Matthew McConaughey odrzucił rolę! Miał zarobić 14,5 mln dolarów!
Mało kto dziś pamięta, że nagrodzony Oscarem za rolę w filmie "Witaj w klubie" Matthew McConaughey pod koniec pierwszej dekady XXI wieku był kojarzony głównie z komediami romantycznymi. W wydanych niedawno pamiętnikach aktor wrócił pamięcią do tamtego okresu. Wyznał, że miał ochotę sprawdzić się w innych rolach, dlatego odrzucił lukratywną propozycję zagrania w kolejnym "rom-comie". Gdyby tę rolę przyjął, zarobiłby 14,5 miliona dolarów.
"Powiedz tak", "Jak stracić chłopaka w 10 dni", "Miłość na zamówienie" czy "Duchy moich byłych" - to nakręcone przed 2010 rokiem komedie romantyczne z udziałem McConaugheya.
Każda z nich zarobiła w kinach ponad 100 milionów dolarów. Nic więc dziwnego, że kolejne takie produkcje były niemal gwarancją kasowego sukcesu. McConaughey miał jednak o wiele bardziej ambitne plany niż bycie gwiazdą kina rozrywkowego.
"Komedie romantyczne były jedynymi moimi pewnymi hitami box-office’u, dlatego też jedynymi pewnymi ofertami, jakie zacząłem dostawać, były role w komediach romantycznych. Osobiście podobało mi się, że daję widzom możliwość romantycznej ucieczki od stresów życia codziennego. Nie musieli o niczym myśleć, tylko oglądali, jak chłopak biega za dziewczyną, po drodze upada, by w końcu ją dogonić. Przejąłem pałeczkę po Hugh Grancie i pobiegłem dalej" - wspomina McConaughey w pamiętnikach zatytułowanych "Greenlights".
"Podobało mi się kręcenie komedii romantycznych. To czeki za udział w nich opłaciły mój domek na plaży, w którym mogłem biegać bez koszulki" - pisze dalej McConaughey, który w końcu podjął decyzję o zmianie repertuaru.
Kluczowym momentem była otrzymana w 2010 roku oferta zagrania w kolejnej komedii romantycznej, za którą mógł zarobić 14,5 miliona dolarów.
"Odrzuciłem ofertę. Jeśli nie mogłem robić tego, co chcę, to nie chciałem robić tego, czego nie chcę. Cena nie grała roli" - wspomina aktor, który nie wyjawił, o jaki dokładnie film chodziło.
Ryzyko się opłaciło. Od 2011 roku McConaughey całkowicie zmienił swój repertuar na bardziej ambitny. Tylko w 2011 roku zagrał w filmach "Bernie", "Zabójczy Joe" oraz "Prawnik z Lincolna". Trzy lata później mógł cieszyć się z Oscara za rolę Rona Woodroofa w filmie "Witaj w klubie", który potwierdził słuszność jego decyzji.