filmów. To właśnie jeden z nich - kultowy już "Absolwent", zapewnił mu kinematograficzną nieśmiertelność.
Mike Nichols to jedna z nielicznych osób, o których z pełnym przekonaniem można powiedzieć człowiek-orkiestra. Ten zasłużony reżyser teatralny, telewizyjny i filmowy, scenarzysta, producent, aktor i komik należy do niewielkiej grupy artystów, którzy mają na swoim koncie Oscara, Emmy, Grammy, a także przyznawaną twórcom scenicznym nagrodę Tony.
Nichols urodził się 6 listopada 1931 roku w Berlinie (w niedzielę, 6 listopada, obchodzi więc 80. urodziny) jako Michael Igorevitch Peschkowsky, syn Niemki Brigitte Landauer i pochodzącego z Rosji fizyka, Igora Peschkowskyego. Rodzice jego matki byli znanymi żydowskimi anarchistami, dlatego cała rodzina przeniosła się do Stanów Zjednoczonych po przejęciu władzy przez nazistów - dzięki temu uniknęli losu wielu rodaków w trakcie II wojny światowej. Po zmianie nazwiska na Nichols zamieszkali w pobliżu Central Parku na nowojorskim Manhattanie.
Tu mały Mike poszedł do szkoły podstawowej, gimnazjum i na uniwersytet, który rzucił jednak dosyć szybko, wybierając alternatywną uczelnię w Chicago. To właśnie w "Wietrznym Mieście" zaczął uczęszczać na zajęcia z gry aktorskiej i tu też poznał Elaine May, z którą stworzył komediowy duet, który w szybkim czasie podbił serca amerykańskich widzów. Występy z autorskim programem na Broadwayu przyniosły im w 1961 roku nagrodę Grammy za najlepsze przedstawienie komediowe. Duet rozpadł się co prawda niedługo później, ale May i Nichols współpracowali jeszcze wielokrotnie w kolejnych latach (m.in. przy filmach "Klatka dla ptaków" i "Barwy kampanii").
W 1963 roku Nichols został wybrany do przeniesienia na broadwayowską scenę komedii Neilla Simona - "Barefoot in the Park" i to przy pracy nad nią zdał sobie sprawę, że reżyseria jest właśnie tym, co chce robić przez resztę życia. Za swój debiut twórca otrzymał nagrodę Tony, a także zyskał sławę i uznanie, co skłoniło go do spróbowania swoich sił w kinie.
Z pewnością wpływ na to miało również nazwanie go przez magazyn "Time": "najbardziej pożądanym reżyserem teatralnym", a także propozycja ze strony wytwórni Warner Bros., która chciała, by przeniósł na ekran sztukę Edwarda Albee'ego "Kto się boi Virginii Woolf?" (1966). Obraz z gwiazdami światowego kina: Elizabeth Taylor i Richardem Burtonem w rolach skłóconego małżeństwa w średnim wieku (grali samych siebie?), a także z Georgem Segalem i Sandy Dennis w drugoplanowych kreacjach okazał się ogromnym hitem, zdobył 5 Oscarów (m.in. Taylor) i miał aż 13 nominacji (w tym dla Nicholsa).
Wydawało się, że po takim debiucie młody artysta nieco się wycofa, poczeka grzecznie na kolejną propozycję ze strony dużej wytwórni, a tymczasem on miał w zanadrzu prawdziwą bombę. W 1967 roku na ekrany wszedł "Absolwent" z Dustinem Hoffmanem - po raz pierwszy w głównej roli, a także Katherine Ross i Anne Bancroft. W fenomenalną ścieżkę dźwiękową film wyposażył duet Simon & Garfunkel (ten drugi zagrał zresztą w kilku kolejnych obrazach Nicholsa).
Głównym bohaterem "Absolwenta" był absolwent college'u, Ben Braddock (Hoffman), który nie ma pomysłu na dalsze życie. Wkroczenie w dorosłość młodzieńca doskonale wykorzystuje jego sąsiadka, pani Robinson (Bancroft), która nawiązuje z nim romans. Nie jest to dla Bena szczyt marzeń i w dalszym ciągu poszukuje swojej drogi życia, a za sprawą zbiegu okoliczności zakochuje się w córce Robinsonów, Elaine (Ross). Taki obrót sprawy jest jednak całkowicie nie na rękę jej matce.
"Absolwent" odniósł ogromny sukces komercyjny (najbardziej kasowy film 1967 roku), artystyczny (7 nominacji do Oscara i statuetka dla Nicholsa), a co najważniejsze stał się rodzajem filmu-manifestu dla całej generacji młodych ludzi, którzy utożsamiali się z Benem Braddockiem.
Zobacz najlepsze sceny z "Absolwenta":
W blasku sławy oraz sukcesów dwóch arcydzieł i dysponując ogromnym budżetem, Nichols podjął się na początku lat 70. ekranizacji słynnej antywojennej powieści Josepha Hellera "Paragraf 22". Mimo gwiazd w obsadzie (w obrazie zagrali m.in.: Alan Arkin, Jon Voight, Orson Welles, Anthony Perkins, Art Garfunkel i Martin Sheen), scenariusza opartego na bestsellerze i satysfakcjonujących środków finansowych, "Paragraf 22" okazał się pierwszym wielkim rozczarowaniem w karierze Nicholsa, znajdując się w cieniu wcześniejszego o pół roku dzieła Roberta Altmana - "MASH", poruszającego podobne tematy.
Zaskoczony tym niepowodzeniem reżyser postawił w kolejnym roku na kontrowersyjny scenariusz Julesa Feiffera, który przeniósł na ekran jako "Porozmawiajmy o kobietach" (1971). Co ciekawe, legendarny Billy Wilder nazwał tę produkcję, opowiadającą o 25-letniej przyjaźni dwóch mężczyzn (Jack Nicholson, Art Garfunkel) i ich relacjach z kobietami -"filmem o pieprzeniu".
Rozczarowany odbiorem swojego kolejnego dzieła Nichols, postanowił z poważniejszymi tematami powrócić na Broadway, a w filmie skupić się na innych problemach niż do tej pory. I tak w 1973 roku na ekrany trafił dramat "Dzień delfina", o naukowcu pracującym z tytułowymi morskimi ssakami, dwa lata później komedia "Fortuna" - o miłosnym trójkącie z akcją osadzoną w latach 20., a w 1980 roku dokument, sfilmowany komediowy występ Gildy Radner, zatytułowany "Gilda na żywo".
Dopiero jednak kolejny obraz urodzonego w Niemczech Amerykanina okazał się naprawdę udany. W 1983 roku Nichols nakręcił "Silkwood" z tytułową rolą Meryl Streep w roli kobiety pracującej przy reaktorze jądrowym, która odkrywa niezgodne z prawem praktyki, mogące negatywnie wpłynąć na zdrowie i życie pracowników. Obraz, w którym zagrali również Kurt Russell i Cher przełamał kinową złą passę Nicholsa (był nominowany do Oscara).
Meryl Streep w jednej ze swoich najlepszych ról:
Twórca poszedł za ciosem i w 1986 roku stworzył "Zgagę", komedię opartą na autobiograficznej powieści Nory Ephron, opowiadającą historię związku jej i Carla Bernsteina, dziennikarza "Washington Post", znanego z odkrycia afery Watergate, ponownie z Meryl Streep i współpracującym z nim już wcześniej Jackiem Nicholsonem w rolach głównych.
Dwa lata później na ekranach zadebiutowały kolejne filmy artysty: "Pracująca dziewczyna" i "Biloxi Blues". O wiele bardziej udany był ten pierwszy tytuł, który opowiadał o sekretarce (Melanie Griffith), która musi przez jakiś czas zastąpić na stanowisku swoją szefową (Sigourney Weaver). Przyniósł on reżyserowi kolejną nominację do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej (sama statuetka trafiła zaś do Carly Simon za najlepszą piosenkę).
W 1990 roku Nichols zrealizował "Pocztówki znad krawędzi", które zawierały wnikliwy, nie pozbawiony akcentów humorystycznych obraz życia hollywoodzkiej "fabryki snów". W tym fascynującym spojrzeniu za kulisy targowiska próżności zagrały Meryl Streep (po raz kolejny) i Shirley MacLaine, a także Dennis Quaid, Gene Hackman i Rob Reiner.
Lata 90. nie były dla reżysera już tak udane. Żaden z czterech filmów wówczas nakręconych nie okazał się dziełem na miarę poprzednich produkcji artysty. Oczekiwań nie spełnił zarówno dramat z Harrisonem Fordem "Odnaleźć siebie" (1991), thriller o mężczyźnie (znów Nicholson) zamieniającym się w wilkołaka - "Wilk" (1994), komedia "Klatka dla ptaków" (1996) - remake francuskiego obrazu "Klatka szaleńców", ani polityczna satyra "Barwy kampanii" (1998) z Johnem Travoltą w roli gubernatora ubiegającego się o urząd prezydenta USA. Niepowodzeniem była także komedia science-fiction z 2000 roku "Z księżyca spadłeś?".
Zniechęcony tym Nichols postanowił spróbować swoich sił w telewizji, która wówczas dawała spore artystyczne pole manewru uznanym twórcom. W 2001 roku nakręcił dramat "Dowcip" z Emmą Thompson jako uniwersytecką specjalistką od siedemnastowiecznej poezji, która pewnego dnia dowiaduje się, że ma raka w zaawansowanym stadium. Film przyniósł mu dwie nagrody Emmy (za najlepszy film telewizyjny i reżyserię) i udowodnił, że także tego typu produkcje mogą być bardzo wartościowe.
Podbudowany tym sukcesem amerykański reżyser dwa lata później nakręcił nagrodzony 5 Złotymi Globami i 11 statuetkami Emmy mini-serial "Anioły w Ameryce". Była to adaptacja teatralnej sztuki Tony'ego Kushnera, osadzona w realiach Nowego Jorku końca lat osiemdziesiątych i pokazująca sytuację osób chorych na AIDS. Na uwagę zasługiwały wspaniałe kreacje w tej telewizyjnej produkcji m.in.: Ala Pacino, Meryl Streep, Emmy Thompson, Mary-Louis Parker, Patricka Wilsona, Jeffrey'a Wrighta czy Justina Kirka.
W 2004 roku Nichols powrócił do kina za sprawą "Bliżej" - udanej adaptacji sztuki Patricka Marbera, historii czwórki dorosłych ludzi, którzy gubią się w gąszczu uczuć, romansów i kłamstw. Film przyniósł mu piątą nominację do Złotego Globu, a także zapewnił owe nagrody Clive'owi Owenowi i Natalie Portman (byli także nominowani do Oscarów). Obok nich w "Bliżej" bardzo dobre kreacje stworzyli też Julia Roberts i Jude Law.
Hello Stranger:
Ostatnim jak dotąd filmem Nicholsa była "Wojna Charliego Wilsona" (2007), oparty na faktach i rozgrywający się w latach 80. polityczny dramat z popisowymi kreacjami Toma Hanksa, Julii Roberts i Phillipa Seymoura Hoffmana, opowiadający o potajemnych interesach w Afganistanie pewnego teksańskiego kongresmana - zainicjował on spisek, który doprowadził do największej w historii, tajnej operacji wojskowej.
W ciągu 80 lat życia i 45 filmowej kariery Mike Nichols zapracował sobie na opinię twórcy, który w swoich filmach - także tych komediowych - porusza najistotniejsze kwestie dla współczesnego człowieka - bohaterami jego kolejnych produkcji są zazwyczaj ludzie szukający swojego miejsca w świecie lub starający się odmienić swoje życie na lepsze.
Czy ten wszechstronny twórca, jeden z ostatnich żyjących wybitnych amerykańskich reżyserów, nakręci jeszcze przynajmniej jeden film, który byłby ukoronowaniem jego kariery?
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!