Reklama

Maria Antonina pierwszą gwiazdą

Dziewczyna wchodzi do pokoju pełnego wpatrujących się w nią oczu. Ma na sobie ubrania za równowartość kilkunastu średnich krajowych. Może wszystko: rozpocząć tańce, alkoholowe upojenia albo seksualną orgię. Czego nie zrobi i tak skupi na sobie uwagę wszystkich. Jest najsłynniejszą osobą w kraju. Paris Hilton? Kate Moss? Ależ skąd. Maria Antonina.

Od dzisiejszych gwiazdek masowej wyobraźni dzieli ją ponad dwieście lat. Przepaść cywilizacyjna. Internet, Marc Jacobs, Marlboro, Starbucks... Maria Antonina nie musiała się martwić czyhającymi na nią paparazzi. Nie wiedziała o istnieniu czegoś tak wrednego jak perezhilton.com. Nie mogła schronić się za okularami słonecznymi. Pobuszować na wyprzedaży u Hermesa. Wydawać oświadczeń przez rzeczników prasowych. Korzystać z usług stylistki. Lansować własnych perfum i wydawać pamiętników. A jednak była gwiazdą. Pierwszą prawdziwą ikoną stylu, pierwszą trendsetterką. Pierwszą ofiarą mody i niewolnicą własnego wizerunku. Po prostu - była pierwszą celebrity.

Reklama

Film Sofii Coppoli "Maria Antonina" został wygwizdany w Cannes przez dokładnie tyle samo osób, przez ile nagrodzony był owacją na stojąco. Doczekał się dwóch skrajnych recenzji w jednej gazecie. Już wiadomo, że okazał się komercyjną klapą, nie zwracając nawet kosztów produkcji, ale w niektórych środowiskach jest obrazem kultowym. Wszyscy, i wrogowie, i fani mają rację. Z prostej przyczyny.

Coppola zrobiła beznadziejny film historyczny i znakomity współczesny obraz. Pokazujący pokolenie $. Młodych, zepsutych władzą, pieniędzmi, nudą. A największa siła tego filmu w tym, że Sofia - słusznie - zauważa, że w takim życiu tak naprawdę nie ma nic złego. I ma odwagę pokazać, jak fajne jest próżniacze tracenie czasu i kasy.

Afera narkotykowa, która ponad rok temu rozpętała piekło nad Kate Moss, tylko nielicznym kazała zastanowić się nad może najważniejszą w tym wszystkim sprawą - wolnością. Co komu szkodzi dziewczyna, która lubi się bawić i nie robi z tego ani tajemnicy, ani wielkiego show?

Ktoś wpakował się z obiektywem w jej prywatne życie i sam zdecydował, że uczyni z niego sprawę publiczną. Do dziś nie wiadomo, za co tak naprawdę przepraszała Moss. Za to, że podobnie jak większość jej znajomych z pierwszych stron gazet lubi dragi? Czy za to, że była tak głupia i dała się złapać? No regrets, to pierwsza zasada dzisiejszych bohaterów pierwszych stron gazet. Nie wymyślił jej niegrzeczny Mick Jagger ani niepokorna Madonna. Gdzieś w otchłani królewskiej rozpaczy wpadła na nią Maria Antonina.

Czy Paris Hilton była sławna od urodzenia? Ależ skąd. W Stanach są tysiące bogatych, łaknących poklasku, jasnowłosych dziedziczek. Paris na wszystko, co osiągnęła, musiała sobie zapracować. Sekstaśma to przynoszący globalny rozgłos skandal, ale też - bez względu na kalkulacje - obdarcie z intymności. Na własne życzenie Hilton, to prawda. Maria Antonina nie miała tyle szczęścia. Historia jest właściwie identyczna. By zdobyć to, czego chciały, obcy ludzie musieli zajrzeć im pod sukienki. Maria udowadniała innym swoje dziewictwo, Paris - to, że nie cofnie się przed niczym. Wszystko, byleby osiągnąć cel. Dziś to wiedza powszechna, w XVIII wieku Maria Antonina uczyła się na własnych błędach.

Głupiutka, naiwna Austriaczka została wmanewrowana w małżeństwo z rozsądku. Miała czternaście lat. W tym wieku wie się tylko tyle o życiu, że całe one jest przed tobą. W takim momencie poznajemy bohaterkę filmu Coppoli. Upokorzoną nagą dziewczynę wśród dam dworu. Zdezorientowaną nastolatkę uczestniczącą w wielogodzinnych rytuałach. Przestraszoną istotę wepchniętą w masową ceremonię zaślubin. Kogoś, kto w dniu własnego ślubu zrobił interes życia. Nie ma miłości, są powinności oraz profity. Dwieście lat później ten sam patent powtórzyła Diana Spencer. Obie skończyły jako nieszczęśliwe zakupoholiczki. Ale i Lady Di, i Maria nie poddały się bez walki. A przede wszystkim - podczas wojny z etykietą, frustracją w sypialni i wrogością otoczenia, postanowiły dobrze się bawić.

Jedna przyjaźniła się z klanem Versace i udawała królową serc, druga zafundowała sobie operę i największą garderobę świata w jednym - w Wersalu. Obie były w takim samym stopniu naiwne i próżne, co samotne i potrzebujące miłości. Spostrzeżenie na poziomie brukowca? Punkt dla tych, którzy mówią, że to film dla dziewczyn i dla gejów. Czy wręcz - dla czytelników "Vanity Fair".

Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że to film pokolenia odbiorców gazety "Wallpaper*". Mistrzów eklektyki godzących kulturę masową i sztukę wyższą. Jedni gwiżdżą, drudzy klaszczą, ale o tym już było.

Nie sposób nie zgodzić się z reżyserką, że bardziej zafascynowały ją obrazy niżeli historyczne fakty. Dziewczyna w pałacu niż francuska monarchia. Kolory, zapachy, faktury materiałów, smaki ciastek? To stanowiło o życiu królowej, nie militarne pakty.

Czy Britney Spears jest dziś znana z przebojowych singli, czy z dwóch nieudanych małżeństw i skłonności do pokazywania blizny po cesarskim cięciu? Ktoś potrafi powiedzieć w jakim filmie zagrała Lindsay Lohan? Niekoniecznie, ale wiadomo, że uczęszcza na spotkania AA, spóźnia się na plan i wydaje bajońskie sumy w sklepach. Gadżety określają byt osób publicznych. Chłopak, z którym sypiasz, dziecko, które adoptowałaś. Narkotyki, które bierzesz, wokalista, z którym się całujesz. Torebka, z którą cię sfotografowano i wystające zza spodni stringi. Wszystko jest na sprzedaż. I wszystko to warte jest słynnego zdania Madonny - so what?

Machina
Dowiedz się więcej na temat: 'Gwiazdy' | Paris Hilton | dziewczyna | paris | film | maria antonina | Maria
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy