Ma ponad 2 metry wzrostu i waży tylko 56 kg! To efekt choroby genetycznej
Javier Botet przestraszył w swoim życiu miliony ludzi, grając potwory w blisko stu filmach takich jak: „Mama”, „Obcy: Przymierze”, „Slender Man”, „It”, „Mumia”. Teraz przyszła kolej na zagranie kultowej roli Drakuli w horrorze „Demeter. Przebudzenie zła”.
Javier Botet jest hiszpańskim aktorem, u którego w wieku pięciu lat zdiagnozowano bardzo rzadką chorobę genetyczną, której przyczyną jest mutacja w genie FBN1 - zespół Marfana. Botet już jako dziecko był wysoki i szczupły. Dziś ma 201 cm wzrostu i waży jedynie 56 kg.
"Zespół Marfana jest zaburzeniem tkanki łącznej" - wyjaśnia Botet. "To sprawia, że jesteś tak elastyczny w stawach i bardzo długi. W dzieciństwie rozwijasz się bardzo szybko. Wiem, że lekarz powiedział mojemu ojcu, że prawdopodobnie nie dożyję 20 lat. Miałem jednak wielkie szczęście, ponieważ medycyna obecnie bardzo się rozwinęła. Teraz osoby z zespołem Marfana żyją 75 lat, a nawet więcej. Mimo to muszę bardzo na siebie uważać, być odpowiedzialnym i chodzić do lekarza co roku" - dodaje.
A jaką osobą jest prywatnie Javier? Nic nie wiadomo o jego podbojach miłosnych. Aktor nie ma żony ani dzieci. Ale filmowcy twierdza, że ma ciekawą osobowość. "On jest po prostu najsłodszym facetem" - twierdzi James Wan, który obsadził aktora w roli nadprzyrodzonego demona w "Obecności 2". "Wszystkie wielkie potwory z kinowych horrorów są grane przez najsłodszych, najmilszych aktorów, a Javier z całą pewnością jest na czele tego peletonu" - dodaje.
"Demeter. Przebudzenie zła" jest adaptacją siódmego rozdziału powieści Brama Stokera "Dracula", w której kultowy wampir zabija załogę statku, która nieświadomie transportuje arystokratycznego krwiopijcę z Europy Wschodniej do Anglii. Aby wzmocnić klimat, reżyser André Øvredal postanowił odejść od ludzkiego wyglądu i arystokratycznych kostiumów innych Drakul z dużego ekranu na rzecz postaci bardziej dynamicznej i potwornej. "Zawsze chciałem przedstawić Draculę w sposób inny niż wszystkie. W powieści postać nie została bardzo dokładnie opisana. Po prostu wiemy, że ma zdolność zmieniania się w różnego rodzaju kształty. Mogliśmy więc swobodnie tworzyć tego demona, jak nam się podobało" - mówi filmowiec.
To miał być kolejny zwyczajny rejs. Morze było spokojne, prognozy nie zapowiadały sztormu. Gdy szkuner "Demeter" odbił od nabrzeża, nikt z załogi nie wiedział, że w jednej z dwudziestu czterech nieoznakowanych skrzyń znajdujących się na pokładzie, kryje się zło. Zapadł zmrok, a statek był na pełnym morzu, gdy odkryto pierwszą ofiarę. Wołanie o pomoc nie miało już sensu, a walka o przetrwanie okazała się boleśnie nierówna. Każda kolejna noc przynosiła śmierć, a istota będąca jej sprawcą pozostawała nieuchwytna. Im bliżej było do londyńskiego portu, tym bardziej oczywisty stawał się fakt, że najgorsze dopiero nadchodzi - brzmi opis fabuły filmu "Demeter: Przebudzenie zła".