Reklama

Matthew McConaughey wstydzi się tej roli do dziś

Laureat Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie "Witaj w klubie" opowiedział, że do dziś wstydzi się obejrzeć film, w którym zagrał na początku swojej kariery. I choć Matthew McConaughey wie, że wypadł w niej fatalnie, nauczył się wtedy, że lepiej nie improwizować na planie, tylko solidnie się do danej roli przygotować.

Laureat Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie "Witaj w klubie" opowiedział, że do dziś wstydzi się obejrzeć film, w którym zagrał na początku swojej kariery. I choć Matthew McConaughey wie, że wypadł w niej fatalnie, nauczył się wtedy, że lepiej nie improwizować na planie, tylko solidnie się do danej roli przygotować.
Matthew McConaughey w filmie "Czas zabijania" /WARNER BROTHERS /East News

Matthew McConaughey wziął udział w nowym podcaście "Just Getting Started With Rich Eisen", w którym prowadzący wypytuje znane osoby o ich pierwsze kroki na drodze do sukcesu.

Jak było w przypadku gwiazdora? Hollywoodzkiemu amantowi aż do drugiego roku studiów prawniczych wydawało się, że zrobi karierę w palestrze. Taki miał plan. Ale plan uległ zmianie.

Gdy ostatecznie wybrał aktorstwo, musiał nauczyć się żyć bez planowania, do tego obarczony wieloma wątpliwościami.

McConaughey wyznał, że zrobił to ku niezadowoleniu ojca, który ostatecznie zachował się w porządku, bo powiedział: "Rób, jak uważasz, ale pamiętaj, że bierzesz odpowiedzialność za swoje życie".

Reklama

Aktor odebrał tę niechętną "aprobatę" ojca jako "kop w tyłek", który pomógł mu zrozumieć, że jego wolność ma swoje ograniczenia - krótko mówiąc, jeśli nawali, nie będzie mógł za to obwiniać nikogo poza sobą.

Dziś ma taką refleksję, że ludzie, zanim się za coś zabiorą, często chcą wiedzieć, jaką otrzymają nagrodę. Jednak na swoim przykładzie może powiedzieć, że sukces w jakiejkolwiek dziedzinie życia nigdy nie jest tym, czym człowiek go sobie wymyślił lub zaplanował. Dla niego sukces wielokrotnie był... niespodzianką.

On sam nigdy nie pozbył się wspomnianych wątpliwości, więc je... zaakceptował. Oparł się na "komforcie wątpienia" i skupiał na samym procesie twórczym, a nie na celu. McConaughey przyznał, że do wielkiego aktorstwa przebijał się z mozołem. Czasami udawało mu się dostać rolę tylko dlatego, że szef castingu lub dyrektor ds. rekrutacji zwracali uwagę na jego zawziętość.

"Dostawałem pracę dzięki częstszym i konsekwentnym niepowodzeniom" - wyjawił ze śmiechem. "Bo ktoś dostrzegając, jak z uporem wracam, by spróbować po raz kolejny, mówił w końcu, że chce takiego gościa w swoim zespole".

Miał dewizę, że wystarczy zawiązać buty, wyjść przez drzwi, skoczyć z klifu i po drodze wymyślić, jak nauczyć się latać. Czy pomocną? Do pewnego stopnia. Opowiedział o rólce, którą dostał na początku swojej kariery.

Miał odegrać handlarza narkotykami na granicy z Meksykiem. W tamtym okresie nie otrzymywał wielu propozycji, bo - jak powiedział w programie - "nie podejmował wystarczającego ryzyka". W tym przypadku zdecydował się pojechać po bandzie i wejść na plan... nie czytając wcześniej scenariusza, po prostu wczuwając się w postać ("wiedząc kim jest postać", jak to określił). Kiedy asystent produkcji wręczył mu kilka stron scenariusza przed sceną, która za chwilę miała być kręcona, poczuł się jednak "trochę niepewnie".

"Idę na stronę pierwszą, drugą, trzecią, czwartą... To był czterostronicowy monolog mojego faceta - po hiszpańsku" - powiedział w wywiadzie. Wtedy jego plan "podejmowania większego ryzyka" nagle się zawalił. Krzyknął, że prosi o 12 minut przerwy, mając nadzieję, że tyle mu wystarczy, by nauczyć się monologu.

McConaughey podsumował, że wspomniana scena wyszła fatalnie i do dziś wstydzi się obejrzeć ten film. Z drugiej strony, od tamtego dnia przygotowuje się do roli skrupulatniej, nie bazując jedynie na swoim "wyczuciu" postaci.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Matthew McConaughey
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama