Marcin Koszałka: Nigdy nie robię czarno-białych filmów
30 grudnia reżyser i operator Marcin Koszałka obchodzi 50. urodziny. Jest jednym z nielicznych polskich twórców filmowych, który z powodzeniem łączy warsztat operatora filmowego z autorską wizją kina.
Po raz pierwszy o Marcinie Koszałce usłyszeliśmy w 2000 roku, kiedy jeszcze jako student Realizacji Obrazu na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach zadebiutował jako reżyser osobistym dokumentem "Takiego pięknego syna urodziłam". Film, w którym reżyser krytycznym okiem przyglądał się swoim rodzicom, stał się sensacją Krakowskiego Festiwalu Filmowego, otrzymując wyróżnienie ("w uznaniu dla odwagi w demaskowaniu obłudy życia rodzinnego i inteligentne wykorzystanie formy cinema verite").
Środowisko filmowe nie kryło jednak oburzenia, krytykując debiutanta za podejrzany etycznie ekshibicjonizm.
Emitowany w telewizyjnym paśmie Andrzeja Fidyka "Czas na dokument" miał kilkumilionową widownię. Marcel Łoziński zarzucił wtedy publicznie debiutantowi, że "strzela z kamery do własnej matki" - podsumowywał Tadeusz Sobolewski w tekście dołączonym do DVD "Polska Szkoła Dokumentu | Marcin Koszałka".
- Postawa Marcela Łozińskiego wobec moich filmów jest dobrym przykładem, że nie można w środowisku dokumentalistów stawiać się w pozycji demiurga. Pewien student z Łodzi powiedział mi, że ktoś na wykładach pokazuje mój debiut, "Takiego pięknego syna urodziłam", jako przykład tego, jak nie powinno się robić filmów. To jest nie fair. Twórca nie może cenzurować innego twórcy, nie może stawiać mu własnych granic. I tyle - reżyser bronił się w rozmowie z Interią.
I dodawał: - Granicę wyznacza sobie sam twórca i tylko on (...) Dla mnie jedynym punktem moralnego odniesienia w pracy, jest to, żeby komuś nie rozwalić życia. Tylko tyle.
Koszałka jest z wykształcenia operatorem. Mimo iż obecny był za kamerą od początku XX wieku, po raz pierwszy doceniono go dopiero w 2009 roku, kiedy otrzymał nagrodę za najlepsze zdjęcia do filmu "Rewers" na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Znaczna część akcji filmu rozgrywa się w latach pięćdziesiątych XX wieku. Koszałka pracował na czarno-białym negatywie. Co ciekawe, w realizacji zdjęć wykorzystywał najnowsze rozwiązania operatorskie, ponieważ sam "Rewers" jest historią opowiedzianą ze współczesnej perspektywy.
"W 'Rewersie' nie ma cytatów, nie ma ewidentnych punktów odniesienia, ale chciałem, żeby to była dla mnie i dla widza zabawa kinem, żeby była to zabawa konwencją. 'Rewers' przechodzi przez różne gatunki: zaczyna się jak dramat obyczajowy z czasów stalinizmu, następnie przechodzi w burleskę, potem czarną komedię, a na końcu jest trochę hitchcockowski. Czysta przyjemność" - tak mówił o swym filmie Borys Lankosz w rozmowie z Tomaszem Bielenią w 2009 roku.
"Ogląda się ten film z lekkim niedowierzaniem. Tak błyskotliwego, inteligentnego, żywego, bezpretensjonalnego i zabawnego kina rodzima kinematografia jeszcze nie widziała. Do tego "Rewers" sprawia wrażenie dzieła całkowicie kompletnego, jego warsztatowa maestria widoczna jest bowiem w każdym elemencie filmowego rzemiosła. Zdaje się, że ten film nie ma po prostu słabych punktów" - pisał recenzent Interii.
Kolejnym kontrowersyjnym dokumentem Marcina Koszałki było "Istnienie", w którym fascynacja reżysera tematem śmierci, starości i przemijania znalazła wyraz w ilustracji schyłku życia krakowskiego aktora Jerzego Nowaka.
Reżyser dość długo szukał osoby, która zgodzi się na przekazanie po śmierci swojego ciała Akademii Medycznej w Krakowie. Film "Istnienie" opowiadał będzie bowiem - jak mówi Koszałka - o "przemianie człowieka w powłokę". Według reżysera współczesna kultura nie chce patrzeć na śmierć, która została wyparta z naszych domów.
Nasi bliscy umierają w przestrzeniach laboratoryjnych, w hospicjach, w salach szpitalnych. My nie widzimy śmierci naszych bliskich - mówi Koszałka
Główny bohater filmu, Jerzy Nowak jest aktorem znanym z wyrazistych ról drugoplanowych ("Lista Schindlera", "Ziemia obiecana", "Stawka większa niż życie"). W dokumencie Koszałki odgrywa wreszcie rolę pierwszoplanową. Jak sam twierdzi, zdecydował się wystąpić w filmie dla sławy. Nowak przygotowuje się do zbliżającej się śmierci. Nie zna jej daty, ale przygotowuje się do niej skrupulatnie. Podejmuje ważne życiowe decyzje, między innymi postanawia oddać ciało na cele naukowe. Żyje pełnią życia: kolejne role w przedstawieniach teatralnych, wakacje, zabawa sylwestrowa. Jednocześnie próbuje oswoić się z myślą, że każde z tych wydarzeń może być ostatnie w jego życiu.
Film Koszałki z jego naturalistycznymi zdjęciami "preparatów formalinowych", przełamuje barierę milczenia. Stawia ważne pytania o to, co znaczy dobrze przeżyte życie i co po nas zostanie po śmierci. Autor rejestrując "istnienie" Jerzego Nowaka, nadaje śmierci ludzką twarz.
W 2013 roku do kin trafił dokument Koszałki "Będziesz legendą człowieku", ukazujący kulisy przygotowań piłkarskiej reprezentacji Polski do Euro 2012.
Kamera Koszałki towarzyszyła piłkarzom przez 24 godziny na dobę, docierając w miejsca i rejestrując momenty, jakich nigdy nie udało się pokazać żadnej stacji telewizyjnej. Chwile słabości, triumfu, rozczarowania - po raz pierwszy, bez cenzury, prezentowane z perspektywy samych piłkarzy. Pierwszoplanowymi bohaterami filmu byli Damien Perquis - zmagający się z trudnościami z adaptacją w polskiej kadrze oraz twardziel i dobry duch drużyny - Marcin Wasilewski.
- Nigdy nie robię filmów czarno-białych. W tym filmie będzie i dramat, i radość, i nadzieja. To wszystko będzie się przeplatać, emocje będą się zmieniały - zapowiadał Koszałka.
Reżyser przyznał, że najbardziej przejmujące było dla niego "wszystko, co dzieje się dzień po porażce" polskiej reprezentacji. - Dla mnie zaskoczeniem jest to, że Polacy mimo głodu sukcesu, nie skreślili piłkarzy. Dalej byli za nimi" - podkreślił Marcin Koszałka. - Smuda jest dalej pozytywnie odbierany przez ludzi, a zmasakrowany przez dziennikarzy. Normalny kibic generalnie był po stronie Smudy, nawet w momencie, gdy on przegrał - dodał.
- Najbardziej w ''Będziesz legendą człowieku'' zaskakuje to, że piłkę nożną - sport przecież zespołowy - pokazuje Koszałka jako sumę jednostkowych, osobistych dramatów. Na każdym z osobna spoczywa tutaj ogromna odpowiedzialność, choć wszystkich łączy jakaś niewiara w sukces. Nawet w scenach sportowych kadrowani są pojedynczy zawodnicy. Osamotnienie piłkarzy, ale też kibiców, którzy po porażce rozchodzą się w różnych kierunkach, jest tematem może najciekawszym spośród gąszczu innych, które reżyser powplatał w ramy niewiele ponadgodzinnego filmu - pisał w recenzji dla Interii Jacek Dziduszko.
W 2015 roku Koszałka zadebiutował jako reżyser filmu fabularnego.
Scenariusz "Czerwonego pająka" zainspirowały dwie postaci z miejskich legend. Lucjan Staniak ("Czerwony Pająk") to nigdy nie istniejący seryjny morderca, który trafił do światowej literatury kryminalistycznej jako postać autentyczna. Karol Kot ("Wampir z Krakowa"), jeden z najmłodszych znanych na świecie seryjnych morderców, pod koniec lat 60. stał się prawdziwą gwiazdą mediów. Obie postaci zainspirowały twórców do stworzenia oryginalnej, trzymającej w napięciu fikcyjnej opowieści o naturze zbrodni.
- Nie chcę kokietować widza emocjonalnymi uwzniośleniami. To jest bardzo chłodny film - mówił o swym debiucie "Czerwony pająk" i dodaje: - Moim mistrzem jest Haneke. Nie możesz powiedzieć, żeby w jego filmach były wiadra emocji... On potrafi podać grozę w ciszy, wygrać dramat jednym spojrzeniem, mówić nie na temat, a jednak trafiać w punkt.
"Największym wyzwaniem była dla mnie podwójna rola, jaką odgrywałem na planie. Musiałem przygotować się do pracy jako operator, a jednocześnie zarządzać całością jako reżyser. Mój film to nie jest typowe kino gatunkowe, to autorski projekt. Oczywiście mam nadzieję, zostanie pokazany na całym świecie i że znajdzie swoją własną publiczność" - tłumaczył magazynowi "Variety".
Światowa premiera "Czerwonego pająka" odbyła się na festiwalu w Karlowych Warach.
"Inspirowany historią jednego z najmłodszych seryjnych morderców świata, polski thriller rzuca wyzwanie skostniałemu gatunkowi. Wywołuje niepokój, nie poprzez epatowanie przemocą, ale przez umieszczenie widza 'w butach' socjopaty" - pisał magazyn "Variety". "Pozostając w tradycji 'kina czystego', Koszałka demonstruje wielką pewność i elegancję. Jego debiut to zapowiedź nowego, ważnego głosu na filmowej scenie" - opiniotwórcza gazeta chwaliła polskiego reżysera.
"Czerwony pająk" został wyróżniony Nagrodą Specjalną Jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (za "odwagę w przekraczaniu granic gatunkowych w filmie"). Film Koszałki nagrodzono także na koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film" - Adam Woronowicz został najlepszym aktorem imprezy (za "prawdę postaci przeniesionej na ekran filmowy"), z kolei zdjęcia Marcina Koszałki wyróżniono za "twórcze odtworzenie klimatu lat 60. w obiektywie kamery". "Czerwony pająk" zgarnął także wyróżnienie na łódzkim Forum Kina Europejskiego "Cinergia" w kategorii Najlepszy Debiut Polski (za "umiejętność wykreowania trudnego świata, intensywność atmosfery i moralny niepokój").
Jednym ze stałych współpracowników Marcina Koszałki jest reżyser Michał Rosa. Twórcy mają na koncie m.in. nagradzaną "Rysę" oraz zmysłowe "Szczęście świata" z główną rolą Karoliny Gruszki.
Była to pełna magii, humoru i wzruszeń historia mieszkańców niezwykłej kamienicy - pięknej Róży, zauroczonych nią mężczyzn i kobiet, zazdrosnych o jej wdzięki.
Recenzent Interii zwracał uwagę, że film Rosy zdominowała aktorsko Karolina Gruszka.
- W tej przesyconej realizmem magicznym zmysłowej historii mieszkańców pewnej śląskiej kamienicy (ukłony w stronę Jean-Pierre’a Jeuneta) centralną rolę odgrywa tytułowa Róża. Na wzór studenckich anegdot o profesorach nakazujących kandydatom do szkoły aktorskiej zagranie np. drzewa, Michał Rosa mógł Karolinie Gruszce dać tylko jedną uwagę: zagraj seksapil! - pisał po gdyńskiej premierze filmu Tomasz Bielenia.
Aktorka nie wyglądałaby jednak tak zmysłowo na ekranie, gdyby nie "miękkie" zdjęcia Marcina Koszałki.
- Gruszka nie robi na ekranie nic poza ucieleśnianiem męskich marzeń (musi jeszcze mówić po niemiecku i w jidysz). Jako samotna, nudząca się Żydówka - akcja filmu Rosy rozgrywa się w trakcie II wojny światowej "niedaleko Chorzowa" - jest uosobieniem zmysłowości. Już pierwsze ujęcie z jej udziałem nie pozostawia wątpliwości: operator Marcin Koszałka nie żałuje miękkiego światła, by pokazać w pełnej krasie nagą aktorkę. Przez resztę filmu rudowłosa Gruszka jest powabem, zapachem, kolorem, chaosem - wystarcza, by omamić całą męską populację kamienicy - dodawał recenzent Interii.
-------------------------------------
Trwa wielka loteria na 20-lecie Interii!
Weź udział i wygraj! Każdego dnia czeka ponad 20 000 złotych - kliknij i sprawdź!
W tym roku świętujemy swoje 20-lecie i mamy dla Ciebie niespodziankę. Masz szansę wygrać wielką gotówkę już dziś! Zapraszamy do udziału w Multiloterii. Każdego dnia do wygrania minimum 20 000 złotych, a w wybrane dni grudnia nawet 40 000 złotych! Dołącz do tysięcy Internautów biorących udział w grze! Kliknij link GRAM o duże pieniądze już teraz!