Marcin Dorociński: Był faworytem, ale przegrał. Teraz zdobył inną cenną nagrodę
Marcin Dorociński opublikował na swoim koncie na Instagramie wpis, w którym odniósł się do werdyktu jury Konkursu Głównego 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Chociaż aktor uchodził za faworyta, ostatecznie nie otrzymał nagrody za główną rolę w "Minghunie". Dorociński nie wydaje się tym jednak przejmować.
Aktor przyznał, że w Gdyni był zaledwie jeden dzień, a wyjazd nie obfitował w atrakcje typowe dla FPFF w Gdyni. "Do Piekiełka [legendarnego klubu festiwalowego] nie dotarłem, po czerwonym dywanie nie stąpałem" - przyznał Dorociński. Zamiast tego widział morze, przyjaciół i twórców "Minghuna" Jana P. Matuszyńskiego.
Wyznał, że nie jest załamany z powodu braku nagrody za swój występ. "Powiem tak: konkursy mają to do siebie, że wygrywa jedna osoba (lub film), a cała reszta przegrywa. Brutalne, ale trzeba to zaakceptować, takie są reguły gry. I mówię to z perspektywy osoby, która zagrała w filmie, który nie otrzymał ani jednej nagrody" - napisał.
Zaraz dodał, że filmów nie robi się dla nagród. "Jak się pojawiają, to wspaniale – jak nie, trudno. Wiem, wiem, zaraz pojawią się głosy, że łatwo mi mówić – ale uwierzcie mi, ja również swoje frustracje przeżyłem i wiem, że szkoda życia. Bo to są jednak tylko nagrody" - stwierdził.
Następnie pogratulował zwycięzcom tegorocznych nagród w Gdyni, przede wszystkim Jackowi Borusińskiemu, wyróżnionemu za główną rolę we "Wróblu", Magnusowi Von Hornowi, który otrzymał Srebrne Lwy za "Dziewczynę z igłą", a także Dagmarze Dominczyk za występ w "Rzeczach niezbędnych". Dodał także, że operator Michał Dymek to talent, o którego "będzie się bić Hollywood". Kończąc wątek gdyński, zaapelował, by festiwal łączył, a nie dzielił.
Wyznał także, że trochę kłamał, jeśli chodzi o nagrody. "Jest taka jedna, która jest najważniejsza ze wszystkich na świecie. W ubiegłym tygodniu wygrałem turniej absolwentów szkoły podstawowej nr 4 w Grodzisku Mazowieckim w ping-ponga. Był to memoriał imienia Marii Michalak - mojej ulubionej nauczycielki chemii, a także dyrektorki szkoły. I tę nagrodę przytulam do serca" - wyznał.
Dodał, że drugie miejsce zajął jego brat. "Przejęliśmy rynek ping-ponga. Jesteśmy jak Ken i Roman" - zażartował, nawiązując do bohaterów serialu "Sukcesja".