Mark Hamill wspomina Carrie Fisher. "Trudno myśleć o niej w czasie przeszłym"
Carrie Fisher doczekała się uhonorowania swojej osoby w Alei Sławy Hollywood. O nieżyjącej aktorce wypowiedział się Mark Hamill. Gwiazdor "Gwiezdnych Wojen" wspomniał o ich jak pierwszym spotkaniu oraz odczuciach towarzyszących mu w tamtej pamiętnej chwili.
Carrie Fisher została w miniony czwartek pośmiertnie uhonorowana własną gwiazdą w legendarnej Hollywoodzkiej Alei Sławy. Amerykańska aktorka, scenarzystka i pisarka, którą widzowie znali przede wszystkim z ikonicznej roli księżniczki Lei z "Gwiezdnych wojen", na koncie miała także występy w takich produkcjach, jak "Hannah i jej siostry", "Kiedy Harry poznał Sally", "Rockefeller Plaza 30", "Catastrophe" czy "Mapy gwiazd". Za scenariusz do filmu "Pocztówki znad krawędzi" w 1990 roku otrzymała nominację do nagrody BAFTA.
Podczas uroczystej ceremonii przemówienie wygłosił partnerujący aktorce w "Gwiezdnych wojnach" Mark Hamill. Duet po raz pierwszy spotkał się na planie zdjęciowym, gdy Fisher miała 19 lat. Jak podkreślił gwiazdor, zaimponowała mu ona wówczas swoją dojrzałością i autentycznością.
"Byłem kompletnie nieprzygotowany na to, jaką osobę spotkam. Carrie od samego początku wydawała się być znacznie mądrzejsza niż wskazywał na to jej wiek. Była spontaniczna, dowcipna, rozbrajająco szczera. Idealna osoba w idealnej roli. W niczym nie przypominała damy w opałach. Nie musiała czekać na ratunek, bo to ona trzymała stery. Czasem spotykasz ludzi, którzy wywierają na ciebie tak ogromny wpływ, że zostają z tobą na zawsze. Trudno myśleć o niej w czasie przeszłym" - powiedział o nieżyjącej koleżance po fachu odtwórca kultowej roli Luke’a Skywalkera.
Carrie Fisher zmarła 27 grudnia 2016 roku w wieku 60 lat. Raport koronera wykazał, że bezpośrednią przyczyną zgonu był bezdech senny. Kilka dni wcześniej na pokładzie samolotu doznała ona rozległego zawału serca. W organizmie aktorki wykryto ślady morfiny, kokainy, oksykodonu i heroiny. Gwiazda przez większość życia zmagała się z uzależnieniem od narkotyków i chorobą afektywną dwubiegunową.
"Wiem, że moja mama chciałaby, żeby jej śmierć zmotywowała innych do otwartego mówienia o swoich problemach. Nie bójcie się szukać pomocy. Stygmatyzacja jest największym wrogiem postępu w poszukiwaniu rozwiązania tego problemu" - powiedziała córka aktorki, Billie Lourd, w rozmowie z "People".
Ceremonii odsłonięcia gwiazdy Fisher towarzyszyły kontrowersje. Kilka dni temu okazało się, że zajmująca się organizacją uroczystości Lourd nie zaprosiła na nią rodzeństwa matki. Jak tłumaczyła w udostępnionym przez media oświadczeniu, miał ku temu ważny powód. "Kilka dni po odejściu mojej mamy jej brat i siostra zdecydowali się publicznie przeżywać żałobę i zbić kapitał na jej śmierci, udzielając wywiadów i przedając książki o niej. Postanowili wykorzystać jej śmierć. Nigdy tego ze mną nie konsultowali ani nie zastanawiali się, jak to wpłynie na nasze stosunki.
Prawdę o skomplikowanych relacjach mojej mamy z członkami rodziny znam tylko ja i ci, którzy byli z nią naprawdę blisko. Choć wiem, że mają pełne prawo robić to, co uważają za stosowne, ich działania były dla mnie bardzo bolesne w tym najtrudniejszym momencie mojego życia" - wyjaśniła córka Carrie Fisher.
Zobacz też:
Weekend w kinie: Strażnicy Galaktyki i seryjny morderca
Emma Watson: Przerwa od aktorstwa czy definitywny koniec kariery?