"Marvels" pobił niechlubny rekord. Najsłabszy film Kinowego Uniwersum Marvela!
"Marvels" w reżyserii Nii DaCosty to oficjalnie najmniej kasowy film w historii Kinowego Uniwersum Marvela. Po czterech tygodniach na kinowych ekranach produkcja z Brie Larson zarobiła na całym świecie 197 milionów dolarów, co nie pokryło nawet kosztów produkcji kosztującego 220 milionów dolarów filmu.
W czwartym tygodniu od premiery produkcja Marvela zarobiła tylko 2,4 milionów dolarów, do dało jej zaledwie 11. miejsce w zestawieniu box office. Obecny wynik - 197 milionów dolarów - sprawia, że "Marvels" nie ma już szans na pobicie rezultatu najsłabszego dotychczas filmu w historii Kinowego Universum Marvela - "Incredible Hulk" (264 miliony dolarów).
Główną bohaterką filmu jest Carol Danvers, znana też jako Kapitan Marvel, która zemściła się na Najwyższej Inteligencji. Konsekwencją tego jest zdestabilizowany wszechświat, z którym Carol musi teraz się uporać. Kiedy obowiązki wysyłają ją do tajemniczej anomalii jej moce zostają powiązane z Kamalą Khan (znaną jako Ms Marvel) oraz jej przybraną siostrzenicą. Nietypowe trio musi połączyć siły i nauczyć się razem współdziałać, by uratować wszechświat - brzmi oficjalny opis produkcji.
Obok Brie Larson w filmie oglądaliśmy także: Teyonas Harris oraz Iman Vellani.
W wywiadzie dla serwisu "Yahoo Entertainment" Vellani, która zagrała superbohaterkę Kamelę Khan/Ms. Marvel, przyznała, że nie zaprząta sobie głowy wynikami finansowymi filmu. "Nie będę skupiała się na czymś, co jest poza moją kontrolą, bo jaki w tym sens?" - mówiła. "To zadanie Boba Igera" - dodała, wskazując na szefa Disneya.
"Jestem zadowolona z gotowego produktu, a ludzie, na których mi zależy, bawili się dobrze w czasie filmu. Seans to miło spędzony czas i to wszystko, czego możemy wymagać od takiego kina. Ma superbohaterów, akcja toczy się w kosmosie, nie jest aż tak głęboki, traktuje o pracy zespołowej i siostrzeństwie. To zabawny film i cieszę się, że mogę się nim dzielić z innymi" - przekonywała Vellani.
Reżyserka Nia DaCasta, która jest pierwszą czarnoskórą reżyserką w historii Kinowego Uniwersum Marvela, przyznawała, że jej film jest... "zwariowany i głupiutki".
"Uważam, że zmęczenie widzów komiksowymi produkcjami rzeczywiście istnieje" - potwierdza Nia DaCosta w rozmowie z magazynem "Total Film".
"Największą różnicą w stosunku do innych produkcji Kinowego Uniwersum Marvela (MCU), które powstały do tej pory, jest to, że mój film jest naprawdę zwariowany i głupiutki. Światy, które odwiedzimy w tym filmie, to światy, jakich jeszcze w MCU nie widzieliście. Jaskrawe światy, jakich jeszcze nie znacie" - stwierdziła reżyserka, która jest również współautorką scenariusza.
O kryzysie Marvela pisał w recenzji dla Interi Kuba Aarmata, zwracając uwagę, że filmy o superbohaterach robią się "coraz bardziej nużące". "W ogóle brak w tym filmie jakiejś nieprzewidywalności, niespodzianki, wszystko idzie wiadomym torem aż do spodziewanego zakończenia. Może i efektownie, może i głośno, może i w 3D, ale jednak trochę nuda" - oceniał Armata.
Przesadne krytykowanie słabego wyniku "Marvels" skomentował na Twitterze mistrz powieściowego horroru Stephen King.
"Nie chodzę na filmy MCU [Kinowego Uniwersum Marvela], nie obchodzą mnie one, ale uważam to ledwo ukrywane napawanie się słabym box-offisem 'Marvels' za nieprzyjemne. Po co napawać się czyjąś porażką?" - King napisał na platformie X.
Stephen King.