Maciej Kawulski: Ludzkiej natury nie da się oszukać
Kiedyś był znany jako chłopak Edyty Herbuś, dziś słynie z organizacji gal MMA i coraz lepiej radzi sobie jako reżyser. Z powodu obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa nie mógł organizować imprez sportowych ani kręcić filmów, ale nie narzeka na swój los. Przeciwnie, Maciej Kawulski przyszłość branży filmowej, muzycznej i gastronomicznej widzi w jasnych barwach. Jego zdaniem ludzie wrócą do kin, restauracji, hal sportowych i koncertowych, bo wspólne przeżywanie takich wydarzeń leży w naturze człowieka.
Maciej Kawulski przez lata kojarzył się przede wszystkim z mieszanymi sztukami walki (MMA) oraz galami tej dyscypliny sportu, które jako pierwszy w Polsce zaczął organizować w połowie lat dwutysięcznych i robi to do dziś.
Zamiłowanie do tego sportu postanowił połączyć z drugą swoją wielką pasją - filmem. Udało mu się to w 2019 roku, kiedy to odbyła się premiera pierwszego filmu w jego reżyserii - "Underdog", opowiadającego inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami historię o zawodniku MMA granym przez Eryka Lubosa.
Rok później na ekrany kin weszła kolejna produkcja Kawulskiego, tym razem o świecie przestępczym "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa", która przyniosła reżyserowi jeszcze większy rozgłos i uznanie widzów oraz środowiska filmowego.
Kawulski nie zwalnia tempa, bo aktualnie trwają zdjęcia do sequela "Jak pokochałam gangstera". Jest to historia opowiadająca o życiu słynnego mafioza Nikodema Skotarczaka "Nikosia", którego zagra Tomasz Włosok, w obsadzie zobaczymy kilku zawodników MMA oraz plejadę aktorów: Antoniego Królikowskiego, Janusza Chabiora, Magdalenę Lamparską czy Annę Czartoryską-Niemczycką. Oprócz MMA i kina Maciej Kawulski ma jeszcze jedną pasję - futbol. Zdradził się z tym w najnowszym wpisie na Instagramie, do napisania którego skłoniły go rozpoczęte niedawno mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
Start Euro 2020 skłonił go jednak do rozważań na temat przyszłości kin, restauracji, wydarzeń muzycznych i sportowych, a nawet świątyń. "Nieważne, czy się modlisz, medytujesz, słuchasz muzyki czy oglądasz swój ulubiony sport. Ważne jest to, że łączysz się w tej czynności z innymi. To dlatego wolimy odbierać to wszystko na stadionach lub w świątyniach zamiast w domach przed telewizorem i pod ciepłym kocem. No bo przecież nie dlatego, że lepiej widać albo słychać. Nawet nie dlatego, że czujemy się wtedy być bliżej źródła. Stajemy się wtedy po prostu częścią globalnej świadomości zbiorowej" - napisał Kawulski.
Stwierdził też, że to wynika z ludzkiej natury, z tego, że człowiek zawsze będzie dążył do znalezienia się w grupie, niezależnie od tego, czy chce obejrzeć wydarzenie sportowe, czy się pomodlić. "Ludzkiej natury nie da się oszukać. Będziemy znów chodzić do kina, choć mamy coraz większe ekrany w domach. Będziemy wspólnie słuchać muzyki, choć dziś możemy słyszeć ją lepiej we własnych pokojach. Będziemy znów jadać w restauracji, mimo iż znacząco doposażyliśmy własne kuchnie. Będziemy szukać razem Boga, choć znajduje się niezmiennie w naszym sercu" - kończy metafizycznie swój post Kawulski.