M. Night Shyamalan: Oczyszczająca porażka
Niegdyś był znakomicie zapowiadającym się reżyserem. Jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku lat M. Night Shyamalan rozmienił karierę na drobne? Reżyser sam przyznaje, że zrealizował "kilka filmów, które odniosły sukces, a następnie mnóstwo filmów, które ludziom się nie podobały".
Reżyserskim debiutem kończącego właśnie 50 lat artysty był dramat "Praying With Anger" z 1992 roku. Co ciekawe, sam wcielał się w nim w główną rolę. Obraz nie odniósł jednak sukcesu i Shyamalan musiał czekać sześć lat, zanim zebrał pieniądze na kolejny film. Gdy w końcu się udało, zrealizował familijny komediodramat "Dziadek i ja" (1998), który także przeszedł bez echa.
W wypadku reżysera doskonale sprawdziło się powiedzenie "do trzech razy sztuka". Kolejna produkcja Shyamalana okazała się bowiem strzałem w dziesiątkę. "Szósty zmysł" (1999) - opowieść o chłopcu, który widzi zmarłych - nie dość, że zarobił w kinach prawie 700 mln dolarów, to jeszcze doczekał się sześciu nominacji do Oscara (w tym dla Shyamalana w kategorii najlepszy reżyser i dla Haleya Joela Osmenta za kreację Cole'a Seara).
Shyamalan postanowił kuć żelazo póki gorące i rok później zrealizował kolejny film. W głównej roli zagrała w nim gwiazda "Szóstego zmysłu" - Bruce Willis. "Niezniszczalny" (2000) opowiadał o ochroniarzu (Willis), który dzięki fanatykowi komiksów (Samuel L. Jackson) odkrywa w sobie niezwykłe umiejętności. Obraz spisał się w kinach przyzwoicie, ale z pewnością nie był hitem na miarę poprzedniej wspólnej produkcji Shyamalana i Willisa.
O ile w "Szóstym zmyśle" Shyamalan straszył duchami, a w "Niezniszczalnym" ludźmi, to w zrealizowanych w 2002 roku "Znakach", to kosmici byli siłą zagrażającą głównym bohaterom. Film opowiadał o owdowiałym pastorze (Mel Gibson), którego życie zmienia się, gdy pewnego dnia na swoim polu kukurydzy znajduje tajemniczy symbol.
Joaquin Phoenix grał brata głównego bohatera "Znaków" i Shyamalan postanowił kontynuować z nim współpracę przy okazji swojego kolejnego filmu - thrillera "Osada" (2004). Produkcja opowiadała o małej wiosce otoczonej przez lasy, w których żyją przerażające istoty - na mocy niepisanego porozumienia, nie atakują jednak mieszkańców. Działania głównego bohatera doprowadzają do złamania tej umowy...
Shyamalan do swoich kolejnych produkcji zatrudnia zazwyczaj przynajmniej jednego aktora, z którym już pracował. W przypadku "Kobiety w błękitnej wodzie" (2006) padło na Bryce Dallas Howard, grającą niewidomą postać z "Osady". Tym razem wcieliła się w nimfę wodną, którą grany przez Paula Giamattiego bohater musi uratować przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Jak można łatwo zauważyć, fabuły każdego kolejnego filmu reżysera były coraz niższych lotów. O ile w przypadku "Znaków" czy "Osady" całość ratowała jeszcze forma, w jaką wydarzenia zostały "ubrane", to począwszy od "Kobiety w błękitnej wodzie", za którą Shyamalan zebrał dwie Złote Maliny (najgorszy reżyser i aktor drugoplanowy), było coraz gorzej. "Zdarzenie" (kolejne nominacje do wspomnianych nagród dla Shyamalana - za reżyserię i scenariusz) opowiadało na przykład o fali samobójstw, która przetacza się przez Amerykę, czyniąc z osób, które przeżyły uciekinierów.
Nagrodzony aż pięcioma Złotymi Malinami (w tym dwiema - reżyseria i scenariusz - dla Shyamalana) "Ostatni Władca Wiatru" (2010), zrealizowany na podstawie znanego serialu dla dzieci, opowiadał zaś o potomku znaczącej linii Awatarów, który musi stawić czoła narodowi Ognia i nie dopuścić do zniewolenia narodów Wody, Ziemi i Powietrza.
Z kolei w science-fiction "1000 lat po Ziemi" (2013) urodzony w Indiach twórca opowiadał o legendarnym żołnierzu i jego dziecku - w główne role wcielali się Will Smith i jego syn, Jaden), którzy rozbijają się swoim statkiem kosmicznym na Ziemi, od dziesięciu wieków niezamieszkiwanej już przez ludzi. Chyba nie muszę dodawać, że Shyamalan znów był nominowany do Złotych Malin za reżyserię i scenariusz...
"Czułem, że zaczynam trochę tracić głos" - przyznał w rozmowie z "Rolling Stone". W końcu doszedł do wniosku, że najbardziej twórczy jest wtedy, kiedy pozostaje sobą. "Zastanawiałem się nad sobą, nad każdym pomysłem, który przychodził mi do głowy. Moja branża uznała, że nie mam wartości. Byłem osobą, która przez jakiś czas miała szczęście, które okazało się fikcją. Nie wierzyłem w siebie" - wyznał.
Lekarstwem na całe zło okazały się puzzle, które Shyamalan układał z rodziną. "Nie muszę wiedzieć, jaki jest obraz mojego życia. Muszę tylko zaufać, że jest" - wspomina moment, w którym postanowił ponownie robić to, w czym jest najlepszy i posłuchać swojego szóstego zmysłu.
Wrócił do pomysłu zrealizowania filmu "Wizyta". Film zarobił na całym świecie ponad 98 mln dol., przy początkowym budżecie w wysokości 5 mln. W weekend otwarcia przyniósł zysk w wysokości 25,4 mln dol. Później przyszła pora na "Split", którego budżet wyniósł 9 mln dol., a łączny przychód z produkcji - ponad 278 mln dol.
"Porażka jest bardzo oczyszczająca, sukces bardzo mylący" - podkreślił w rozmowie z "Vulture". "Sukces ciągle szepcze, że masz kontrolę. To kłamstwo. Czasem trzeba ponieść porażkę, żeby powrócić i zrobić dokładnie to, co chcesz" - dodał.
Ostatnim projektem Shyamalana był bardzo dobrze przyjęty serial platformy Apple TV+ "Servant", którego był producentem. Podobnie jak trzy jego ostatnie filmy ("Wizyta", "Split" i "Glass"), także i jego nowy film zostanie sfinansowany ze źródeł niezależnych od dużych studiów filmowych. Nakręcone za 35 milionów dolarów poprzednie trzy produkcje przyniosły zysk przekraczający 600 milionów dolarów.