Michael York: Bez charakteryzacji

Michael York /Frazer Harrison /Getty Images

Słynie ze skromności, marki papierosów pracowitości i profesjonalizmu. Niedawno pokonał chorobę.

Rzadko spotyka się aktora, który ma tyle skromności i pokory wobec zawodu, jaki wykonuje. Michael York od początku kariery każdą rolę grał tak, jakby miała być jego ostatnią - tą, która zostanie w pamięci widzów. A ma tych ról w karierze ponad setkę i to nie licząc dubbingu i występów teatralnych. Ma też dystans do sławy i siebie samego. Świadczy o tym choćby to, że sceniczny pseudonim zaczerpnął od... marki papierosów.

Widzom jednak przystojny aktor (złamany nos tylko dodaje mu charakteru) kojarzy się najbardziej z rolami brytyjskich arystokratów. W 1977 r. znalazł się na międzynarodowej liście najlepiej ubranych sław - z nienaganną wymową i odpowiednio zblazowanym tonem głosu idealnie pasował do popularnych wyobrażeń o angielskim dżentelmenie.

Reklama

Jego rodzina nie bywała co prawda na dworze królewskim, ale wywodzi się z solidnej, wyższej klasy średniej. Ojciec Michaela, Joseph Gwynne Johnson, były oficer i kierownik sieci sklepów Marks & Spencer, zadbał, by jego dzieci otrzymały jak najlepszą edukację. Matka, Florence Edith May, wpoiła Michaelowi miłość do sztuki. On jednak pokochał nie, tak jak ona, muzykę, lecz aktorstwo.

Pierwszy raz na scenie pojawił się jako 14-latek w produkcji "The Yellow Jacket". Trzy lata później grał już w "Hamlecie" na West Endzie. Po zakończeniu nauki w prestiżowej Bromley Grammar School for Boys bez trudu dostał się do słynącego z wysokiego poziomu edukacji Hurstpierpoint College, a później podjął studia na Oxfordzie.

Nie zaniedbując nauki, oddawał się także swojej pasji. Pod czujnym okiem swego idola Lawrence’a Oliviera zdobywał aktorskie szlify w National Youth Theatre. Rok po otrzymaniu dyplomu z literatury angielskiej wyruszył wraz z grupą znajomych aktorów na casting do "Wiele hałasu o nic" w reżyserii Franco Zeffirellego. "Mówiliśmy, że tak bardzo się lubimy, że nieważne, kto dostanie rolę. Co za brednie! - wspominał ze śmiechem. - Wszyscy czuliśmy się niepewnie, wiedzieliśmy, jak okrutny jest ten biznes i jak trudno jest nie przejmować się przesłuchaniami". W końcu to on dostał rolę.

Dwa lata później zagrał w serialu "Saga rodu Forsyte’ów" i posypały się propozycje filmowe. Stał się sławny. Nigdy nie żałował romansu z telewizją. Nie tylko dlatego, że otworzył mu drzwi do świata filmu, ale także dlatego, że dzięki niemu poznał miłość swego życia - Patricię McCallum. "Pracowałem jednocześnie nad dwoma filmami i wtedy z Nowego Jorku wysłano do mnie tę piękną, młodą fotografkę, by zrobiła mi zdjęcia - opowiadał w jednym z wywiadów. Szybko zostali parą. - To były lata 60., czy muszę coś dodawać? Było wspaniale, lato miłości i tak dalej...".

Czas pokazał, że nie było to tylko chwilowe zauroczenie. Michael i Patricia po blisko 50 latach wciąż są razem. "Jestem wdzięczny Pat za to, że lubi podróżować, kiedyś pracowała jako redaktorka działu podróże w 'Glamour'. Im bardziej nieprawdopodobna była lokalizacja, tym więcej znajdowała tam tematów do zdjęć - opowiadał aktor. - Wszędzie jeździliśmy razem jako drużyna i to było wspaniałe. Wiedziałem, jak samotne jest życie aktorów jeżdżących z jednego planu filmowego na drugi. My mogliśmy się dzielić tymi doświadczeniami, dobrymi i złymi. To wyjątkowa kobieta" - mówił z entuzjazmem York.

A okazji do podróży mieli wiele. Michael zagrał w ponad stu filmach, m.in. w sławnym "Kabarecie", "Wyspie doktora Moreau", serii o trzech muszkieterach, "Zagadce wyspy", czy - ku zaskoczeniu widzów - w komedii "Austin Powers: Agent specjalnej troski". "Przez całą swoją drogę zawodową byłem wolnym strzelcem, polegałem na swoim instynkcie i brałem odpowiedzialność za swoją karierę" - tłumaczył i dodawał, że film Mike’a Myersa po prostu go bawił.

Choć nie mógł narzekać na brak propozycji, dbał o to, by zawsze mieć w zanadrzu opcję awaryjną na wypadek kłopotów. "Aktorzy często muszą się liczyć z tym, że nagle zostaną bez zajęcia, a nie ma nic gorszego dla człowieka niż brak możliwości przekazania światu swojego talentu. Dlatego zawsze robiłem coś poza graniem, napisałem dwie książki, wykładałem na uczelni, próbowałem dziennikarstwa". Swoim studentom powtarzał: "Musicie wierzyć w swoje przeznaczenie, że odniesiecie sukces. Wiele razy was odrzucą i to nie będzie prosta ścieżka. Na pewno zdarzy wam się kilka objazdów, więc rozkoszujcie się widokiem".

Niepewność co do własnego losu w zawodzie towarzyszyła mu od samego początku kariery i okazało się, że było to słuszne przeczucie. Gdy kilka lat temu zaczął rzadziej pojawiać się na ekranie i na oficjalnych galach, publiczność sądziła, że ten tytan pracy w końcu postanowił cieszyć się zasłużoną emeryturą. Prawda okazała się inna.

W 2013 r. aktor ogłosił, że cierpi na amyloidozę (skrobiawicę). To rzadka choroba. W Wielkiej Brytanii odnotowuje się jedynie około 600 nowych przypadków rocznie. W dodatku bardzo trudno ją zdiagnozować. Minęło ładnych parę lat chodzenia po lekarzach, zanim Michael dowiedział się, co mu dolega. W międzyczasie usłyszał od kolejnych specjalistów, że czerwone obwódki wokół napuchniętych oczu i inne objawy wskazują na chorobę Fabry’ego, a od innych, że na nowotwór szpiku, szpiczaka mnogiego. W obu przypadkach zostałoby mu zaledwie kilka lat życia.

Był bliski rezygnacji, ale jego żona nie zamierzała się poddawać. Znalazła numer do emerytowanego doktora Roberta Kyle’a, eksperta od szpiczaka, i okazało się, że nad nią i jej mężem czuwają dobre moce. Kyle bowiem doskonale znał się również na amyloidozie i rozpoznał jej objawy. To dzięki niemu aktor powoli dochodzi do zdrowia. Poddał się autotransplantacji szpiku kostnego i czuje się coraz lepiej. "Nie wiem, czy jestem wyleczony, bo to może w każdej chwili powrócić. Ale na razie odzyskałem entuzjazm do życia, jestem znowu w stanie podróżować i cieszę się każdym dniem" - wyznał.

Jeszcze niedawno żartował, że może już grać tylko facetów w podeszłym wieku, którzy nie rozstają się z okularami przeciwsłonecznymi, na przykład szefów mafii, kuracja jednak przynosi efekty. Za rok wejdzie na ekrany nowy film z udziałem Yorka - "Quantum Investigations: The Quantum Heist" i na pewno znowu okaże się, że zagrał tak, jak zawsze: bez charakteryzacji i tak dobrze, jakby to miał być jego ostatni występ...

Joanna Lenart

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Michael York
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy